„Madam Secretary”: sezon 1, odcinek 14 – recenzja
W świecie seriali ostatnie kilka dni upływa pod znakiem "House of Cards". Jednak nie samym Frankiem Underwoodem człowiek żyje - po długiej przerwie powraca bowiem z nowym odcinkiem "Madam Secretary" i jest w wyśmienitej formie.
W świecie seriali ostatnie kilka dni upływa pod znakiem "House of Cards". Jednak nie samym Frankiem Underwoodem człowiek żyje - po długiej przerwie powraca bowiem z nowym odcinkiem "Madam Secretary" i jest w wyśmienitej formie.
„Madam Secretary” zniknęła z ekranów na ponad miesiąc, jednak teraz powraca i ma się bardzo dobrze. Najnowszy odcinek przynosi nam kolejną mieszankę politycznych intryg i rodzinnych problemów. Do rozmachu „House of Cards” trochę brakuje, jednak to nie wada, bowiem „Madam Secretary” wypracowała swoją własną ścieżkę ciepłego, lekkiego serialu z domieszką political fiction i tego się trzyma.
W „Whisper of the Ax” dzieje się wyjątkowo dużo. Przede wszystkim, Elizabeth musi wybronić program mikropożyczek, który inni uważają jedynie za niepotrzebny wydatek, znacząco obciążający budżet państwa. Choć w założeniu miał to być główny wątek odcinka, przy natłoku innych spraw zszedł na dalszy plan i stanowił w zasadzie tylko przerywnik między bardziej pasjonującymi wydarzeniami. Przerywnik bardzo dobry, ciekawy, choć nieco sztampowy, kolejny już raz bowiem „Madam Secretary” pokazuje, że dobro zawsze zwycięża, a dobro zwykłych ludzi jest ważniejsze niż pensje polityków. Cóż, marzenia, marzenia…
Dużo fajniej wypada moment, w którym McCord zatrudnia speca od „brudnej roboty”, a mianowicie Michaela, człowieka, który specjalizuje się w wyrzucaniu ludzi z pracy. Cały sztab Sekretarz Stanu drży więc z niepewności. I choć ostatecznie to tylko część sprytnego planu, który zapewnić miał Elizabeth zwycięstwo, to dobrze skupić uwagę na tych ludziach, bo drzemie w nich - coraz częściej wykorzystywany - potencjał. Tym odcinkiem „Madam Secretary” pokazała nam, że sztab Bess to bardzo fajni, ludzcy bohaterowie, którzy tworzą dającą się lubić mieszankę charakterów. Do tej pory twórcy skupiali się raczej na wątkach poszczególnych osób, tym razem jednak to cała grupa staje się bohaterem drugiego planu. A scena w barze? Mistrzostwo świata. Właśnie za taką lekkość i naturalność należą się oklaski.
[video-browser playlist="669788" suggest=""]
Standardowo widz dostaje również kolejną porcję perypetii z życia państwa McCord. Tu nic się nie zmienia i wszystko zachwyca tak, jak w poprzednich odcinkach. Henry i Elizabeth są po prostu fenomenalni i momentami zapomina się o całych tych dramatycznych politycznych sprawach. Oby więcej takich scen, bo te obyczajowe wstawki działają na korzyść całego serialu, a chwile jak ta, w której oboje strategicznie wspierają decyzje swojej córki, zwyczajnie bawią.
Jedyny minus to nieszczęsna Stevie, która zbuntowaną nastolatką przestała być jakiś czas temu (a przynajmniej powinna przestać). Dziewczyna jest zdecydowanie najbardziej irytującą postacią w "Madam Secretary", a jej huśtawki nastrojów, ogólne niezdecydowanie i ciągłe zmienianie zdania sprawiają, że chce się krzyknąć „Ogarnij się!”. Całe szczęście „Whisper of the Ax” pokazuje, że może owo ogarnięcie jest już blisko i dziewczyna w końcu pojedzie na studia. Jeśli oczywiście w następnym odcinku nie zmieni zdania, co wcale by mnie nie zdziwiło.
Czytaj również: Słaby start „Battle Creek” Gilligana i Shore’a w niedzielę – wyniki oglądalności
„Whisper of the Ax” to odcinek, w którym dzieje się dużo, ale za to z jakim wdziękiem – to idealna mieszanka dramatu, polityki, komedii i serialu obyczajowego. Twórcy na dodatek znaleźli jeszcze czas, by umiejętnie posunąć do przodu cały wątek główny serialu, co zasługuje na uznanie, zważywszy na ograniczenia czasowe. Podsumowując – „Madam Secretary” zmierza w dobrym kierunku i mam nadzieję, że teraz, już bez miesięcznych przerw, dotrze do celu.
Poznaj recenzenta
Wojciech PilarzDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat