Ludzki głos - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 21 maja 2021Ludzki głos to krótkometrażowy film, w którym Pedro Almodóvar i serwująca aktorskie tour de force Tilda Swinton wysyłają nam ironiczną w wydźwięku pocztówkę z samego centrum pandemii. Jest tu nadzieja dla człowieka. Jest nadzieja dla kina.
Ludzki głos to krótkometrażowy film, w którym Pedro Almodóvar i serwująca aktorskie tour de force Tilda Swinton wysyłają nam ironiczną w wydźwięku pocztówkę z samego centrum pandemii. Jest tu nadzieja dla człowieka. Jest nadzieja dla kina.
Ludzki głos doskonale pokazuje, że w obliczu nierównej walki z następstwami pandemii koronawirusa świat kina nie pozostaje sam. Na odsiecz X Muzie przybywa prawdziwy tytan artyzmu, Pedro Almodóvar, który w dodatku wypływa na nieznane mu do tej pory wody: jego krótka, trwająca zaledwie 30 minut produkcja, jest pierwszym anglojęzycznym dziełem w filmografii mistrza. Hiszpan wytoczył najcięższe działa, powierzając rolę głównej bohaterki fenomenalnej Tildzie Swinton. Efekt ich współpracy wymyka się jakimkolwiek próbom artystycznego szufladkowania; to z jednej strony przedziwne doświadczenie z pogranicza różnych form sztuki, z drugiej zaś opowieść w zwięzły i precyzyjny sposób opisująca to, czym kino Almodovara de facto jest. Reżyser nie byłby sobą, gdyby nie okrasił swojej historii osobliwym tańcem kiczu i ekstrawagancji, zanurzając widza w bezdennym morzu kampu. Na warsztat znów bierze sytuację i wewnętrzne przeżycia kobiet, jednak Ludzki głos w przewrotny sposób w pierwszej kolejności staje się intrygującą metaforą izolacji totalnej. Choć na ekranie obserwujemy w zasadzie jedną tylko postać, skupia się w niej całe spektrum postaw i zachowań typowych dla każdego człowieka: pragnienie szczęścia i rozpacz idą tu w parze z melancholią, postępującą histerią i balansowaniem na skraju załamania nerwowego. Ot, Almodovar w pełnej krasie, pacyfikujący starannie spreparowaną przez siebie hiperrzeczywistością przekonanie, że realizm przekazu wciąż jest kołem zamachowym X Muzy.
Ludzki głos to jeden z tych filmów, o który najpierw będziecie toczyć długie boje w formie dysputy, by później przejść do rękoczynów. Innymi słowy: ocena dzieła podzieli Was w odbiorze tak mocno, jak tylko się da. Reżyser luźno oparł swoją opowieść na sztuce Jeana Cocteau z 1930 roku, adaptując ją w ciągu zaledwie 2 tygodni w lipcu bieżącego roku - ten głos płynie więc z samego centrum pandemii. Główna bohaterka, aktorka o niewyjawionym imieniu, w pierwszej scenie kupuje siekierę, by później wrócić do rozświetlonego feerią barw domu. Przed drzwiami wejściowymi widzimy stęsknionego za czymś/za kimś psa i spakowane walizki; lada moment odkryjemy, że kobieta właśnie rozstała się z kochankiem. Ramy pod dalsze sekwencje ustawia odgłos dźwięczącego telefonu; to on, były już partner, dzwoniący po to, by pożegnać się z dawną miłością. W tym momencie rozpoczyna się rozmowa obojga, którą obserwujemy wyłącznie z perspektywy przemierzającej kolejne pomieszczenia postaci Swinton. Coś tu jest nie tak: uwodzące swoją bogatą kolorystyką mieszkanie znajduje przedłużenie w czymś na kształt osobliwego, pustego hangaru. Jakby ta piękniejsza część posiadłości paradoksalnie stanowiła więzienie, w którym pozostaje nam tylko czekać na emocjonalny wyrok, natomiast druga, pozornie bardziej odpychająca, stawała się okazją do ucieczki i wyzwolenia. Nawet bardziej zasadna będzie inna alegoria: wnętrze mieszkania to miejsce izolacji, w którym zanikają autentyczne postawy i uczucia, natomiast hangar w tym pryzmacie jest światem X Muzy czy szerzej rozumianej sztuki, przeciwwagą dla mieszkań, w których przymusowo zamknięci symulujemy zewnętrzne życie. Mistrz Pedro zdaje się nas uczyć, że stawianie znaku równości między wolnością a kinem jest dziś potrzebne jak nigdy dotąd.
Okres pandemii uzmysławia z potworną mocą, że jedną z największych bolączek istnienia może być życie pod dyktando nieswojego scenariusza. Tracimy sprzed oczu znajome twarze, miejsca, wartości, poświęcając je w walce o przetrwanie. Co więcej, nie zawsze zależne wyłącznie od nas samych. Na poczekaniu tworzymy więc symulacje, preparujemy rzeczywistość, do której zdążyliśmy się przyzwyczaić. To właśnie dlatego mieszkanie postaci Swinton, dopracowane z ekstrawagancką precyzją i jaśniejące pastelowymi barwami, przynosi tylko pozorne ukojenie. Gdzieś na najgłębszym poziomie stajemy się w nim wraz z protagonistką niewolnikami, bezwiednie snującymi się po jeszcze jednym pomieszczeniu. Tak, pojawia się tu miejsce na bunt w różnorakiej formie: garść tabletek, siekierę, wyżywanie się na Bogu ducha winnym czworonogu. Jest coś niesłychanie przerażającego w sekwencji z oddalającą się kamerą, która pokazuje widzowi, że posiadłość głównej bohaterki została ulokowana w samym centrum pustego hangaru. Świat na zewnątrz to jedynie kartony taśm filmowych, płyty DVD, wspomnienia i przytłaczająca pustka. Bylibyśmy jednak w ogromnym błędzie uznając, że Almodovar sili się wyłącznie na próbę rozliczenia się z pandemią. Uniwersalność Ludzkiego głosu przejawia się bowiem także w refleksji nad współczesnym człowiekiem. Na tym polu reżyser jest pełen empatii. Pozwól sobie na płacz, szukaj oręża walki z rozpaczą w filozofii, panikuj, lecz nie zapominaj przy tym, że najlepszym lekarstwem na upiory codzienności może być stara, dobra zemsta w całym swoim ironicznym wydźwięku. To głównie z tego powodu najnowsze dzieło Hiszpana na przestrzeni zaledwie 30 minut zaklina i eksponuje wszystkie najbardziej charakterystyczne motywy jego twórczości. Jeśli seans poprzednich filmów reżysera przywodził na myśl delektowanie się winem, tak Ludzki głos jest bez wątpienia wypitą przy barze pięćdziesiątką. Właściwie całą ich serią.
Almodovar z typową dla siebie, kiczowatą manierą i narracyjną swadą pozwala sobie w opowieści na dekonstrukcję własnej filmografii. Pełno tu więc charakterystycznych dla niego tropów i motywów: przerysowania, kampu, malarskiej maestrii, odwołań do innych form sztuki. Zwróćcie choćby uwagę na zestaw książek i płyt DVD, które przegląda protagonistka; Quentin Tarantino pojawia się tu zaraz obok klasyków literatury. Reżyser raz jeszcze podchodzi do rzeczywistości w sposób ironiczny, przetrącając ją i zakrzywiając, nawet wtedy, gdy centralną dla wydarzeń postać ogarnia dojmujący smutek. Ludzki głos prowokuje, ale i koi, jest wyzwaniem pod względem odbioru, ale i nabiera uniwersalnych cech dzięki procesowi dokumentowania narastającego, emocjonalnego spustoszenia. Jak to u Almodovara bywa, jego historia zostaje rozpostarta na dwóch fundamentach: karykaturze i kataklizmie. Zamiary twórcy w fascynujący sposób wzmacnia występ Swinton - to aktorskie tour de force w najpełniejszej postaci. Brytyjka w nieprawdopodobny sposób korzysta z wszystkich dobrodziejstw konwencji teatralnej, dosłownie i w przenośni przetaczając się przez ekran. Krzyczy, wątpi, wpada w furię, przemawia rozczulającym głosem, rozlicza się z zawodowym położeniem aktorek w jej wieku. Jej postać czasami, niczym filmowy pies, czeka na Godota, by w innym miejscu dać wyraz nieprawdopodobnej sile. Przekaz produkcji okraszają jeszcze zabiegi realizacyjne. Świat Ludzkiego głosu jest cudownie eksponowany pod względem operatorskim i scenograficznym, a muzyka Alberto Iglesiasa doskonale wpisuje się w przeplatające się na ekranie humor i powagę.
Jestem niemal przekonany, że dla wszystkich fanatyków twórczości Almodovara Ludzki głos może być prawdziwą wisienką na torcie. Nieprzekonanych do jego kinowych popisów z kolei najprawdopodobniej nie nawróci na wiarę w kult mistrza. Nie zmienia to faktu, że ten krótkometrażowy film sam w sobie staje się doskonałym wstępem do zapoznania się z filmografią Hiszpana. Jego dotychczasowe produkcje wyrastały na pograniczu różnych form sztuki, stawiając w ogromnej mierze na intertekstualność przekazu. Tak jest i tym razem, przy czym artysta w sposób metaforyczny i dosłowny postanawia podpalić przeszłość i teraźniejszość, by zwrócić oczy widza w kierunku niepewnego jutra. To jedyna dziś nadzieja dla pogrążonego w niewiedzy człowieka, ale i postrzeganej całościowo X Muzy. Gdy najsłynniejsi reżyserzy znikają z pola widzenia, a wielkie studia decydują się na przesuwanie dat filmowych premier, w kinie nastał czas kuglarzy. Bodajże najwybitniejszy z nich, Pedro Almodovar, jest na posterunku. Jakież to pokrzepiające. Jakieś to piękne.
Poznaj recenzenta
Piotr PiskozubDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat