Limitless: sezon 1, odcinek 12 – recenzja
Limitless powraca ze znakomitym odcinkiem, w którym po raz kolejny pojawia się Bradley Cooper w roli senatora Morry. Całość zaczyna nabierać większego wyrazu, a historia jest coraz mniej jednoznaczna.
Limitless powraca ze znakomitym odcinkiem, w którym po raz kolejny pojawia się Bradley Cooper w roli senatora Morry. Całość zaczyna nabierać większego wyrazu, a historia jest coraz mniej jednoznaczna.
Bradley Cooper powraca do Limitless jako Edward Morra i gości na ekranie dłużej niż poprzednio. Znakomicie wypada pierwsza scena, która pozwala zobaczyć wydarzenia z jego perspektywy i z jego przemyśleniami. Oczywiście tutaj zaczyna się robić ciekawie, a intryga nabiera rumieńców. Skoro zamachowiec wiedział, że Morra jest na NZT, to chyba musiał mieć świadomość, że uniknie zabicia. To wszystko dodaje wiatru w żagle tej fabule i napędza odcinek.
Po raz pierwszy dostajemy to, na co osobiście czekałem od dawna: przeciwnika dla Briana, który także jest na NZT. Piper, grana przez Georginę Haig (Fringe), jest postacią ciekawą i niejednoznaczną. Wprowadza sporo intrygującego zamieszania, które zmusza do kwestionowania serialowej rzeczywistości. Twórcy tak dobrze to przedstawiają, że po tym odcinku tak naprawdę nie wiadomo, czy Piper mówi prawdę o senatorze, czy to Morra mówi prawdę o tej dziewczynie. I o to chodzi w dobrze prowadzonej historii, która nie jest przewidywalna i zmusza widza do myślenia. Pójdę nawet krok dalej w snuciu teorii - to wszystko było kolejnym testem Morry, a Piper działała na jego polecenie. Skoro była na NZT, musiała wiedzieć, do czego jej próba zamachu doprowadzi. Mina Briana, kiedy patrzy na ogłoszenie startu do prezydentury, mówi tutaj wiele. Kolejny test, by sprawdzić, do czego Brian jest zdolny i jak może się przysłużyć większej sprawie? Zbyt wiele niuansów sugeruje mi taką odpowiedź.
Trzeba przyznać, że udaje się w tym odcinku zbudować dobre napięcie - naprawdę nie wiadomo, do czego to wszystko doprowadzi. Próba przekonania Edwarda Morry i oglądających, że Brian dokonał zabójstwa, wychodzi wiarygodnie. Można dać się nabrać, ale w tym miejscu należą się brawa dla twórców też za stwierdzenie, że nikt nie chciał nabierać widzów. Gdzieś jednak kołatała się myśl, że Brian nie podejmie się tego kroku i dzięki NZT wymyśli rozwiązanie. Tak naprawdę jedna rzecz zasugerowała ten kierunek: moment, w którym Brian schodzi po schodach z pistoletem, a zza ściany wychodzi Piper i chwyta go za jego rękę. Właśnie ten moment pokazał nieuwagę i upozorowanie całego zabójstwa.
Mimo poważniejszego tonu odcinka nie brak też wizytówki serialu Limitless, czyli humoru i zabawy konwencją. Zagrało to świetnie przede wszystkim w scenie, w której Sands przychodzi do biura w sprawie Morry. Pokazanie możliwych scenariuszy rozwoju wejścia Briana do biura wygląda pomysłowo i komicznie.
To naprawdę dobry odcinek Limitless, który nie tylko przedstawił mocną i wciągającą historię pełną napięcia, ale też rozruszał fabułę, wprowadzając sporo niepewności. Dobrze się to wszystko rozwija.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat