Łowca złodziei
Na fali popularności serialu Gra o tron ze stajni HBO, wszyscy zaczytują się obecnie w sadze "Pieśni lodu i ogniu" George'a R.R. Martina. Cykl powoli jednak dobiega końca i może warto byłoby poszukać następcy, a zarazem odpocząć od ciągłych intryg i licznych bohaterów. Lekką i ciekawą alternatywę oferuje Stephen Deas w swoim "Łowcy złodziei".
Na fali popularności serialu Gra o tron ze stajni HBO, wszyscy zaczytują się obecnie w sadze "Pieśni lodu i ogniu" George'a R.R. Martina. Cykl powoli jednak dobiega końca i może warto byłoby poszukać następcy, a zarazem odpocząć od ciągłych intryg i licznych bohaterów. Lekką i ciekawą alternatywę oferuje Stephen Deas w swoim "Łowcy złodziei".
Deephaven, miasto portowe, które wciąż jeszcze nie podniosło się po wojnie domowej, jaka przetoczyła się przez imperium. Brudne ulice, niezmywalny smród ryb, mordercy i złodzieje czyhający w zaułkach. Ciężko jest dorastać w takiej okolicy, szczególnie sierocie jaką jest Berren, ale jakoś trzeba sobie radzić, kto tego nie potrafi - ginie. Drobne kradzieże pozwalają mu utrzymać się przy życiu, chłopak jednak chciałby odmienić swój los, w tym celu postanawia okraść samego łowcę złodziei, który właśnie otrzymał sowite wynagrodzenie za doprowadzenie pod sprawiedliwe ostrze kata kilku zuchwałych rabusiów. Oczywiście plan szybkiego wzbogacenia się nie wychodzi Berrenowi na dobre, łowca Syannis szybko odnajduje młodego złodziejaszka, który teraz, w ramach kary, musi zostać jego służącym.
Powieść Deasa to stary jak świat motyw nauczyciela i ucznia. Berren, po odsłużeniu określonego czasu, dostaje szansę szkolenia się na łowcę złodziei pod czujnym okiem Syannisa. Oczywiście chłopak, jak to większość w jego wieku, zainteresowany jest przede wszystkim szermierką, a nie nauką pisania czy szlifowaniem dobrych manier. Nie zabraknie więc wielu zabawnych sytuacji, jakie z tego wynikną.
Zdawać by się mogło, że tak wyświechtany temat nie będzie w stanie zaoferować czytelnikowi niczego nowego, w końcu podobne historie czytaliśmy już dziesiątki razy, a jednak od "Łowcy złodziei" ciężko jest się oderwać. Pytanie, dlaczego? W końcu fabularnie książka faktycznie nie odkrywa Ameryki i z pewnością nie jest kamieniem milowym gatunku. Całość zbudowana została w oparciu o doskonale nam znane elementy, a mimo to nie towarzyszy nam uczucie deja vu, ani nie odczuwamy znużenia przewracając kolejne stronice, zamiast tego z zachłannością chłoniemy kolejne rozdziały, bo przyznać trzeba, że powieść uzależnia. Jej siła tkwi w prostym, a jednocześnie barwnym i plastycznym języku oraz doprawdy niezłym stylu autora, co w połączeniu z sympatycznymi bohaterami oraz odrobiną humoru tworzy iście wyborną mieszankę.
"Łowca złodziei" jest dopiero początkiem dłuższego cyklu zaplanowanego przez Deasa, z tego też względu znajdziemy tu wiele wątków rozbudzających ciekawość i wyobraźnię, które koniec końców zostaną nam ledwie nakreślone, a później brutalnie urwane. Z pewnością wiele osób nie będzie zadowolonych z takiego zabiegu, ale taki już urok dłuższych cykli. Zresztą nie ma co ukrywać, po lekturze doskonale widać, że omawiany tytuł stanowi zaledwie podwalinę pod dużo dłuższą i bardziej rozbudowaną historię, podwalinę, która ma nas wprowadzić w świat Deephaven i zapoznać z bohaterami. A skoro już wybiegamy w przyszłość do kolejnych tomów, to należałoby odnotować, iż kontynuacja zatytułowana "The Warlock's Shadow" nominowana została do prestiżowej nagrody David Gemmell Legend Award, którą przyznaje się tylko najlepszym powieściom fantasy, więc zanim z jakiegoś powodu postanowicie skreślić serię Deasa, dwa razy zastanówcie się, czy aby na pewno warto.
Warto nadmienić, że choć "Łowca złodziei" zaklasyfikowany jest jako fantasy, to nie znajdziecie tu zbyt wielu elementów przynależnych do tego gatunku. Podobnie jak w przytoczonej we wstępie "Grze o tron", o magii, stworach itp. rzeczach przeważnie się jedynie wspomina, gdyż w samej historii występują one raczej w ilościach śladowych. Z tego też względu recenzowanej pozycji bliżej jest raczej do powieści łotrzykowskiej tudzież tej spod znaku płaszcza i szpady, aniżeli rasowego fantasy, choć podejrzewam, że w kolejnych tomach ulega to zmianie.
Książka Stephena Deasa, choć nie powala oryginalnością, posiada jakiś dziwny magnetyzm, który przyciąga już od pierwszych stron i aż do ostatniego rozdziału nie pozwala się od niej oderwać. Pozornie młodzieżowa i zabawna, szybko okazuje się być mroczną i brutalną opowieścią, która niekoniecznie nadaje się dla młodszego czytelnika, pomimo tego, iż tacy właśnie są główni bohaterowie. Pojedynki na miecze, pościgi, odrobina młodzieńczych uniesień oraz trochę magii zapewniają całkiem solidną rozrywkę, która za sprawą naprawdę przyjaznego języka kończy się w góra dwa wieczory. Z pewnością nie jest to żadne arcydzieło, ale z drugiej strony chodzi też przecież o to, by książki sprawiały przyjemność, a "Łowcy złodziei" się to udaje i bezproblemowo kradnie nasz czas, a to chyba najważniejsze.
Ocena: 7/10
[image-browser playlist="602468" suggest=""]
Autor: Stephen Deas
Okładka: Miękka
Liczba stron: 320
Przekład: Agnieszka Sylwanowicz
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Wydano: 2012
ISBN: 978-83-7839-080-0
Poznaj recenzenta
Marcin KargulDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat