Misja: Bal - recenzja filmu
Misja: Bal to nowy film familijny Disney+. Nie oferuje on nic odkrywczego, ale czy to źle?
Misja: Bal to nowy film familijny Disney+. Nie oferuje on nic odkrywczego, ale czy to źle?
Misja: Bal to młodzieżowy film osadzony w liceum. Niczym się tak naprawdę nie wyróżnia, ale dzięki pomysłowi, nawiązaniom do lat 80. i solidnemu prowadzeniu historii to nie ma większego znaczenia. Jest sympatycznie, czasem zabawnie, a tu i ówdzie pojawiają się nawet emocje. O to też chodzi w tego typu komediach romantycznych o nastolatkach, prawda? Twórcy świadomie bawią się ogranymi schematami i dzięki temu to trafia w punkt, a nawet potrafi zaskoczyć.
Cieszy świeże podejście, z jakim twórcy nawiązują do lat 80., które wciąż są na topie dzięki Stranger Things. To mimo wszystko nie jest regułą w filmach stworzonych dla nastolatków. Czasem jest kiczowato, ale uroczo i zabawnie. Twórcy fajnie korzystają z dobrodziejstw popkultury. Nadają charakter tej historii, bo motyw jest dość istotny w kontekście fabularnym i solidnie wykorzystany dla walorów rozrywkowych.
Scenariuszowe oczywistości nadrabiają aktorzy, bo Milo Manheim oraz Peyton Elizabeth Lee jako para przyjaciół sprawdzają się nieźle i budują postacie na przekór stereotypom. Manheim wygląda tak, że spokojnie mógłby zagrać najpopularniejszego sportowca w szkole, a tymczasem twórcy wykorzystują go inaczej. Aktorów łączy też dobra chemia, ale na szczęście (na przekór schematom gatunkowym) nie stają się parą romantyczną. W końcu możemy obserwować najlepszych przyjaciół, którzy nie są tylko chodzącymi stereotypami.
Wątki romantyczne mają swój urok. Czasem jest przewidywalnie, ale mimo wszystko dostajemy zaskakujący finał. Nie idzie to dokładnie tak, jakbyśmy się spodziewali, co staje się istotną zaletą filmu. Irytujące bywają głupkowate zachowania postaci, które zbyt upraszczają wszelkie relacje i tworzą negatywne wrażenie. Niektóre elementy wątków mogły być też lepiej przemyślane, bo zwyczajnie działają na nerwy swoim poziomem absurdu i banału.
Misja: Bal koniec końców to całkiem sympatyczny film familijny. Nie odkrywa nic nowego w gatunku, ale twórcy świadomie operują schematami i dają nam całkiem przyjemną rozrywkę. Polecam fanom lekkich opowieści osadzonych w liceum.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat