Kung Fu: sezon 1, odcinek 8 - recenzja
Kung-Fu ma momenty i potencjał, ale wszystko jest marnowane przez fatalną realizację i morze ckliwości.
Kung-Fu ma momenty i potencjał, ale wszystko jest marnowane przez fatalną realizację i morze ckliwości.
Kung Fu czasem sprawia wrażenie serialu, który sam nie wie, czym chce być. Czy to produkcja o sztukach walki? A może kryminał z mistycznymi elementami? Jest też dużo tematów społecznych i dramatów rodzinnych. Ta mieszanka coraz bardziej zmierza w kierunku serialu fantasy, który gdzieś traci swój klimat z początku sezonu, bo mieliśmy walki, tajemnicę, zemstę i bój o sprawiedliwość. Wprowadzenie motywu dziedzictwa Nicky jest wręcz kuriozalne pod kątem fabularnym, co dodatkowo motywuje nadnaturalny wydźwięk wątku legendarnych broni. Ten miszmasz coraz bardziej zaczyna akcentować różne zgrzyty, bo za dużo jest tu elementów, a za mało spoiwa, które mogłoby nadać temu sens.
Tematem odcinka jest rodzinny dramat, bo gdy tata Nicky dowiedział się prawdy, obraził się na mamę. Całość wydaje się trochę banalna, pozbawiona głębszego wyrazu emocjonalnego i – powiedzmy sobie to wprost – przekombinowana. Działa to w miarę pod kątem emocji tylko dzięki Tzi Ma, który w takich wątkach zawsze daje z siebie wiele, ale poza tym nie ma tutaj za bardzo gdzie szukać pozytywów. Dodatkowo spotkanie ojca z mistrzynią w Chinach wydaje się wątkiem w stylu: "o, fajny pomysł, nie ma żadnej podbudowy, ale i tak go dajmy, bo pasuje do tezy". Ckliwe, nudne, oklepane. A już rozmowa ojca z Ryanem o jego orientacji seksualnej jest kwintesencją kiczu – scena totalnie wyidealizowana, od czapy wprowadzona. Mam rozumieć, że pomimo tylu miesięcy ojciec nie rozmawiał z nim o tym ani razu? Do tego młodszy aktor fatalnie to zagrał. Dawno nie widziałem tak nieautentycznych emocji oraz trudności w ich budowaniu. Nawet nie udało się wycisnąć łez, by to podkreślić.
Najgorzej jednak wypada wątek z dziewczyną z rodziny przyszłego męża Althei, czyli sztampowy wątek rozpieszczonych młodych ludzi z wyższych sfer, którzy kradną, bo tak. Wątek pozbawiony ikry, prowadzony banalnie i – co chyba jest najgorsze – uwieńczono go fatalnymi, komicznie złymi walkami. Na początku Kung Fu miał świetne momenty w choreografii, teraz prawie nie ma walk. Najnowszy odcinek pokazuje, że może lepiej, aby ich nie było.
Kung Fu rozczarowuje, bo to, co na początku było solidne i z potencjałem, z czasem rozmyło się w zbyt wielu rozmaitych kierunkach, dając rozrywkę poniżej oczekiwanej jakości.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat