Książę w Nowym Jorku 2 - recenzja filmu
Tęskniliście za księciem Akeemem Jofferem? Jeśli tak, to wraca on ponownie do Nowego Jorku. Czy ten hit sprzed lat z Eddiem Murphym znów nas rozbawi? Sprawdzamy nową produkcję Amazon Prime Video.
Tęskniliście za księciem Akeemem Jofferem? Jeśli tak, to wraca on ponownie do Nowego Jorku. Czy ten hit sprzed lat z Eddiem Murphym znów nas rozbawi? Sprawdzamy nową produkcję Amazon Prime Video.
Książę Akeem (Eddie Murphy) i jego wierny przyboczny Semmi (Arsenio Hall) wracają po 33 latach. Od momentu, gdy widzieliśmy ich ostatni raz, sporo się zmieniło. Spadkobierca tronu Zamundy jest szczęśliwie żonaty z Lisą McDowell (Shari Headley), mają razem trzy córki - Meekę (KiKi Layne), Ommę (Bella Murphy) i Tinashę (Akiley Love). Zgodnie z prawem tron może przejąć jedynie męski potomek rodu, którego Akeem już mieć nie będzie. I pewnie nie byłby to problem, gdy do drzwi królestwa nie dobijał się generał Izzi (Wesley Snipes), władca sąsiedniej Nextdoriany, który domaga się, by jego syn poślubił jedną z córek Joffera. Tym samym oba królestwa się połączą, ale to jego rodzina przejmie władzę nad ziemią. Gdy król Jaffe Joffer (James Earl Jones) jest umierający, postanawia zdradzić synowi ściśle strzeżoną tajemnicę. Okazuje się, że Akeem - podczas wizyty w pewnym lokalu uciech 30 lat wcześniej - spłodził syna, nawet o tym nie wiedząc. Jeśli odnajdzie bękarta i namówi go na to, by wrócił z nim do Zamundy, może uratować królestwo. I w ten sposób książę po trzech dekadach wraca do Queens, gdzie rozpoczęła się jego przygoda.
Książę w Nowym Yorku 2 jest filmem, który nie powstał dlatego, że ktoś napisał świetny scenariusz, ale dlatego, że grupa ludzi postanowiła jeszcze raz na ekranie odegrać swoje kultowe role. Na szczęście nie jest to wymuszony powrót. Ma on miejscami pewną lekkość. Zwłaszcza w momentach, w których sam się z siebie śmieje. Na uwagę zasługuje scena, gdy Lavelle grany przez Jermaine’a Fowlera opisuje amerykańskie kino słowami: „Obecnie królują u nas filmy z trykociarzami, rebooty oraz kontynuacje hitów sprzed lat, o które nikt nie prosił”. Taka jest niestety prawda, nikt nie potrzebował kontynuacji tej komedii. Praca nad samą konstrukcją historii trwała aż 4 lata, w co trudno uwierzyć, patrząc na końcowy efekt. Reżyser Craig Brewer postanowił jednak przedstawić fanom dalsze losy słynnego księcia i trzeba przyznać, że robi to bez większego bólu. Historia, którą napisał Kenya Barris z pomocą twórców oryginału, czyli Davida Sheffielda i Marry’ego W. Blausteina, może nie jest oryginalna i zaskakująca, ale ogląda się ją bez większego zgrzytu. Od pierwszych minut wiemy, jak ta opowieść się skończy, ale o dziwo nie przeszkadza to w całkowitym odbiorze. Jest to bowiem jedna z tych produkcji, dzięki którym czerpiemy radość ze spotkania starych znajomych. A liczba bohaterów powracających na ekran jest imponująca. Nawet słynne bliźniaczki załapały się na występ.
Pierwsza część filmu opowiadała o przemianie chłopaka, który przez całe życie miał wszystko podsuwane pod nos, w mężczyznę chcącego wprowadzić zmiany cywilizacyjne w swoim królestwie. Gdy zbliża się ten długo oczekiwany moment, okazuje się, że strach przed zmianą istniejącego ładu jest ogromny, a wartości, które były mu kiedyś tak bliskie, nagle gdzieś odpływają. Jest to ciekawe spojrzenie. Szkoda, że twórcy nie zdecydowali się trochę bardziej wyeksponować go na pierwszym planie. Tytuł jest trochę mylący, ponieważ większość akcji toczy się nie w Nowym Jorku, a w Zamundzie. Twórcy odwrócili schemat i teraz to chłopak z Ameryki musi odnaleźć się w kulturze afrykańskiej. Ta podróż ma pomóc mu w odnalezieniu siebie i zdecydowaniu, kim chce być w przyszłości.
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałem zabawną komedię z Eddiem Murphym. Odnoszę wrażenie, że ten niegdyś błyskotliwy komik zatracił gdzieś swój naturalny talent i już go raczej nie odzyska. W Książę w Nowym Yorku 2 jest cieniem dawnego siebie. Leci trochę na autopilocie, ale niestety nie jest już tak zabawny jak kiedyś. Nie przeszkadza to jednak w odbiorze filmu, bo twórcy tłumaczą to dojrzałością, jakiej nabrał główny bohater. Jako głowa rodziny jest dużo rozważniejszy. Oczywiście Murphy nadrabia to, wcielając się w różne inne postaci, jak chociażby fryzjera Clarence czy piosenkarza Randy Watson.
Widzowie ucieszą się ze spotkania starych dobrych znajomych, ale nie wszystkie nowe postaci ich zadowolą. Jermaine Fowler grający Lavelle’a, syna z nieprawego łoża, nie potrafi wnieść do tej postaci niczego komediowego. Jest nijaki, przez co cały jego wątek jest mało atrakcyjny. Sytuacje ratuje świetny Wesley Snipes jako główny antagonista. Grany przez niego generał jest zarówno zabawny, jak i przerażający przez swoją niestabilność psychiczną. Cieszę się, że twórcy nie zdecydowali się na pierwotny plan, jakim było obsadzenie w tej roli Eddy’ego Murphy’ego w przebraniu, bo produkcja dużo by na tym straciła.
Książę w Nowym Yorku 2 to nostalgiczna podróż, na którą nikt chyba nie czekał, ale wielu widzów wybierze się z przyjemnością. Podoba mi się to, jak twórcy starają się wrócić do prawie wszystkich postaci z pierwszej części. Nawet bracia Duke pojawiają się przez chwilę na ekranie, co przypomina nam jedynie o tym, że ta produkcja rozgrywa się w tym samym uniwersum co Nieoczekiwana zmiana miejsc. Takie smaczki skutecznie rekompensują słaby scenariusz i dużo słabszy poziom serwowanego humoru. Choć nie sprawią, że wrócicie do tej pozycji. Jest to niewątpliwie film jednorazowego użytku.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat