Miecz Kaigenu - recenzja książki
Data premiery w Polsce: 17 lipca 2024Miecz Kaigenu to książka, w której nic nie jest do końca takie, jakbyśmy się spodziewali. To jeden wielki miszmasz tego, co myślimy o literaturze utrzymanej w klimacie azjatyckim. A jednak spod ręki M.L. Wang wyszło coś dobrego. Warto podjąć wyzwanie i zanurzyć się w tym świecie.
Miecz Kaigenu to książka, w której nic nie jest do końca takie, jakbyśmy się spodziewali. To jeden wielki miszmasz tego, co myślimy o literaturze utrzymanej w klimacie azjatyckim. A jednak spod ręki M.L. Wang wyszło coś dobrego. Warto podjąć wyzwanie i zanurzyć się w tym świecie.
Kilka lat temu M.L. Wang pełna wiary w swój talent literacki własnym sumptem wydała Miecz Kaigenu. Pogratulować odwagi, zwłaszcza że o książce zaczęło być bardzo głośno. W Polsce także, jeszcze przed wydaniem przez Vesper, zewsząd widać było reklamy i zapowiedzi. Przede wszystkim stało się jasne, że książka będzie przepięknie wydana. To bardzo źle oceniać książkę po okładce, ale nasz wzrok przykuwa przepięknie namalowana postać kobieca z mieczem, no i bardzo klimatyczna czapla na brzegach. Czego można się spodziewać? Ja spodziewałam się czegoś w klimacie feudalnej Japonii w rodzaju Szoguna albo czegoś podobnego do powieści Arkadego Saulskiego. Tymczasem…
Wang stworzyła istną mozaikę – zlepek elementów, któremu na dobrą sprawę trudno byłoby wróżyć sukces. Mamy część przenikniętą orientalnym klimatem. Mamy magię żywiołów – nasi bohaterowie władają magią wody i lodu. Tak, skojarzenia z Avatarem nasuwają się same. Dla mnie to akurat plus, bo jest to ciekawie opisane od strony sensualnej i samego procesu. Mamy miecze, potężne rody, nadprzyrodzone moce – a to wszystko napotyka bardzo rozwiniętą technologię. Nasi bohaterowie żyją w świecie z czołgami, telefonami komórkowymi i czymś na kształt Internetu. A jednak to działa.
Kolejna zmyłka to sama wojna. Dałam się nabrać, bo oczekiwałam jakiejś wojennej epopei. I znowu pstryczek w nos od autorki! Wojna jest, a i owszem, ale zepchnięta na dalszy plan jako czynnik, który oddziałuje na psychikę bohaterów. Na plan pierwszy wysuwa się zdecydowanie to, co było przed najazdem i po. Ponadto cała historia rozgrywa się w jednej wiosce i dotyczy w zasadzie jednej rodziny. Tytułowy miecz także nie ma nic wspólnego z bronią jako taką. Jest to bowiem półwysep o olbrzymim znaczeniu taktycznym. Prawdziwym problemem zaś okazuje się cesarska propaganda.
Warto nieco miejsca poświęcić bohaterom. Na plan pierwszy wysuwa się rodzinna trójca. Matka z przeszłością, od której desperacko pragnie uciec. Syn, który uczy się walki i posługiwania się magią jednego z żywiołów. No i ojciec, który ma trudną relację z synem.
Wang z dużym wdziękiem podeszła do relacji trzech przyjaciółek. Ta relacja wypadła całkiem wiarygodnie i była w stanie zaszklić oko czytelnika. Duże brawa także za postacie dziecięce. Widać, że pisarka przyłożyła się do ich tworzenia. Nie są ani bierne, ani wkurzające. I nie czuć, że są dodane na doczepkę. Są po prostu urocze.
Książka napisana jest z dużą dozą wrażliwości i skupienia się na bohaterach. Są pewne motywy, które będą drażnić, wydawać się oklepane, a jednak. To się w pewien sposób kupuje i czyta dalej. Myślę, że niektórych błędów można by uniknąć, gdyby książka przeszła normalną drogę wydawniczą, ale… Może wtedy nigdy nie trafiłaby na półki księgarń?
Miecz Kaigenu nie jest częścią większej całości. Nie będzie z tego trylogii ani nic podobnego. Zakończenie jest dobre i satysfakcjonujące. Niemniej jest to książka bardzo, ale to bardzo trudna w ocenie. Myślę, że w miarę, jak będzie rosła liczba czytelników, będą mnożyły się odmienne opinie. Dla mnie nie jest to książka wybitna, ale warto po nią sięgnąć. Nie będziecie mieli poczucia straconego czasu. Daję dość wysoką ocenę za potencjał, emocje i kontrowersje, które ma szanse wywołać.
Poznaj recenzenta
Agnieszka KołodziejDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat