fot. materiały prasowe
Miasto życia i śmierci, Nanjing 1937, Dzieci z Jedwabnego Szlaku, Kwiaty wojny i wiele innych.Masakra w Nankinie doczekała się wielu znakomitych, wielkich i poruszających filmów, o których trudno zapomnieć. Zwłaszcza pierwszy z wymienionych pozostał mi w pamięci do dziś przez to, jak wybitnie i wyjątkowo ta historia została opowiedziana. Najnowsza produkcja z 2025 roku podchodzi z trochę innej strony, oferując perspektywę na aspekt przerażający: rejestrowanie tragicznych wydarzeń ze strony armii japońskiej z okresu II wojny światowej. Perspektywa fotografa, który miał utrwalać wydarzenia do ceremonii podbicia Nankinu, jest nietypowa, na swój sposób wyjątkowa, bo sama w sobie jest pokazaniem, jak zanika w bohaterze empatia i moralność pod wpływem wojennej rzeczywistości. Początkowo młody, ambitny i z jakąś dawką empatii człowiek powoli zatraca się w okropnościach działań militarnych, które fotografuje. Obserwujemy stopniową degradację człowieka i jego przemianę w kogoś, kto nie utożsamia się z honorem, o którym ówczesna armia japońska często mówi. Jest to wątek poboczny, ale wyjątkowo interesująco pokazany na tle porażających wydarzeń.
Każdy, kto wie, na czym polegała tytułowa Masakra w Nankinie, ma świadomość, że nie jest to kino łatwe. To film przerażający, bardzo ciężki tematycznie i zarazem poruszający emocje w najrozmaitszy sposób. Jednocześnie jednak na swój sposób przewidywalny: nie dlatego, że wiemy, co się wydarzy, ale dlatego, że mamy świadomość, jak bardzo mocny może to być przekaz. Reżyser umiejętnie prowadzi historię z perspektywy fotografa i Chińczyka, który pomaga mu wywoływać zdjęcia, bo to, co uderza widza najmocniej, jest przeważnie najmniej oczekiwane. Film wbrew pozorom nie epatuje przemocą, ale gdy już jest ona na ekranie – a mamy dosłownie pokazanie masowych zbrodni wojennych – nie jest to historia dla widza bardzo wrażliwego i o słabych nerwach. To, co dzieje się na ekranie, uderza obuchem, ale nie jest bez powodu. Pokazanie, jak żołnierze z okresu tamtych działań traktowali niektóre sytuacje jak rozrywkę i jak trudno było przeżyć, nadaje temu filmowi innej perspektywy. Obserwujemy zadowolonych z siebie ludzi, którzy rywalizują w brutalnych czynach, w rzeczywistości, w której pokonani nie są traktowani jak istoty ludzkie. Ta perspektywa od strony osoby nieświadomie tworzącej dowód zbrodni wojennych nadaje temu projektowi wyjątkowego klimatu.
Nie da się ukryć, że Masakra w Nankinie to trochę samograj, bo mając taką historię, trzeba byłoby się naprawdę postarać, by to nie wybrzmiało. Mimo tego, że dzieją się na ekranie rzeczy straszne, to tylko dzięki aktorom potrafi to zadziałać na widza i jego emocje. Mamy tutaj dobre kreacje, w których nie brak mocnych emocji, bo bez tego czynnika ludzkiego nieludzkie wydarzenia byłyby tylko realizacyjnym popisem ekipy filmowej. Przez ten pryzmat to może wybrzmieć w sposób mający znaczenie i sens, bo jako widzowie poczujemy wagę wydarzeń, w których zabito dziesiątki tysięcy cywilów.
fot. materiały prasoweNie brak tu patosu, bohaterstwa i poświęceń Chińczyków w walce z wojskami okupacyjnymi. Tego typu motywy czysto filmowe zawsze się przewiną w dramatach wojennych — bez znaczenia, czy z Chin, czy z USA. To, co jednak jest tutaj interesująco pokazane, to ludzki wymiar zachowań i decyzji. Widzimy, że nie wszyscy Chińczycy to chodzące ideały, a podejmowane przez niektóre jednostki decyzje były złe i karygodne. Nawet w przypadku żołnierzy mających chronić ludzi. Ciekawe spojrzenie, które stara się tak obiektywnie, jak to tylko możliwe, przedstawić te wydarzenia nie jako czarno-białą opowieść. Tak jak po stronie Chińczyków nie byli tylko wytrwali patrioci, tak po stronie żołnierzy japońskich z tamtego okresu też byli ludzie mający problem z okrutnymi decyzjami innych. Nikt nikogo nie usprawiedliwia ani nie wybiela – po prostu Masakra w Nankinie stara się solidnie pokazać, że nic nie jest takie proste i oczywiste.
Masakra w Nankinie to najmocniejszy film Festiwalu Filmów Chińskich, który zdecydowanie nie jest propozycją dla widzów o słabych nerwach. Dobrze opowiada historię, nie budując przeświadczenia powtarzalności z filmów, których dokonania są niezaprzeczalne. Tego typu tematy trzeba poruszać co jakiś czas ku przestrodze – dobrze, że tym razem udało się to zrobić jakościowo i z silnymi emocjami, ale jednocześnie z finałem, który pozostawił u mnie uczucie niedosytu.
Festiwal Filmów Chiński odbywa się 5-7 grudnia w Warszawie, Łodzi, Gdyni i Poznaniu.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można mnie znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/