Księga czarownic: sezon 3 - recenzja
Księga czarownic znajduje swój finał w nowym 3. sezonie. Historia Matthew i Diany proponuje widzom szablonowe, acz całkiem poprawne zakończenie.
Księga czarownic znajduje swój finał w nowym 3. sezonie. Historia Matthew i Diany proponuje widzom szablonowe, acz całkiem poprawne zakończenie.
Księga czarownic, po dwóch sezonach emitowanych sukcesywnie od 2018 roku, doczekała się zwieńczenia w postaci nowej serii 3. Nowa odsłona produkcji liczy tylko 7 odcinków, a zatem mniej niż dwie początkowe - w ogólnym rozrachunku serialowi wychodzi to jednak na dobre, bowiem dzięki temu akcja toczy się wartko, a epizody pozbawione są dłużyzn. Już od pierwszego odcinka czuć, że twórcy mocno zagęszczają atmosferę - nie tylko po to, by zmieścić się z całą historią w prognozowanych siedmiu odsłonach, ale też dlatego, by dodać całości nieco więcej powagi i napięcia. Nadszedł czas na konfrontację z rzeczywistością, o czym Matthew i Diana boleśnie przekonują się już w scenie otwierającej, gdy wracają ze swojej podróży w czasie.
Jak pamiętamy, 2. sezon Księgi czarownic skupiał się przede wszystkim na dojrzewaniu głównych postaci. Dużą uwagę poświęcono Dianie i jej ewoluowaniu w czarownicę - bohaterka wiele odcinków minionej serii spędziła pod okiem starszych i bardziej doświadczonych czarownic, próbując opanować magię, która w niej drzemie. Teraz, gdy wkraczamy w 3. sezon, Diana jest już świadoma swoich mocy, prezentując je w co drugiej scenie, często w towarzystwie pompatycznych efektów specjalnych i na tle zszokowanych twarzy innych bohaterów. Rozumiem, że w nowy sezon twórcy chcieli wejść bez zbędnych wprowadzeń, jednak nie jestem pewna, czy te parę spotkań z mentorkami w serii 2. wystarczająco mocno umotywowało potęgę czarownicy w nowej odsłonie produkcji. Od samego początku 3. sezonu widzimy, że Diana nie jest już początkującą kursantką magii, a niesłychanie potężną czarownicą - można mieć wrażenie, jakby ominęło nas kilka istotnych szczegółów z przeszłości, podczas których doszła do takiego poziomu. To uczucie lekkiego zagubienia powraca też w kilku innych momentach sezonu - czas, jaki upływa między epizodami, to nie dni czy godziny, ale raczej długie tygodnie, co widać przede wszystkim po zaskakująco szybko rosnącym brzuchu ciążowym Diany. Co jakiś czas łapałam się na tym, że gdzieś brakuje mi rozwinięcia poszczególnych wątków, a przynajmniej sugestii, w jaki sposób co z czego wynika. Jednak rozumiem, że takie wybory twórców podyktowane są ograniczeniem liczby odcinków - dzięki wszystkim tym zabiegom można już odsunąć na bok powolne budowanie akcji czy tła dla poszczególnych wydarzeń. W 3. sezon wchodzimy w pełnym tempie, które nie będzie opadało aż do wielkiego finału.
Główną osią fabularną nowej odsłony w dalszym ciągu jest poszukiwanie przez bohaterów Księgi życia - teraz jednak robi się coraz bardziej desperacko, ponieważ nastroje w społeczności magicznej są coraz bardziej napięte. Demony, wampiry i czarownice są ze sobą skłócone, a wymykające się spod kontroli ataki w Londynie czy coraz częstsze zabójstwa i wzajemne konfrontacje sprawiają, że wyraźnie czuć tu atmosferę zbliżającej się wielkiej wojny. Presja odnalezienia Księgi spoczywa przede wszystkim na Dianie - w nowym sezonie czarownica portretowana jest wręcz jako niezłomna siłaczka, co widać nie tylko w scenach magicznych, ale także w jej opanowaniu, determinacji w poszukiwaniach czy wreszcie w samym fakcie narodzenia dzieci. A skoro już o dzieciach mowa, spodziewałam się, że ich przyjście na świat będzie wiązało się z poważnym zagrożeniem, ale okazuje się, że jest ono tylko teoretyczne - twórcy zdecydowali się uczynić ten wątek pobocznym i poza kilkoma czysto zapoznawczymi scenami z nowymi członkami rodziny, a także dyskusjami na temat przyszłości pociech i zapewnieniu im bezpieczeństwa, dzieci Matthew i Diany nie pełnią praktycznie żadnej funkcji dla bieżących wydarzeń. Może gdyby twórcy mieli więcej czasu, wyglądałoby to nieco inaczej.
Co istotne, nowa seria w umiejętny sposób podsumowuje wątki, które sygnalizowane były do tej pory. Rozwiązuje się kwestia wampirzych ataków w Anglii, pewnej równowagi nabiera też sam wątek Matthew i jego zawiłej przeszłości. Wreszcie dowiadujemy się więcej o poszukiwanej miesiącami Księdze życia. Twórcy proponują nam też finałowe konfrontacje, do których przygotowywano nas już od jakiegoś czasu - Diana i Matthew staną oko w oko ze swoimi przeciwnikami (ciekawostka: część akcji rozgrywa się w województwie lubelskim w Polsce!), a w Zgromadzeniu dojdzie do ostatecznego starcia światopoglądów i pewnego rodzaju rewolucji politycznej. Od początku sezonu czuć, że wydarzenia, jakie stoją przed bohaterami, wywrócą do góry nogami cały dotychczasowy porządek tego świata - i rzeczywiście tak jest. Można mieć jedynie zarzut do tego, że część tych wielkich konfrontacji potraktowano naprawdę po łebkach - mimo budowania atmosfery zagrożenia, same walki rozgrywane są na szybko, przez co nie można w to włożyć emocjonalnego zaangażowania. Przeżywanie tych scen rujnuje nieco sam fakt, że Diana jest już naprawdę bardzo potężna - i nikt nie próbuje nawet tego ukryć. Twórcy w zasadzie cały czas pokazują, że czarownica może osiągnąć absolutnie wszystko, przez co chyba ani razu nie dałam się nabrać na to, że jej coś grozi. Sceny, które miały być poważne i pełne niepokoju, okazują się trochę naiwne, a happy end wyczuwalny jest mimo największego mroku. I pewnie można byłoby się tego uczepić, gdyby nie fakt, że nawet pasuje to do ogólnej, momentami cukierkowej, koncepcji serialu, a sam fakt rozwiązania wszystkich punktów zapalnych sprawia, że produkcja znajduje bardzo poprawne i rozsądne podsumowanie. Twórcy zamknęli wszystkie sporne kwestie, widzowie odnaleźli odpowiedzi na najważniejsze pytania - jak na wielki finał jest wręcz podręcznikowo, mimo paru uchybień, skracania wątków, na których rozwinięcie po prostu nie było czasu, czy też pojedynczych luk fabularnych, w pełni kupuję proponowane zakończenie. Owszem, pewnie dałoby się z tego wycisnąć coś więcej, jednak w obecnej zwięzłej formie jest to jak najbardziej przyswajalne - i przynajmniej wymyka się nudzie.
Księga czarownic dobiegła końca po 3. sezonie, jednak mimo tego, że historia Matthew i Diany znalazła swój finał, świat przedstawiony pozostawia duże pole do popisu, jeśli chodzi o ewentualne rozwinięcie serialowe. Na ten moment nie wiemy nic o dalszym budowaniu tej fantastycznej rzeczywistości, jednak kto wie - materiału do wykorzystania jest tutaj naprawdę dużo. Po wielkim finale serial nabiera wyraźnego kształtu i z technicznego punktu widzenia można całościowo ocenić, że historia została nam opowiedziana naprawdę umiejętnie - od pierwszego sezonu i romansu głównych bohaterów, poprzez ich przygodę w odległej przeszłości, aż do konfrontacji z rzeczywistością w serii numer 3. Serial został zamknięty w proporcjonalnych segmentach i finalnie pozostaje w pamięci jako opowieść dobrze rozpoczęta i dobrze zakończona. Na parę kwestii trzeba przymknąć oko - to w końcu opowieść o czarownicach, wampirach i demonach. Podchodzenie do niej zbyt poważnie chyba mijałoby się z celem. Ode mnie - zarówno za finał, jak i za całokształt - 7/10.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1979, kończy 45 lat