Licorice Pizza - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 31 grudnia 2021Paul Thomas Anderson powraca po czterech latach z nowym filmem Licorice Pizza. Jest to opowieść o nostalgii - słodka, fantazyjna i podszyta nutką goryczki, bo jednak czasy minione z definicji przemijają. Do tamtego świata nie ma już powrotu. Chyba że z pomocą filmu.
Paul Thomas Anderson powraca po czterech latach z nowym filmem Licorice Pizza. Jest to opowieść o nostalgii - słodka, fantazyjna i podszyta nutką goryczki, bo jednak czasy minione z definicji przemijają. Do tamtego świata nie ma już powrotu. Chyba że z pomocą filmu.
Tytuł Licorice Pizza dosłownie można przetłumaczyć jako "pizza lukrecjowa", co nie ma odniesienia do fabuły. Najpiękniejsza jest wolność interpretacyjna, więc po wyjściu z kina można się zastanawiać, czy chodziło o świat wykreowany przez Paula Thomasa Andersona, który ma w sobie zarówno słodycz, jak i gorycz lukrecji. A może dotyczy to słodkiej pizzy, będącej alegorią błogiego szczęścia - chwilowego, ale niewątpliwie sytego? Nieprzypadkowa być może jest możliwość wysypania na okrągły drożdżowy placek wszystkich składników, jakie przyjdą nam do głowy - dalej nikt nie będzie mógł zaprzeczyć banalnego faktu, że to wciąż pizza. Karmiąca naszą tęsknotę, odtwarzająca smak minionej dekady i pozwalająca chłonąć niczym gąbka spływające z niej krople fantazyjnego sosu. Jedzeniowe metafory w kontekście filmu zazwyczaj są proste i tanie, ale pozwalają łatwo zobrazować konsumpcję danego obrazu - ten od Andersona najlepiej powąchać i obserwować w stanie czystym, bo niekoniecznie na zdrowe może wyjść wgryzanie się w lubiącą idealizowanie nostalgię.
Paul Thomas Anderson serwuje nam historię nastoletniego aktora Gary'ego (Cooper Hoffman), czerpiącego garściami z młodzieńczego życia w kalifornijskiej Dolinie San Fernardo. Chłopak na swojej drodze spotyka dużo starszą od siebie Alanę (Alana Haim), która nie do końca jest pewna swoich życiowych wyborów - ciągle lawiruje między perspektywą spełnienia a realną szansą osiągnięcia tego celu. Zawieszona między tym, co słuszne i niesłuszne, początkowo próbuje odrzucić wszystko, co podpowiada jej serce. Fabułę Licorice Pizza streścić jest bardzo łatwo, ale wymagałoby to wchodzenia w fabularne szczegóły, które mogłyby zepsuć zabawę podczas seansu. Zdecydowanie lepiej samemu przekonać się, co upichcił dla nas reżyser.
Ktoś może złośliwie powiedzieć, że Licorice Pizza jest filmem o bieganiu, ale będzie miał rację, bo wydarzenia determinują zachowania bohaterów, a sama oś fabularna nie obfituje w momenty warte zapamiętania. Ludzie radzą sobie najlepiej, jak potrafią, idąc w jeszcze nieznanym kierunku. Ktoś może nazwać ten film listem miłosnym do lat 70., bo jest tutaj całe mnóstwo retro smaczków. Można pokusić się o gatunkową klasyfikację gdzieś między komedią romantyczną a melodramatem. Anderson ma tego świadomość, opowiadając o epoce, chłopięcych fantazjach i próbach dosięgania marzeń w bardzo prosty, ale bezpretensjonalny sposób. Jedynie niuanse kreują nam specyfikę zrekonstruowanego świata, bo nie o czas tutaj chodzi, a ludzi doznających bodźców z innymi systemami wartości. Nie żyłem w tych czasach, nie byłem w Kalifornii, ale wierzę Andersonowi, że tak właśnie to wyglądało. Jego soczewka filtruje świat Gary'ego z chłopięcej perspektywy - pełnej seksualnych znaczeń i aspiracji. Najważniejsza w centrum opowieści jest jednak Alana, która za swoje decyzje miałaby dzisiaj wiele problemów. Chociaż zastanawiała się nad słusznością wyborów, to jednak rozsądek przegrywał walkę z emocjami. I może poniekąd o to właśnie chodzi, aby emocjonalna strona mogła wybrzmieć i nie była w żaden sposób nękana przez rozsądek, aby serce wciąż było na wierzchu i nie zostało zdominowane przez rozum.
W Gary'ego wciela się Cooper Hoffman, syn nieżyjącego Philipa Seymoura Hoffnama, który wielokrotnie pracował z Andersonem. Niedaleko pada jabłko od jabłoni i młody Hoffman tworzy rolę znakomitą, nawet na poziomie wizualnym żywcem wyciągnięty jest z wyobrażeń na temat epoki. Jego swoboda i wdzięk znakomicie współgrają z Alaną Haim, po której nie widać, że dopiero co debiutowała przed kamerą. Sprawdza się w wielu elementach swojej złożonej roli. Aktorstwo - zawsze u Andersona - wskakuje na kosmiczny poziom doskonałego zrozumienia tematu.
Licorice Pizza dostarcza historie mniejsze i większe, wskazując chociażby na rasistowskie, niepewne i nietolerancyjne społeczeństwo, które może taplać się w blasku słońca i czerpać z życia pod warunkiem pewnych przywilejów. Mocno wskazuje się też na seksualność idącą w parze z toksyczną męskością - np. przyzwoleniem społeczeństwa na klepanie dziewczyny w tyłek, bo to przecież wyraz sympatii lub inna forma komplementu. Nie wszystko w filmie Andersona wybrzmiewa, bo to jednak jest świat hermetyczny, mocno fantazyjny, a przez to zrozumiały w zależności od wrażliwości widzów. Sprawia to dodatkowo, że film momentami jest nużący i nieidealny w swojej strukturze. Serwuje kilka zakończeń i burzy tym samym dotychczasowe zaangażowanie.
Chociaż całość jawi się jako fantazja, śnienie o minionym, to jednak nie ma tutaj silenia się na atrakcje. Epoka pokazana jest za pomocą charakterystycznego ziarna w obrazku i nie ma tutaj grama przesady. Wyrzucono neony, proste zabiegi retro i świat podano nam bez udziwnień. Podobnie jest z dotykanymi przez reżysera tematami - np. dojrzałością wydestylowaną z nieprawdziwego lub podkręconego klimatu. Pietyzm Andersona może jednocześnie zachwycać i odrzucać, ale właśnie o tym pisałem na początku tekstu - smakowanie odbywa się na własną odpowiedzialność. Może czasami warto czegoś zaledwie dotknąć, musnąć, ugryźć niewielki kęs? Obserwować życie, bohaterów leżących na materacu u Grubego Berniego, zawieszonych gdzieś między snem a jawą? Licorice Pizza nie jest najlepszym filmem w dorobku Andersona, ale nie zdziwię się, jeśli dla niego jest jednym z najważniejszych. Dał mu okazję do rozmyślania, idealizowania tęsknoty, a jednocześnie odetchnięcia z ulgą, że dzisiaj nie wszystko jest takie, jakie było kiedyś.
Poznaj recenzenta
Michał KujawińskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1977, kończy 47 lat
ur. 1966, kończy 58 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1992, kończy 32 lat