Malutki Lisek i Wielki Dzik. Najdalej – recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 5 października 2016Stworzenie dobrego komiksu dla najmłodszych nie jest wcale tak proste, jak może się wydawać. Berenika Kołomycka udowadnia jednak, że nie jest to rzecz niemożliwa.
Stworzenie dobrego komiksu dla najmłodszych nie jest wcale tak proste, jak może się wydawać. Berenika Kołomycka udowadnia jednak, że nie jest to rzecz niemożliwa.
Berenika Kołomycka zajęła drugie miejsce w drugiej edycji organizowanego przez Egmont konkursu im. Janusza Christy, w którym chodziło o stworzenie komiksów przeznaczonych dla młodszych czytelników. Nagrodą była m.in. możliwość publikacji pełnowymiarowego albumu - i tak oto świat ujrzał przygody dwójki sympatycznych zwierzęcych bohaterów.
Malutki Lisek i Wielki Dzik. Tam opowiadała o trudnych początkach przyjaźni między dwójką bohaterów zamieszkujących pod jabłonką. Finalnie jednak Lisek i Dzik doszli do porozumienia i zamieszkali razem, a nawet zaczęli wyprawiać się na coraz dalsze wyprawy - i właśnie o jednej z nich jest Malutki Lisek i Wielki Dzik #2: Najdalej.
W tym komiksie sympatyczni bohaterowie przemierzają kolejne krainy, spotykają nieznane stworzenia, przeżywają przygody, a ich relacja zostaje wystawiona na kolejne próby. Rzecz jasna wszystko to w bardzo umownej i skrótowej konwencji, która na przestrzeni kilku kadrów i zdań w dymkach przekazuje kluczowe przesłanie.
Właśnie, przecież przekaz – używając wyświechtanego określenia: morał – to nieodzowny element historii dla dzieci. Kołomycka nie jest w tym nachalna, ale łatwo wyczuć, co chciała w tym albumie podkreślić. Być może nie jest to tak wyraziste jak w pierwszym tomie, gdyż zostało rozbite na kilka elementów, w skrócie można jednak stwierdzić, że przede wszystkim chodzi o kwestie związane z tożsamością: akceptację innych, odnalezienie własnego miejsca w świecie i niesugerowanie się nierealnymi wzorcami czy wreszcie pozwolenie innym żyć na ich własny sposób. To z pewnością ważne przesłanie, ale mam obawy, czy aby nie zbyt poważne jak na docelowego odbiorcę tego komiksu. Choć może czym skorupka za młodu nasiąknie…
Na uwagę zasługuje także technika autorki, która wykorzystuje rzadkie w komiksach akwarele. Fakt, w tworzeniu dla dorosłych nie mają one specjalnego zastosowania, ale w historii dla dzieci są jak znalazł. Ten sposób tworzenia grafik wymusza wręcz pewną umowność, poświęcenie detali na rzecz wyrazistych, choć nieco rozmytych obrazów. Przekaz, polegający przede wszystkim na kontrastowej kolorystyce, z pewnością potrafi działać na wyobraźnię.
To jeden z tych utworów, których dorosły odbiorca – a w tym przypadku i recenzent – nie jest w stanie w pełni ocenić. Może próbować cofać się do czasów dzieciństwa oraz przypuszczać, jak odbierze komiks dziecko (i to mające zaledwie kilka lat), ale weryfikacja nastąpi dopiero przy faktycznej konfrontacji tej historii z kilkulatkiem. Jako że akurat możliwości takiego przetestowania komiksu Kołomyckiej nie miałem, to pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że skutecznie rozbudziłem w sobie wewnętrzne dziecko.
Źródło: fot. Egmont
Poznaj recenzenta
Tymoteusz WronkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat