Małe wielkie historie: sezon 1, odcinek 1-8 - recenzja
Małe wielkie historie to nowy miniserial Disney+, luźno bazujący na książce autorstwa Cheryl Strayed. Czy warto obejrzeć?
Małe wielkie historie to nowy miniserial Disney+, luźno bazujący na książce autorstwa Cheryl Strayed. Czy warto obejrzeć?
Małe wielkie historie skupiają się na Claire Pierce, kobiecie w średnim wieku, która mierzy się z wszechobecnym kryzysem – w jej małżeństwie i w pracy przestało się układać, zbuntowana nastoletnia córka mocno daje jej w kość, a na twarzy pojawiają się zmarszczki, które coraz trudniej ukryć nawet przed samą sobą. Na domiar złego w Claire drzemią także nieprzepracowane traumy związane z dzieciństwem, młodością i śmiercią jej matki. Teraz, gdy los zaczął rzucać jej kłody pod nogi, to wszystko razem coraz mocniej w nią uderza, boleśnie uświadamiając, że jej życie nie wygląda tak, jak sobie to kiedyś wymarzyła. Pewnego dnia, zbiegiem okoliczności, kobieta spotyka dawnego przyjaciela, który oferuje jej dodatkowe zajęcie, polegające na odpisywaniu na listy czytelników w znanym felietonie jego autorstwa. Claire, mimo początkowych oporów dotyczących braku doświadczenia, dostrzega w tym szansę – nie tylko na rozpoczęcie wymarzonej kariery pisarskiej, ale także na własny rachunek sumienia.
Produkcja bazuje na książce pod tym samym tytułem autorstwa Cheryl Strayed, będącej zbiorem artykułów z poradami, które autorka napisała w ramach pracy dla magazynu The Rumpus. Ta idea i doświadczenie Strayed są jednak tylko luźnym punktem wyjścia do fikcyjnej historii. Serial tak naprawdę nie opowiada o problemach autentycznych czytelników, a w całości skupia się na autorce (czyli Claire). W roli głównej występuje Kathryn Hahn, która na ekranie jest świetna. Jej bohaterka to osoba z krwi i kości, pełna wad i zwyczajnych ludzkich niedoskonałości. W przeżyciach kobiety można znaleźć wiele uniwersalnych wątków, które w taki czy inny sposób będą dla widzów znajome – serial bowiem mocno dotyka ziemi i problemów, z którymi tak naprawdę może mierzyć się każdy.
Sezon składa się z ośmiu odcinków, z których każdy trwa około pół godziny. Cała historia prowadzona jest równolegle na dwóch płaszczyznach – bieżącej, w której Claire ma już prawie 50 lat, oraz retrospektywnej, gdy obserwujemy jej zbuntowaną młodość w cieniu śmierci matki. O ile obecne życie Claire jest już uporządkowane (a momentami wręcz nudne), o tyle w jej przeszłości nie brakuje szaleństwa – wcielająca się w młodszą bohaterkę Sarah Pidgeon ma tu do zagrania parę naprawdę odważnych scen. W jej linii czasowej jest dużo seksu, trudnych emocji, wewnętrznych wątpliwości i załamań nerwowych, które aktorka oddaje przed kamerą bardzo wiarygodnie. W najmocniejszych emocjonalnie momentach mamy możliwość patrzeć na obie aktorki, które zmieniają się kadr po kadrze, mimo różnic czasowych – takimi i podobnymi zabiegami montażowymi twórcy dodają tej produkcji jeszcze więcej emocji, pokazując zagubienie i niedojrzałość głównej bohaterki, niejako uwięzionej między teraźniejszością a przeszłością. To wszystko składa się na spójny obraz kobiety, która nie wie, dokąd zmierza, i w swoim zagubieniu podejmuje pochopne decyzje, czasem wciąż patrząc na świat przez pryzmat tego, co minęło. Z technicznego punktu widzenia wypada to naprawdę dobrze.
Choć w serialu przewija się wielu bohaterów, w obsadzie lśnią przede wszystkim Hahn i Pidgeon – kreacje Claire na różnych etapach życia przyćmiewają pozostałe. Na drugim planie można pozytywnie wyróżnić Merritt Wever (matka nastoletniej Claire), Owena Paintera (brat Claire, Lucas) oraz Tanzyn Crawford, która wciela się w zbuntowaną córkę kobiety. Każda z tych postaci reprezentuje zupełnie inne emocje i każda jest wyzwaniem dla głównej bohaterki, która przyjmuje wobec nich zupełnie inne postawy. Wszystko to dodatkowo podkreśla zagubienie kobiety w rzeczywistości – Claire, stając się oparciem dla wszystkich dookoła (w tym także dla anonimowych czytelników i twórców listów), zapomina, kim tak naprawdę jest ona sama. Twórcom udało się zbalansować trudne emocje tak, aby serial się pod nimi nie ugiął – bo mimo trudu, załamania i skumulowanych przeciwności losu jest tu również nadzieja, którą wyraźnie czuć. Choć scenariusz jest wymagający, opowieść na ekranie została poprowadzona bardzo poprawnie i oferuje kilka uniwersalnych morałów dających widzom pewien komfort.
Serial Małe wielkie historie opowiada dokładnie o tym, co sugeruje jego tytuł – o małej ludzkiej codzienności, która gdzieś na głębszych płaszczyznach przeradza się z biegiem czasu w coś znacznie większego. Wychodzimy od – zdawałoby się – zwykłego dnia przeciętnej kobiety w średnim wieku, a finalnie otrzymujemy huśtawkę emocjonalną, która podsumowuje całe jej dotychczasowe życie. A wszystko to w wydaniu raczej niszowym – nie znajdziecie tu wartkiej akcji ani szczególnej dynamiki; wszystko, co ważne, rozgrywa się przede wszystkim w głowie Claire. Co za tym idzie, nie jest to serial szczególnie przystępny w odbiorze. Trzeba dać mu czas i mieć otwarty umysł. Dla widzów szukających przede wszystkim refleksji i emocji, ta propozycja będzie jak znalazł.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1961, kończy 63 lat