Małe ogniska - recenzja miniserialu
Reese Witherspoon idzie za ciosem i na mały ekran przenosi kolejną książkę opisującą życie na przedmieściach, które tylko na pozór wygląda na idealne. Jak prezentują się Małe ogniska? Przeczytajcie naszą recenzję.
Reese Witherspoon idzie za ciosem i na mały ekran przenosi kolejną książkę opisującą życie na przedmieściach, które tylko na pozór wygląda na idealne. Jak prezentują się Małe ogniska? Przeczytajcie naszą recenzję.
O spokojnym i na pozór perfekcyjnym życiu na zadbanych przedmieściach powstało w ostatnim czasie mnóstwo seriali. Wszystkie miały ten sam gorzki posmak pokazujący, że idealne życie bogatych mieszkańców jest tak naprawdę pasmem porażek i nieszczęść skrywanych za sztucznym uśmiechem. Pięknie wykończone domy, zielone trawniki, małe białe płotki to tylko fasada. Widzieliśmy w ostatnich latach to zarówno w Wielkich kłamstewkach czy Gotowych na wszystko. Jest jednak w tym obrazku coś hipnotyzującego, dlatego twórcy i widzowie chcą do niego wracać jak do seriali medycznych. Wie o tym doskonale Reese Witherspoon, która jako producentka od kilku lat poszukuje książek, które może potencjalnie zekranizować w postaci miniseriali. To ona przyniosła do HBO tekst Wielkich kłamstewkach, a wcześniej stała za przeniesieniem na duży ekran Dzikiej drogi, za którą była zresztą nominowana do Oscara w 2015 roku. Jej najnowszy projekt trafił na platformę Amazon Video i jest to opowieść oparta na książce Celeste Ng opublikowanej w 2017 roku. To historia dwóch zupełnie różnych rodzin zarówno pod względem materialnym, jak sposobu wychowania dzieci. Po jednej stronie mamy na pozór perfekcyjną matkę czwórki dzieci Ellen Richardson (Reese Witherspoon). Typowa przedstawicielka wyższej klasy. Dzięki swojemu statusowi finansowemu uważa się za część elity. Jest przez wszystkich lubiana i szanowana. Stara się wychować swoje dzieci na następnych przywódców narodu. Chce zapewnić im jak najlepszą edukację, często na siłę podwyższając im poprzeczkę wymagań. Wszystko musi być u niej poukładane i chodzić jak w zegarku. Łącznie z pożyciem seksualnym, które jest wyznaczone na konkretny dzień i każde odstępstwo jest niemile widziane. Nie trudno się domyślić, że taka rodzina to tylko tykająca bomba zegarowa. Ktoś w końcu nie wytrzyma presji. Z drugiej strony mamy artystkę Mię Warren (Kerry Washington), matkę samotnie wychowującą nastoletnią córkę, która ledwo wiąże koniec z końcem. Do tego skrywa jakieś traumatyczne przeżycie, które nawiedza ją nocami. Oczywiście twórcy dopiero z czasem zaczynają nam pokazywać, co się w jej przeszłości wydarzyło.
Życie tych dwóch rodzin zderza się, gdy Ellen postanawia wynająć Mii mieszkanie, dobrze wiedząc, że jej na to nie stać. Robi to najprawdopodobniej, by nie wyjść na rasistkę i ignorantkę. A jest to spowodowane tym, że kobieta najbardziej dba o swój wizerunek publiczny. Chce w opinii publicznej uchodzić za Matkę Teresę. Takie podejście szybko zaczyna przeszkadzać Mii, która nie lubi być traktowana z góry. Sztuczne uprzejmości, którymi panie się wymieniają, szybko zamieniają się w obustronną niechęć prowadzącą do tragedii. Zresztą od tego zaczyna się cały serial. Ellen siedzi na progu swojego domu, w którym według staży pożarnej ktoś podłożył ogień. Od tego punktu cofamy się, by poznać sprawcę. W każdym odcinku twórcy podrzucają nam wskazówki, kto to może być i oczywiście za każdym razem jest to ktoś inny.
Małe ogniska poruszają wiele kwestii. Główną jest ukazanie, jak bardzo jesteśmy sfrustrowani, gdy okazuje się, że życie, które prowadzimy, znacząco odbiega od tego, jak sobie je wyobrażaliśmy. Rzeczywistość brutalnie weryfikuje marzenia, co jest źródłem ukrywanej złości i frustracji. W szczególności u rodziców, którzy chcą dać jak najlepsze dzieciństwo swoim pociechom i czują, że na tym polu zawodzą. Do tego serial porusza temat homofobii w szkołach oraz prześladowań psychicznych z tym związanych.
Trzeba przyznać, że serial został zrealizowany na naprawdę wysokim poziomie. Zarówno zdjęcia, muzyka, jak i gra aktorska to najwyższa półka. Zwłaszcza kreacja Kerry Washington zapada w pamięć dzięki swojej energii i wyrazistości. Widz czuje tłumioną złość granej przez nią bohaterki i po części ją rozumie. Widok tego, jak traci się respekt w oczach córki, tylko przez to, że pomimo ciężkiej pracy nie jest się w stanie dorównać finansowo rodzicom jej znajomych, jest straszny. Washington świetnie sobie radzi, trzymając często nerwy na wodzy i nie nadużywając krzyków i łez. Nie mam też za dużo do zarzucenia Reese Witherspoon, gdyż jej gra jest świetna, ale niczym nie zaskakuje. W kreowaniu postaci Ellen jest trochę wtórna, kopiując zachowania i mimikę Madeline z poprzedniej produkcji, w której grała. Dobrze prezentuje się także drugi plan, chociażby młodziutka Lexi Underwood jako córka Mii czy Joshua Jackson jako nad wyraz spokojny i opanowany mąż Ellen.
Główny problem tej produkcji jest taki, że wszystkie tematy, o których opowiada, traktuje bardzo dosłownie. Nie zostawia widzowi żadnego pola na domysły czy własne wnioski. Podaje nam wszystko na tacy, klarownie mówiąc „to jest złe, a to dobre”. Trochę więcej oczekuje się od takich seriali. Gdy oglądałem Małe ogniska, towarzyszyło mi ciągłe wrażenie, że twórcy tak bardzo chcieli powtórzyć sukces serialu HBO, że go prawie skopiowali. Nawet Reese Witherspoon gra niemal identyczną postać.
Małe ogniska to wciąż ciekawa, świetnie zrealizowana produkcja, choć pozostawiająca pewien niedosyt. Są w niej miejsca w których twórcy albo z barku czasu, albo braku pomysłu poszli na łatwiznę, sprowadzając tym samym ciekawe zagadnienia do trywialnych wniosków. Odniosłem wrażenie, że z tego tekstu można było wyciągnąć więcej, ale może specjalnie złagodzono niektóre wątki, by serial był lżejszy i można było go obejrzeć za jednym posiedzeniem. Niemniej jest to wciąż produkcja godna uwagi, która po seansie daje trochę do myślenia. Zwłaszcza młodym rodzicom.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat