Microsoft
Mamy grudzień 2025 roku, mury runęły, a gigant z Redmond coraz śmielej zadomawia się na PlayStation. Czy przesiadka z Xboxa na Plejkę odbyła się bez turbulencji, jakie towarzyszyły premierze Microsoft Flight Simulator 2024 na Xboxie i PC? Czy DualSense faktycznie zmienia odbiór latania? I najważniejsze – czy PS5 nie dławi się, gdy renderuje całą kulę ziemską w 4K? To kluczowe pytania, jeśli chodzi o grę, która na rynku jest już od roku, a teraz debiutuje na konkurencyjnym sprzęcie.
Nie ma co ukrywać – strategia Microsoftu polegająca na wypuszczaniu swoich ekskluzywnych hitów na sprzęt konkurencji (po roku czy dwóch wyłączności) to dla graczy manna z nieba. Po Forza Horizon czy Indiana Jones, przyszła pora na magnum opus technologiczne Asobo Studio. Microsoft Flight Simulator 2024 to nie jest zwykła gra. To platforma, to cyfrowy bliźniak Ziemi, to – nie bójmy się tego słowa – technologiczny cud, który rok temu na premierę zarżnął serwery Azure i doprowadził pecetowców do białej gorączki ekranami ładowania. Jak jest dzisiaj, na nowym gruncie?
fot. MicrosoftCienki klient, gruba rura
Zanim wzbijemy się w powietrze, musimy pogadać o technologii, bo to ona jest tutaj głównym bohaterem (i potencjalnym czarnym charakterem). MSFS 2024 na PS5 waży zaskakująco mało na dysku – podstawowa instalacja to ułamek tego, co pamiętamy z edycji 2020. Dlaczego? Bo Asobo postawiło na architekturę „cienkiego klienta”. Wasza konsola nie trzyma całego świata na dysku SSD. Ona go streamuje w czasie rzeczywistym. Tekstury, dane fotogrametryczne, a nawet fizyka częściowo mielone są w chmurze. Ma to oczywiście swoje mocne i słabe strony, ale o tym za chwilę.
I tu pojawia się pierwsze pytanie: jak infrastruktura sieciowa PlayStation radzi sobie z tym potokiem danych? Zaskakująco dobrze, choć nie idealnie. Podczas testów, latając nad gęsto zabudowanym Tokio czy Nowym Jorkiem, zdarzały się momenty, gdzie budynki wyglądały jak roztopiony wosk, zanim doczytały się do pełnej detali formy. To tzw. pop-in tekstur, który na PS5 wydaje się odrobinę bardziej zauważalny niż na potężnych PC czy Xbox Series X. Nie jest to jednak coś, co psuje zabawę – po prostu czasem widać szwy tej cyfrowej rzeczywistości.
Warto jednak zaznaczyć: to nadal najładniejsza rzecz od „zielonych”, jaką odpalicie na konsoli „niebieskich”. Gra świateł w kokpicie o zachodzie słońca, wolumetryczne chmury, przez które przebijacie się Airbusem, czy woda reagująca na podmuchy wiatru – to wszystko na PS5 wygląda obłędnie. Tryb wydajności celuje w płynność, ale umówmy się – w symulatorach lotu 30 klatek na sekundę w pełnym 4K i z wodotryskami graficznymi jest absolutnie wystarczające. To nie Call of Duty, tu liczy się widok.
Poczuj opór steru
To, co wyróżnia edycję na PlayStation, to oczywiście kontroler. DualSense robi tutaj fenomenalną robotę, której – z całym szacunkiem dla pada od Xboxa – tam po prostu brakuje. Asobo Studio (przy wsparciu ekip od portowania) zaimplementowało haptykę na poziomie mistrzowskim.
Kiedy kołujecie po pasie startowym, czujecie każdą dylatację betonu pod kołami. Kiedy wlatujecie w turbulencje, pad nie tylko wibruje – on szarpie, dając fizyczne odczucie walki z maszyną. Ale gamechangerem są adaptacyjne spusty. Stawiają one opór i symulują różne zachowania maszyny w locie spowodowane warunkami lotu. To detale, ale sprawiają, że latanie na padzie (dla tych, którzy nie mają wolnych 2000 zł na wolant) staje się zaskakująco precyzyjne i satysfakcjonujące.
Kariera, czyli w końcu jest co robić
Największą bolączką poprzedniej odsłony było to, że była ona wspaniałym symulatorem, ale słabą grą. Dostawałeś samolot i... radź sobie sam. Leć gdzie chcesz. Dla fanatyków lotnictwa to raj, dla przeciętnego gracza – nuda po dwóch godzinach. MSFS 2024 przynosi nam rewolucyjny tryb Kariery.
fot. MicrosoftI to jest, moi drodzy, absolutny sztos. Zaczynacie jako żółtodziób na małym lotnisku (możecie wybrać dowolne na świecie – ja zacząłem na poznańskich Krzesinach) i robicie licencję pilota. A potem? Droga wolna. Możecie zostać pilotem transportowym, ale znacznie ciekawiej robi się w specjalizacjach. Gaszenie pożarów zrzutami wody w Grecji? Proszę bardzo. Misje ratunkowe helikopterem w Alpach, gdzie musisz zawisnąć nad poszkodowanym z chirurgiczną precyzją? Adrenalina skacze bardziej niż w niejednym horrorze.
Są też misje rolnicze (opryskiwanie pól – brzmi nudno, ale wymaga niesamowitej techniki niskiego przelotu) czy transport VIP-ów. System progresji, zarabianie kredytów, kupowanie własnych maszyn – to wszystko sprawia, że w końcu mamy cel. Mamy powód, żeby odpalić konsolę na „jeszcze jeden lot”.
Spacerkiem po płycie lotniska
Nowością w tej edycji (także na PS5) jest możliwość wyjścia z samolotu. Tak, możecie otworzyć drzwi i pospacerować po płycie lotniska, sprawdzić stan techniczny maszyny przed startem, a nawet zwiedzać świat pieszo.
Będę szczery: to nie jest poziom gier akcji. Model poruszania się postaci jest drewniany, przypomina symulatory sprzed dekady, a tekstury podłoża z bliska bywają... umowne. Ale! Możliwość wyjścia z kabiny w środku głuszy, na jakimś klifie w Nowej Zelandii, i cyknięcia fotki w trybie fotograficznym ma swój niepowtarzalny urok. To dodatek, bajer, ale buduje imersję. Czujesz się jak pilot, a nie jak kamera przyklejona do samolotu.
Kwestia ceny i zawartości
No i dochodzimy do momentu, w którym trzeba sięgnąć do portfela. Ile jesteście w stanie zapłacić za roczną grę? Tanio nie jest. Podstawowa edycja w PlayStation Store to wydatek rzędu 308,99 zł. Wersje Deluxe i Premium Deluxe szybują w cenach pod 600 zł, a i tak nie są to najtańsze edycje, bo jest jeszcze jedna kosztująca grubo ponad 800 zł. Czy warto?
W podstawce dostajecie 70 samolotów i 150 ręcznie dopieszczonych lotnisk. To masa zawartości. Jeśli nie jesteście hardkorowymi sim-maniakami, którzy muszą mieć konkretny model Boeinga z konkretnym malowaniem, wersja Standard wystarczy Wam na setki godzin. Boli trochę brak wszystkich maszyn w najtańszej wersji, ale to standardowa polityka Microsoftu.
Co ważne, gra wspiera cross-play. Możecie latać w jednej sesji ze znajomymi z Xboxa i PC. Nie ma żadnych barier. Widok eskadry składającej się z graczy na PC, Series X i PS5 lecących w formacji nad Giewontem to piękny symbol końca wojen konsolowych (przynajmniej w tym aspekcie).
Czy Microsoft Flight Simulator 2024 na PS5 jest portem idealnym? Prawie. Zdarzają się chrupnięcia przy wczytywaniu danych, interfejs bywa momentami zbyt „pecetowy” i trudny do ogarnięcia kursorem na padzie, a instalacja wymaga stabilnego, szybkiego łącza internetowego (bez światłowodu nawet nie podchodźcie, serio).
Ale kiedy już wzbijecie się w powietrze, kiedy zobaczycie pod sobą fotorealistyczny świat, kiedy DualSense zacznie wibrować w rytm pracy silnika, a Wy właśnie uratujecie turystę ze szczytu góry – zapominacie o wadach. To triumf technologii i dowód na to, że bariery sprzętowe w 2025 roku niemal nie istnieją.
Dla posiadaczy PS5, którzy zazdrośnie patrzyli na „zielonych” kolegów, to pozycja obowiązkowa, ale tylko dla fanów lotnictwa i dziesiątek godzin spędzonych na nauce, bo jest się czego uczyć, by później wiedzieć, jak poruszać się w powietrznym świecie Microsoft Flight Simulator 2024.
Poznaj recenzenta
Michał Czubak