Monster Hunter World: Polowanie na bestie – recenzja gry
Data premiery w Polsce: 26 stycznia 2018Znana marka, świetny system walki i przepiękny świat - to wszystko oferuje pierwszy wielki RPG tego roku. Czy Monster Hunter: World potrzebuje czegoś więcej, żeby osiągnąć sukces?
Znana marka, świetny system walki i przepiękny świat - to wszystko oferuje pierwszy wielki RPG tego roku. Czy Monster Hunter: World potrzebuje czegoś więcej, żeby osiągnąć sukces?
Przygodę z Monster Hunter: World zaczynamy, jak w większości topowych gier gatunku. Po krótkim wprowadzeniu zostajemy skierowani do dość rozbudowanego kreatora postaci, w którym wybieramy płeć naszego bohatera, karnację oraz inne parametry dotyczące jego wyglądu. Zmieniamy kolor oczu, wygląd nosa, kształt oczu, et cetera. Liczba opcji modyfikacji może przyprawić o zawrót głowy a stworzenie takiej postaci, o którą nam chodzi zajmuje co najmniej kilkanaście minut. Dalej jest podobnie – ale na znacznie mniejszą skalę – tworzymy naszego kociego towarzysza. Dopiero po przebrnięciu przez kreator postaci rozpoczyna się właściwy przerywnik wprowadzający nas do wątku fabularnego i dalej do wyjątkowej gry.
Ta zaczyna się iście monstrualnie. Od przerywnika, w którym obserwujemy kolosalnych rozmiarów potwora wynurzającego się z odmętów oceanu zmierzającego w kierunku Nowego Świata, tej samej lokacji, do której wraz z innymi łowcami zmierza gracz. Zadaniem eksploratorów jest zbadanie zjawiska, które sprawia, że największe i najpotężniejsze bestie świata gry migrują w tamto miejsce. Wprowadzenie do świata gry jest fenomenalne, ale warstwa fabularna nie jest szczególnie porywająca. Wszak w Monster Hunter chodzi głównie o polowanie na coraz to potężniejsze i większe maszkary zagrażające bohaterowi i pozostałym postaciom, które wraz z nim dotarły do Nowego Świata. Miłym akcentem jest sam fakt, że owe tło fabularne jest i mobilizuje gracza do samodzielnego odkrycia tajemnicy migracji największych potworzastych zakapiorów, jakie uniwersum Monster Hunter widziało.
Wytrop, zabij, wykorzystaj
Rozgrywka w Monster Hunter: World polega na polowaniu na potwory. Zaczynamy od tych mniejszych, występujących w większej liczbie - takie małe stadko - a kończymy na prawdziwych kolosach. To trzon gry, dzięki któremu zyskujemy bonifikaty, bonusy, które przydają nam się do rozwijania postaci i towarzyszącego nam kota.
Pojedynki sprowadzają się do wcielenia się w rolę prawdziwego myśliwego. Bohater, którego stworzyliśmy, od zleceniodawców przyjmuje wiele zadań, które sprowadzają do eksploracji otoczenia. Przyjmując zlecenie musimy się uzbroić w cierpliwość. Zresztą, jak na łowcę przystało. Informacje, jakie otrzymujemy przed przystąpieniem do wykonania zadania są zdawkowe. W lokacji takiej i takiej występuje taki i taki gatunek zwierzęcia lub rośliny, którą trzeba bliżej poznać. Proste prawda? Nic bardziej mylnego. W tym bowiem miejscu rozpoczyna się prawdziwa zabawa w kotka i myszkę. Czas zabawić się w łowcę.
Udajemy się do wskazanej miejscówki i rozpoczyna się tropienie. W szukaniu śladów pomocne są latające, mieniące się ostrą zieloną barwą, świetliki, które wskazują nam miejsce warte zainteresowania. Może to być odcisk łapy, śluz czy poślizg olbrzymiego brzucha stwora. Podpowiedzi jest więcej. Kiedy już mamy ich wystarczającą ich ilość dowiadujemy się więcej o obiekcie naszego zainteresowania. Warto w tym miejscu wspomnieć, że realizując zadanie mamy z góry określony czas na jego wypełnienie, więc w tym miejscu swobodną eksplorację lepiej zostawić sobie na później. Tykający zegar powoduje presję, a szybko okazje się, że zwierzyna wcale nie jest łatwa do upolowania. Stwór zachowuje się naturalnie. Jeśli to drapieżnik, to wyczuje swoją szansę i czeka nas otwarty konflikt, w którym trzeba wykazać się sprytem i umiejętnościami prawdziwego myśliwego. Jeśli cel naszej misji to niegroźny roślinożerca, to trzeba przygotować się na pościg, często nawet kilkudziesięciominutowy. W pewnym jednak momencie walki wszystkie osobniki sprowadzają się do jednego – ranne zwierzę utykając stara się uciec z miejsca do legowiska. To nasza szansa, którą lepiej wykorzystać, żeby stwór nie odzyskał sprawności. To także najniebezpieczniejszy element walki. Ranne zwierzę, jak w prawdziwym świecie, szykuje desperacki atak ostatkiem sił. Te ataki bohaterowi zabierają najwięcej punktów zdrowia, więc operowanie unikami jest wręcz wskazane. Po wykonaniu zadania wracamy do zleceniodawcy, by odebrać zasłużoną nagrodę.
Wracając do wspomnianej wcześniej eksploracji. Jest to nic innego, jak swobodny tryb rozgrywki, w którym przemierzamy beztrosko otwarty świat podziwiając jego piękno. Niech pozory Was nie zmylą. To piękna, ale niebezpieczna kraina, w której o śmierć wcale nie jest trudno. W tym trybie mamy możliwość wykonywania mniejszych zadań pobocznych zlecanych przez drugorzędne postacie.
Dzięki zdobytym podczas eksploracji i polowań informacjom odpowiednie działy w obozowisku mogą opracować dla nas istotne udogodnienia. Naukowcy badający potwory będą w stanie podać nam więcej faktów dotyczących ich natury, miejsca występowania oraz mocnych i słabych punktów. Informacje te przydadzą się w kolejnych zadaniach.
Za zdobyte w trakcie wykonywania zleceń przedmioty dokonujemy rozwoju postaci i koleżkota, czyli kociego towarzysza stworzonej przez nas postaci. Wachlarz broni dostępnych do wykorzystania jest spory, bo mamy ich aż 14 rodzajów od dużych powolnych, ale bardzo zabójczych tasaków, młotów i mieczy dwuręcznych, po małe ale diabelnie szybkie miecze. Są także bronie miotane czy tarcze. Każda z nich opisana jest szeregiem parametrów, więc jest w czym wybierać. Oczywiście każdą z nich można także modyfikować w kuźni kowala, co oprócz wirtualnej waluty gry pochłania także zasoby materiałów, jakie zebraliśmy podczas rozgrywki. Samo zapoznanie się z tym, co do zaoferowania ma baza wypadowa, zajmie dobre kilkadziesiąt minut. Sporo jest tam ciekawych rzeczy do odwiedzenia, którym towarzyszą równie interesujące animacje.
Monster Hunter: World naturalnie wspiera rozgrywkę w kooperacji maksymalnie do czterech graczy. Form rozgrywki w tym trybie jest wiele, a w kupie drzemie siła. Początkowo, w dniu premiery występowały problemy z siecią, ale jeszcze tego samego dnia dało się gracz z przyjaciółmi lub zupełnie obcymi osobami. Wystarczy tylko udać się do tablicy lub księgi zadań i wybrać jedną z kilku pozycji zabawy w kooperacji. Możemy wykonywać własne misje wspólnie z innymi graczami lub możemy im pomóc. W tym pierwszym przypadku tworzymy otwartą rozgrywkę online i ewentualnie wypuszczamy flarę ratunkową. W tym drugim przypadku również dołączamy do gry, ale tutaj gracz-host musi wcześniej wystrzelić flarę ratunkową.
Kooperacja stanowi przyjemną formę zabawy i w pewnym stopniu ułatwienie rozgrywki. Tytuł dobiera graczy mniej więcej z równym poziomem umiejętności. Niemniej skalowanie przeciwników jest jak najbardziej obecne.
W przypadku wykonywania zadań kooperacja kończy się w momencie sprostania wyznaczonemu celowi lub niepowodzeniu. W trybie Eksploracji, czyli swobodnej rozgrywki, zabawa kończy się w momencie, w którym sami decydujemy ją zakończyć.
Interesujący, piękny Nowy Świat
Nowy Świat wygląda bardzo dobrze. Dotyczy to nie tylko samej konstrukcji świata przedstawionego czy jego wielopoziomowej struktury, ale także wyglądu samych postaci i potworów, które spotykamy na swej drodze. Lokacji, które w trakcie przemierzania Monster Hunter: World zwiedzimy, jest kilka, a każda wygląda inaczej niż poprzednia. Surowa pustynia, świetna kolorowa rafa czy toksyczne lokacje - to tylko kilka z wielu. Różnorodny świat oferuje różnorodne potwory. Gra nie wygląda aż tak bajecznie, jak ostatnie tytuły na wyłączność PlayStation 4, ale pod względem graficznym trudno do czegokolwiek się przyczepić. Wpływ też na odbiór gry ma język preferowany, jaki ustawimy. W moim odczuciu najlepiej sprawdza się oryginał, czyli "Monster Hunter Language" wzbogacony o polskie napisy.
20 czy 50, czy nawet 100 godzin spędzone przy Monster Hunter: World to i tak za mało, żeby odkryć wszystko, co gra ma do zaoferowania. Tu tak naprawdę trzeba spędzić kilka setek godzin, żeby poznać dosłownie wszystko. A i to będzie nie lada wyzwaniem, bo Capcom już zapowiedział wsparcie gry w postaci dodatków płatnych i mniejszych rozszerzeń. Ponadto wykonanie wszystkich misji też trochę trwa. Zabawa z grą to niemalże perfekcja. Świetne przerywniki animowane, doskonałe wielopłaszczyznowe lokacje pozbawione ekranów ładowania i niesamowita walka z potworami większymi od siebie. Tę całą perfekcje burzą jednak kłopoty z pracą kamery podczas walki i występujące od czasu do czasu - ale jednak - kłopoty z rozgrywką online. Niemniej mamy dopiero początek roku, a już na horyzoncie jest gra, która pretenduje do tytułu Gry Roku.
Plusy:
+ wygląda niesamowicie,
+ doskonała zabawa na setki godzin,
+ wymagająca w pojedynkę,
+ świetna kooperacja,
+ przystępna dla znawców gatunku i nowych graczy.
Minusy:
- momentami uciążliwa praca kamery,
- sporadyczne problemy z grą w kooperacji.
Z okazji debiutu gry na platformie PC przypominamy naszą recenzję powstałą w oparciu o wydanie gry na PS4. Powyższy tekst recenzji pierwotnie opublikowano 2 lutego 2018 r.
Źródło: fot. Capcom
Poznaj recenzenta
Michał CzubakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat