Misja w Peru
Pierwszy odcinek Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. nie wgniótł w fotel, ale i tak prezentował to, czym ten serial powinien być - lekką rozrywkę w pełni zgodną z klimatem kinowego uniwersum Marvela. Drugi epizod jest przyjemny, ale nadal nie zachwyca.
Pierwszy odcinek Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. nie wgniótł w fotel, ale i tak prezentował to, czym ten serial powinien być - lekką rozrywkę w pełni zgodną z klimatem kinowego uniwersum Marvela. Drugi epizod jest przyjemny, ale nadal nie zachwyca.
Cała wyprawa bohaterów do Peru ma na celu zbadaniem czegoś tajemniczego, co jest opisane kodem 0-8-4. W tym miejscu objawia nam się największa zaleta serialu - dopracowana zgodność z kinowym uniwersum Marvela, która jest nieodłączną częścią tej produkcji telewizyjnej. Mowa tu o smaczkach w dialogach (wspomnienie o młocie Thora) oraz o samym urządzeniu, po które agenci udają się do Ameryki Południowej.
Wydarzenia w Peru nie zachwycają jednak pod względem akcji, która strasznie kuleje w tym odcinku. Począwszy od pierwszego starcia z żołnierzami pani komendant, którzy z pistoletami w dłoni biegają na oślep pod ręce agentów, skończywszy na walkach w samolocie, których realizacja pozostawia wiele do życzenia. Brak tu dynamiki, płynności; wszystko sprawia wrażenie słabo wyreżyserowanego i pozbawionego pomysłu. Reakcje przeciwników są zbyt wolne, a odczucie kompletnego braku wiarygodności pojedynków - zbyt wyraźne. Za wiele dobrego nie mogę powiedzieć też o strzelaninie z rebeliantami. Sporo tu naciągania fabularnego, gdyż w tych momentach odnoszę wrażenie, że wojsk pani komendant jest więcej niż przeciwników, a oni i tak praktycznie prawie bez walki uciekają. Rozumiem zaskoczenie, ale ten odwrót był zbyt szybki i mało wiarygodny. Może gdyby wyraźnie zaakcentowane przewagę liczebną, nie wyglądałoby to tak... dziwnie.
[video-browser playlist="634830" suggest=""]
Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. wpisuje się perfekcyjnie w kinowe uniwersum Marvela i choć sam serial ogląda się przyjemnie, to coś mi ciągle w nim zgrzyta. Nie widzę tego samego poziomu, który znamy z MCU, i bynajmniej nie chodzi mi o efekty specjalne, ale o tworzenie historii, akcji oraz bohaterów. Coulson i Melinda May to jedyne postacie, które w stu procentach przypadają mi do gustu. Coraz bardziej przekonuję się do Skye, która wzbudza wiele sympatii. Natomiast Ward oraz Fitz-Simmons są irytujący i okropnie papierowi. Bohaterowie są największą bolączką tego serialu, bo nie zostali należycie rozpisani ani przedstawieni. Mankamentem jest skupienie się na Wardzie i reszcie; jedyne postacie warte uwagi są zepchnięte na trzeci plan. Nie przeszkadza mi młody wiek aktorów, ale ich brak doświadczenia i/lub talentu. Wszyscy poza sympatyczną Chloe Bennett w roli Skye są pozbawieni charyzmy, charakteru i czegokolwiek, co sprawiłoby, że byliby interesujący. Mam też problem z głównym wątkiem, który zaakcentowano pod sam koniec. Trąci wtórnością, gdyż coś podobnego wykorzystano niedawno także w serialu Hulk i agenci M.I.A.Z.G.I..
Drugi odcinek oferuje nam przewidywalną historię z przeciętnym wykonaniem (końcowe sceny z rażącym green screenem...) i wyraźnie podkreśla problemy Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D.. Liczę, że serial jeszcze nabierze wyrazu, zwłaszcza że bohaterowie w końcu nawiązują nić porozumienia. Jak na razie jedyną zapadającą w pamięć sceną jest gościnnie pojawienie się Nicka Fury'ego w tradycyjnej wstawce po napisach, a o to raczej twórcom nie chodzi.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1977, kończy 47 lat
ur. 1993, kończy 31 lat
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1969, kończy 55 lat