„Legends”: sezon 1, odcinek 9 i 10 (finał) – recenzja
Jak przez większość sezonu Legends trąciło przeciętnością, tak w ostatnich 2 odcinkach serial pokazuje pazur. Jest w tym potencjał na coś o wiele lepszego i twórcy chyba w końcu to czują.
Jak przez większość sezonu Legends trąciło przeciętnością, tak w ostatnich 2 odcinkach serial pokazuje pazur. Jest w tym potencjał na coś o wiele lepszego i twórcy chyba w końcu to czują.
Legends w ostatnich 2 odcinkach wchodzi bardzo wyraźnie w gatunek thrillera konspiracyjnego z prawdziwego zdarzenia. Tempo zdecydowanie wzrasta, wydarzenia nie rażą absurdami i oczywistościami, a śledztwo może się podobać. Skupienie się 9. odcinka na próbie odzyskania żony i dziecka przez Martina (Sean Bean) okazuje się dobre, bo buduje emocje i potrafi zaintrygować - głównie dlatego, że ciekawiło, jak zachowa się Martin, wiedząc, iż żona udawała. Czy nadal będzie o nią walczyć tak zaciekle? Dzięki temu dostajemy kilka niezłych scen akcji, sporo dynamiki i solidne relacje postaci.
9. odcinek udowadnia, że w agencji jest kret. Tutaj udaje się twórcom bardzo dobrze zbijać widza z tropu, kierując podejrzenia na kilka postaci, choć ta jedna - najbardziej oczywista - gdzieś też tam się przewija. Schemat, ale dobrze zrealizowany, gdy w grę zaczyna wchodzić cała konspiracja. Prawdę o tym, kim w istocie jest Martin, w pewnym momencie daje się przewidzieć, ale w odróżnieniu od wielu innych motywów w Legends oferuje ona satysfakcję.
[video-browser playlist="633039" suggest=""]
Wyjawienie całej prawdy o Martinie w 10. odcinku jest zadowalające, aczkolwiek niektórych elementów można było się spodziewać. Niezły pomysł, solidna realizacja bez niepotrzebnych udziwnień i przekombinowań.
Końcówka finałowego odcinka, pokazująca wrobienie Martina, jest naprawdę dobra. Stawia ten serial w zupełnie innym świetle i do tego znakomicie pasuje do charakterystyki bohatera granego przez Seana Beana. Martin najbardziej może się podobać, gdy zrywa z wszelkimi ograniczeniami - wówczas jego bezkompromisowość i nieprzewidywalność budzą pozytywne wrażenie. Sytuacja związana z wrobieniem jest na tyle pomysłowa, że udowodnienie niewinności, co prawdopodobnie może być podstawą ewentualnej kolejnej serii, nie będzie tak łatwą sprawą.
Czytaj również: Sean Bean w filmie science fiction "The Martian"
Legends oferuje na koniec 2 dynamiczne, sprawnie nakręcone odcinki, których historia potrafi zaciekawić, nie jest tak przesycona banałami i tworzy niezły wątek na kolejną serię. Szkoda, że tak dobre odsłony dostajemy dopiero na sam koniec.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat