Kto zabił Florę?
Dziesiąty odcinek daje nam wyraźną sugestię dotyczącą tożsamości mordercy pokojówki. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie zbyt duży nacisk położony na przewidywalność i wątki utrzymane w tonacji telenoweli.
Dziesiąty odcinek daje nam wyraźną sugestię dotyczącą tożsamości mordercy pokojówki. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie zbyt duży nacisk położony na przewidywalność i wątki utrzymane w tonacji telenoweli.
Gdy podczas śledztwa Marisol dowiedzieliśmy się, że Flora miała romans z kolegą jej syna, wówczas od razu podejrzewałem, o kogo może chodzić. Ten odcinek jedynie potwierdził moją hipotezę. Problem w tym, że doprowadzając do wielkiego odkrycia tożsamości, twórcy nie zaserwowali nam zabawnej historyjki i parodii telenoweli, ale odcinek bardzo przeciętnej jakości pełny na siłę poważnych wątków i przewidywalności. Tyczy się to także Marisol i jej śledztwa, które - w porównaniu do poprzednich wyczynów - było bardzo nijakie i skupiło się tak naprawdę na informacji o ciąży Taylor.
Wątek Taylor to zupełnie nie to, co chcemy oglądać w Devious Maids. Wplatanie drobnego żartu z plotkami to za mało, gdy twórcy skupiają się na pseudo-emocjonalnych rozterkach męża Taylor i jego byłej żony. Devious Maids to serial zabawny, który prezentuje swego rodzaju komentarz społeczny i parodię gatunku, a tutaj wszystko zaserwowano na poważnie jak w zwyczajnym odcinku "Mody na sukces". Nie tędy droga. Za potwierdzenie można uznać incydent na przyjęciu, gdy była żona wiesza się tuż za tarasem.
To samo tyczy się Carmen, która co prawda przeszła już błyskotliwą metamorfozę, stając się uosobieniem cnót wszelakich, ale jej wątek nie oferuje nam niczego interesującego. W jakimś stopniu udaje się wyśmiać stereotypy poprzez urażone uczucia Alejandro w związku z jego owłosionymi plecami, ale to za mało. Devious Maids przyzwyczaiło nas do zabawniejszych momentów i bardziej wymyślnych wątków niż coś takiego.
[video-browser playlist="635494" suggest=""]
Również nie najlepiej jest z Valentiną i Remim, gdyż dostajemy zwyczajną historię miłosną, która całe szczęście oferuje nam przynajmniej trochę śmiechu. Sceny kradnie tata Valentiny, porządnie naśmiewając się z jej chłopaka. Gdyby nie jej celebrowanie focha i odkrycie Ameryki w postaci faktu, że Remi nie zna jej nazwiska, moglibyśmy zaliczyć ten element do udanych.
Odcinek ponownie ratuje Rosie, której urok, sympatyczna naiwność i relacja ze Spencem dostarczają wielu wrażeń, szczególnie gdy kobieta mobilizuje go, by ten wziął się w garść i pokazał, że jest twardy. Jego nauka bycia wojownikiem z telenoweli, w której gra, to dość zabawny pomysł. Końcowy efekt starcia z oprawcą Rosie jest oczekiwany i poprawny. Jest trochę śmiechu, ale też emocji. Trudno nie współczuć Rosie, gdy widzi Spence'a godzącego się z żoną.
Chyba śmiało możemy powiedzieć, że jest to jeden ze słabszych odcinków sezonu, który poszedł w zupełnie inną stronę, niż do jakiej serial nas przyzwyczaił. Oby był to jedynie wypadek przy pracy.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat