Morderczy recykling
Pamiętam, jak w maju NBC zamawiało Czarną listę. Jego szef, Bob Greenblatt, wspominał wtedy, że to najlepszy serial tej stacji od wielu lat. Zapowiedź tę potraktowałem z przymrużeniem oka - ot, zwykły chwyt marketingowy. Tymczasem Greenblatt miał rację.
Pamiętam, jak w maju NBC zamawiało Czarną listę. Jego szef, Bob Greenblatt, wspominał wtedy, że to najlepszy serial tej stacji od wielu lat. Zapowiedź tę potraktowałem z przymrużeniem oka - ot, zwykły chwyt marketingowy. Tymczasem Greenblatt miał rację.
W czym tkwi siła Czarnej listy? Poprzednie trzy odcinki, ale również i czwarty, jasno udowodniły, że nowa produkcja NBC to dramat proceduralny, który w kolejnych tygodniach łagodnie i delikatnie posuwa główny wątek do przodu. Okazuje się jednak, że - wzorem choćby Impersonalnych - da się stworzyć serial poruszający inną sprawę tydzień po tygodniu, który jednocześnie przyciągnie widza nietypowym konceptem i nietuzinkowymi bohaterami. Taka jest właśnie The Blacklist, w której wszystko funkcjonuje jak należy. Kolejne elementy układanki pasują do siebie idealnie i tworzą całokształt, który bardzo dobrze się ogląda, m.in. dlatego że jest to poważna produkcja nie dla małych dzieci.
Czwarty epizod wykreśla z Czarnej listy kolejnego mordercę, specjalizującego się w pozbywaniu czy też utylizacji ciał (w tej roli przerażający Tom Noonan). Robi to do tego stopnia perfekcyjnie, że ludzie dosłownie rozpływają się po powierzchni ziemi, a ich szczątki w wodnistej formie trafiają do ścieków. Czy tylko ja czuję tutaj drobne nawiązania do Breaking Bad? Fabuła odcinka rozwija się w zaskakująco wysokim tempie. Dzieje się sporo, a główna bohaterka - agentka Keen - kolejny raz przekonuje się, że praca w FBI nie należy do łatwych. O ile postać mordercy w pierwszym momencie robi równie przerażające wrażenie jak jego pies, tak końcowe rozwiązanie sprawy i pokazanie, że to zwykły "tatuś", mający swoje hobby, nieco rozmywa dramaturgię całej sytuacji. Na szczęście przywraca ją niezawodny Red Reddington, dla którego kolejny raz jest to sprawa osobista.
[video-browser playlist="634470" suggest=""]
Wspomniałem już wcześniej, że w Czarnej liście wszystko funkcjonuje perfekcyjnie. James Spader to mistrz aktorskiego fachu, który zachwyca swoją kreacją Reddingtona. Jest nieprzewidywalny, ma kapitalny głos, a jego monolog tuż przed przymusową kąpielą w wannie dodatkowo udowadnia, że Red to znacznie bardziej skomplikowana postać, niż może nam się wydawać. Jako stary wyjadacz, po mistrzowsku szkoli "garniturka" z FBI, jakim jest Donald (Diego Klattenhoff - równie irytujący co w Homeland), i nie przebiera w środkach. Elizabeth Keen to z kolei totalny świeżak w Biurze, ale i aktorka – Megan Boone - to zupełnie nowa twarz, której widzowie nie znają. Działa to na korzyść bohaterki, ale jednocześnie zmusza do refleksji – jak dużo Keen będzie w stanie znieść? Dla młodej kobiety, która jeszcze niedawno rozpracowywała profile zabójców, nagłe zmiany w życiu są dosyć brutalne. Gdyby mogła, zapewne już dawno by zrezygnowała, ale nie jest w stanie. Wszystko przez swoje własne tajemnice, a właściwie tajemnice jej męża.
The Blacklist to dramat proceduralny tylko z pozoru. Nawet tytuł sugeruje obcowanie z jakąś tajemniczą "listą", ale proceduralne wątki w żadnym wypadku nie przesłaniają bohaterów. Chemia między Reddingtonem i Keen z każdym odcinkiem jest coraz większa. Jedenaście milionów przed telewizorami w poniedziałki się nie myli - to absolutny lider pod względem nowych seriali w sezonie 2013/14. Produkcja, która ma szansę przetrwać w ramówce NBC przynajmniej kilka lat.
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat