„Mad Max” – recenzja
Data premiery w Polsce: 4 września 20152015 rok to bez wątpienia rok serii "Mad Max". Marka powróciła w glorii i chwale do sal kinowych za sprawą znakomitego "Mad Max: Na drodze gniewu", z kolei pasjonaci elektronicznej rozrywki otrzymali możliwość wcielenia się w tytułowego bohatera w grze "Mad Max", która stworzona została przez znanych developerów z Avalanche Studios (twórców serii "Just Cause").
2015 rok to bez wątpienia rok serii "Mad Max". Marka powróciła w glorii i chwale do sal kinowych za sprawą znakomitego "Mad Max: Na drodze gniewu", z kolei pasjonaci elektronicznej rozrywki otrzymali możliwość wcielenia się w tytułowego bohatera w grze "Mad Max", która stworzona została przez znanych developerów z Avalanche Studios (twórców serii "Just Cause").
Tematyka postapokaliptyczna w grach wideo to temat znany i wałkowany od wielu lat. Tego typu produkcje, tworzone przez rozmaitych developerów, od zawsze miały „branie”. Gracze lubią takie klimaty, ponieważ zahaczają one delikatnie o fantasy, ale jednocześnie są ciekawymi wizjami przyszłości. I taki też jest „Mad Max”. Produkcja Avalanche Studios nie jest oparta na żadnym konkretnym filmie George’a Millera, ale cała historia została mocno osadzona w filmowym uniwersum - i to jest jej główny atut. Growe adaptacje filmów przeważnie nie osiągają większych sukcesów w branży, jednak „Mad Max” nie musi się tym przejmować. To zupełnie odrębna historia, mająca mnóstwo zalet, ale też kilka poważnych wad.
„Mad Max” to produkcja idealna dla ludzi, którzy lubią sandboxy i nie potrzebują wyrazistej, głębokiej fabuły. Developerzy z Avalanche Studios postawili na ogromny teren przeznaczony na eksplorację, masę zadań, w których musimy czegoś szukać, coś niszczyć i wykonywać podobne czynności. Dla jednych to zaleta, dla innych nie do końca. Najlepsze elementy gry, takie jak walka wręcz i jazda naszym Magnum Opus, giną w natłoku wtórnych czynności, które musimy wykonywać, by przetrwać na pustkowiach. Podobnie jak w przypadku filmów Millera, jest na nich bardzo niebezpiecznie, a surowce pomagające przeżyć, takie jak woda, paliwo czy nawet naboje do strzelby, to towar bardzo deficytowy.
[video-browser playlist="742268" suggest=""]
Nie ma co ukrywać – fabuła nowej gry Avalanche Studios jest prosta. Główny bohater traci swój samochód i zostaje mocno pokiereszowany przez ludzi Scortusa. Udaje mu się przeżyć i szybko spotyka na swojej drodze niejakiego Chumbucketa, mechanika potrafiącego naprawiać i modyfikować samochody. Chumbucket szybko staje się naszym największym kompanem w wyprawie przez nieznane pustkowia w poszukiwaniu zemsty na Scortusie. Historia przygotowana przez Avalanche Studios jest bardzo przeciętna. Brakuje w niej wyrazistych postaci i ciekawych zwrotów akcji. Fabularne zadania są tylko pretekstem do rozwijania nijakiej historii, w której niemal od początku jesteśmy prowadzeni jak po sznurku. Czasem gra pozwala odetchnąć od głównego wątku i wymusza na nas wykonywanie zadań pobocznych.
W „Mad Max” łatwo odnieść wrażenie, że robimy cały czas to samo. Na szczęście developerzy z Avalanche Studios postarali się pod względem mechaniki gry. Gameplay jest dopracowany i zachwyca zarówno wtedy, gdy poruszamy się pieszo, jak i podczas jazdy. To właśnie Magnum Opus - nasz pojazd, który możemy ulepszać - jest najważniejszym elementem rozgrywki. W warsztacie, do którego dostęp uzyskujemy z poziomu menu, swobodnie możemy modyfikować go za kluczową walutę w grze, którą jest… złom. W dużej mierze właśnie do zbierania złomu sprowadza się gra. To dzięki plądrowaniu obozów przeciwników zdobywamy walutę, za którą możemy kupić lepszy silnik, opony czy też zmodyfikować wydech naszego Magnum Opus.
Kluczowym elementem „Mad Max” są pojedynki z innymi pojazdami. Spychanie przeciwników z drogi, taranowanie z nitro to jedne z najprzyjemniejszych elementów gry, ale na początku trudno czuć się królem pustkowi. Przeciwnicy posiadają samochody mocniejsze od naszego i często podróżują w grupach, dlatego nierzadko wyborem o wiele lepszym od walki jest ucieczka. Dopiero po kilku godzinach gry nasz samochód możemy modyfikować pod względem ofensywnym – zamontować lepszy taran czy też harpun pozwalający ciągnąć za sobą inny samochód. Warto dodać, że jazda po pustkowiach jest przyjemna. Czysto zręcznościowy styl pasuje tutaj idealnie. Magnum Opus dzięki modyfikacjom radzi sobie na pustyni coraz lepiej, a nasz towarzysz, Chumbucket, w każdej chwili (gdy tylko nasz pojazd stoi w miejscu) potrafi naprawić uszkodzenia.
[video-browser playlist="742276" suggest=""]
W moim odczuciu jeszcze lepiej od jazdy samochodem wypada walka. Jak już pisałem wyżej – o amunicję na pustkowiach jest trudno, dlatego też twórcy dość nietypowo skonfigurowali sterowanie Maxem za pomocą pada. Za strzał odpowiedzialne jest kółko, a celujemy na L1. Z tej kombinacji korzystamy jednak niezmiernie rzadko, bowiem najistotniejszym elementem jest walka wręcz, a ta jest zrealizowana w fantastyczny sposób. Mocno przypomina ona "Batmana", z tą różnicą, że Max nie tyle ogłusza przeciwników, co zwyczajnie ich morduje. Zarówno ciosy, jak i kontry wyprowadzane są z wielką finezją, a Max nieraz pomaga sobie nożem lub inną bronią białą. Po udanej sekwencji ciosów główny bohater wpada w szał, dzięki czemu jeszcze łatwiej jest mu eliminować kolejnych przeciwników. Ciekawie prezentują się również pojedynki wręcz z bossami, na których zawsze trzeba szukać specjalnego sposobu i wykorzystywać dobrodziejstwa areny walki.
Twórcy pokusili się również o wprowadzenie elementów RPG. Naszego bohatera możemy rozwijać za pomocą specjalnych punktów wydawanych u mistyka, co ułatwia przetrwanie na pustkowiach. Maxa wyposażyć możemy też w inny strój oraz uzbrojenie (strzelba, większy pas na amunicję, kastet).
Dla jednych wadą, dla innych zaletą jest fakt, że „Mad Max” to rasowy sandbox. Owszem, proponuje masę zadań i aktywności do wykonania, ale po pewnym czasie staje się monotonny. Mapa przygotowana przez developerów jest ogromna i dodatkowo podzielona na kilka obszarów. Za „wieże radarowe” odkrywające kluczowe miejsca na danym terenie odpowiadają specjalne balony. Przeciwnie do innych gier, w produkcji Avalanche nie wszystko działa aż tak automatycznie. Po zatankowaniu balonu i wzbiciu się w powietrze musimy sami za pomocą lornetki rozejrzeć się po mapie i dostrzec warte uwagi miejsca. Te później zostają naniesione na mapę.
Zmuszony do poszukiwaniu złomu (niezbędnego do modyfikowania Magnum Opis) Max rozprawia się z mniejszymi lub większymi obozami przeciwników, bierze udział w wyścigach śmierci, a także atakuje konwoje. Najciekawszym elementem całej gry jest atakowanie i przejmowanie budynków oraz schronów przeciwników, kończące się przeważnie pojedynkiem z bossem. Wcale nie jest to łatwe zadanie. Obozy przeciwników są dobrze chronione i naprawdę łatwo jest zginąć. Życie nie odnawia się samodzielnie, a wody, która uzupełnia nas pasek życia, na mapie jest bardzo niewiele.
Po około 10 godzinach gry można odnieść wrażenie, że „Mad Max” to nie gra dla każdego. Produkcja Avalanche Studios kierowana jest przede wszystkim do graczy, którzy lubią swobodnie przemierzać mapę, przeszukiwać teren i mozolnie rozwijać głównego bohatera oraz jego pojazd - bo właśnie na tym w dużej mierze opiera się gameplay. Wszystkie czynności, które wykonujemy, mają na celu rozwinięcie Magnum Opus i samego Maxa, a przez to w grze sporo czasu spędzamy na swobodnym przemierzaniu pustkowi kosztem ścisłej rozgrywki. Tej niestety - przynajmniej w pierwszej połowie gry - jest niewiele.
[video-browser playlist="742270" suggest=""]
„Mad Max” ogrywaliśmy na PlayStation 4 i uczciwie trzeba przyznać, że pod względem wizualnym produkcja Avalanche Studios zachwyca. Przed premierą miałem pewne obawy, czy pustynny klimat nie będzie zbyt monotonny, a kolorystyka po kilku godzinach nie okaże się zwyczajnie mdła. Moje wątpliwości rozwiane zostały na samym początku, a jazda Magnum Opus w samym środku burzy piaskowej to jedno z najlepszych wizualnych doznań, jakie można spotkać na pustkowiach. Warto tutaj dodać, że mapa w grze podzielona została na kilka fragmentów, a każdy z terenów różni się od siebie. Dzięki temu krajobraz nie jest nudny, ale jednocześnie twórcom udało się uchwycić oryginalny klimat znany z filmów George’a Millera.
Wielu graczy spodziewało się, że „Mad Max” będzie (z racji tego samego wydawcy) taką samą niespodzianką jak zeszłoroczny "Cień Mordoru" - również sandbox osadzony w filmowym uniwersum. Niestety przygody Maxa wypadają nieco słabiej niż "Śródziemie...". To bez wątpienia gra, w której najlepiej będą czuć się osoby znające filmy George'a Millera. Smaczków poświęconych filmowemu oryginałowi jest mnóstwo, a twórcy postarali się wiernie odwzorować realia panujące na pustkowiu. Istotą gry jest Magnum Opus, pojazd, z którym zaprzyjaźniamy się od pierwszego wejrzenia i wokół którego kreowana jest cała historia. Reszta fabuły z nijakimi postaciami to tylko dodatek. Jeśli lubicie sandboxy, w których możecie spędzić nawet i 30 godzin, „Mad Max” to gra dla Was.
Plusy:
+ idealne odwzorowanie klimatu znanego z filmów,
+ sandbox kompletny, pełen aktywności,
+ Magnum Opus i jego modyfikacje,
+ znakomita walka wręcz,
+ oprawa wizualna, burze piaskowe.
Minusy:
- monotonna i momentami powtarzalna rozgrywka,
- przeciętna fabuła.
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat