Madame – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 8 marca 2018Amanda Sthers w swoim najnowszym filmie pokazuje elitę intelektualną, która w pędzie za luksusem zgubiła gdzieś klasę.
Amanda Sthers w swoim najnowszym filmie pokazuje elitę intelektualną, która w pędzie za luksusem zgubiła gdzieś klasę.
Amerykańscy bogacze zdają się prowadzić życie pozbawione trosk. Pławią się w luksusach. Posiadają kilka posiadłości rozsianych po świecie. Urządzają wystawne kolacje, na których pojawia się śmietanka towarzyska, jak choćby znany na całym świecie maestro ze swoim uczniem czy nowo wybrany burmistrz Londynu wraz ze swoim narzeczonym. Wszystko musi być perfekcyjnie przygotowane na przyjście gości, nad czym czuwa liczna służba. W końcu pani domu nie może skalać się pracą, czy choćby gotowaniem. Jej funkcją jest pięknie wyglądać i zabawiać gości. Tak właśnie prezentuje się codzienność państwa Anne (Toni Collette) i Boba (Harvey Keitel) Fredericków. Nad tym, by obojgu żyło się bez jakichkolwiek stresów, czuwa Maria (Rossy de Palma), która pewnego razu zostaje zaproszona do stołu w postaci gościa, gdyż liczba ucztujących jest nieparzysta, a to przynosi pecha. Problem w tym, że zebrane persony mogłyby czuć się urażone, że ucztuje z nimi służba. Maria musi udawać więc kogoś z wyższych sfer. I tak zaczyna się cały łańcuch zabawnych nieporozumień, który odciśnie swoje piękno na rodzinie Fredericków.
Amanda Sthers postanowiła zadrwić z ludzi twierdzących, że są elitą. Obdzierając ich z iluzorycznej wyższości i moralności, ukazała swoich bohaterów jako ludzi, dla których liczą się tylko pieniądze i wysoko postawieni znajomi. Oczywiście tylko do czasu, aż okupują swoje stanowiska. W tym świecie nie ma miejsca na miłość, przyjaźń czy inne uczucie, oprócz zazdrości. Nawet Steven Fredericks (Tom Hughes), który z pozoru wydaje się najnormalniejszy, myśli tylko o tym, by sterować otoczeniem tak, by to, co się wydarzy, dało mu wenę do napisania kolejnej książki.
Madame to opowieść o niespełnionych marzeniach i pragnieniu bycia kochanym. Tyle razy w książkach czy filmach pokazywane było love story kobiety z niższych sfer z zamożnym gentlemanem, który nie zważał na różnicę klas i kochał ją taką, jaka jest. Niestety, Sthers w swojej powieści pokazuje, że to tylko bajki. Pani domu czuje się niekochana przez męża, więc szuka pocieszenia w ramionach innego mężczyzny. Służąca, udając księżną, kontynuuje romans z zamożnym adoratorem, licząc na to, że pokocha ją za to, jaka jest. Zaś pan domu, przeżywa kryzys wieku średniego i poszukuje dużo młodszej kobiety, która będzie darzyć go uczuciem. Wszystko rozgrywa się jednak o farsę, gdyż każda ze stron, może oprócz Marii, nie kieruje się uczuciem, a jedynie egoizmem.
To taka współczesna wariacja bajki o Kopciuszku. Tylko księcia w tej konstelacji brak. Rola złej macochy przypada Toni Collette, która na ekranie stara się zrobić wszystko, by widz jej nie lubił. Jest lekceważąca dla służby, manipulująca wobec znajomych i oziębła w stosunku do pasierba. Nie jest to jednak część jej natury, a jedynie efekt potwornej samotności i próby podbudowania swojego ego. Świetnie na ekranie prezentuje się jej rosnąca pogarda do Marii, która szturmem podbija serca zebranych przy stole gości. Stając się tym samym gwiazdą wieczoru. Grająca ją Rossy de Palma dodaje tej postaci pewne szczerości i niewinności. Kibicujemy jej, by historia ta skończyła się happy endem, bo jako jedyna z towarzystwa na to zasługuje.
Nowa produkcja miejscami bawi, ale częściej przeraża ludzką obojętnością i tym, że dla części społeczeństwa szantaż jest na porządku dziennym. Film obiecuje komedię romantyczną, ale chyba nie tego typu romantyzmu wszyscy się spodziewają.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1961, kończy 63 lat