Najpierw zabili mojego ojca – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 15 września 2017Angelina Jolie powraca jako reżyser dramatu opartego na faktach, który został zrealizowany dla Netflixa. Czy warto obejrzeć Najpierw zabili mojego ojca?
Angelina Jolie powraca jako reżyser dramatu opartego na faktach, który został zrealizowany dla Netflixa. Czy warto obejrzeć Najpierw zabili mojego ojca?
Jest to czwarty pełnometrażowy film w reżyserii Angelina Jolie i zdecydowanie najtrudniejszy w jej karierze. Twórczyni nie tylko wzięła bardzo trudny temat przeżycia inspirującej osoby w czasach masakry Czerwonych Khmerów w Kambodży, ale jeszcze nakręciła ten film w rodzimym języku swojej bohaterki. A jest to taki temat, w którym bardzo łatwo popaść w ckliwość, łopatologię, czy sztampowość wydźwięku. Jolie tworzy bezapelacyjnie film trudny, wymagający, o bardzo nieśpiesznym tempie, który można docenić za prawdziwe i wiarygodne ukazanie wydarzeń. Nie ma tu wrażenia, że coś zostało udramatyzowane na rzecz filmowości czy złagodzone, bo będzie zbyt trudne dla widza. A wręcz są momenty, gdzie jako reżyser Jolie nie boi się dać widzom obuchem po głowie, by ten dostrzegł przekaz i przerażające oblicze wydarzeń, które przeżyła główna bohaterka. By to poczuł. Jeśli ktoś jest wrażliwy i ma problem ze scenami, w których w dość obrazowy sposób dzieci są zabijane, seans tego filmu to może być zbyt wiele.
Wyjątkową decyzją w formie opowiadania historii jest pełne oparcie na perspektywie bohaterki, która jest małą dziewczynką. Jest to często podkreślane przez prowadzenie oka kamery; mamy wrażenie, że oglądamy makabryczne wydarzenia właśnie jej oczami. Jolie w żadnym momencie nie odchodzi od tej formy, stopniowo i systematycznie rozwijając opowieść do przerażającej kulminacji. Taka decyzja działa trochę jak miecz obusieczny. Z jednej strony daje wyjątkowe spojrzenie na wydarzenia, bo wiemy tylko to, co widzi bohaterka. Dlatego w pierwszych minutach panuje totalne zdezorientowanie - dlaczego ludzie z karabinami wypędzają ją z domu i musi jechać w nieznanym celu? Ona staje się obserwatorką całego otoczenia - tam, gdzie wędruje jej spojrzenie, idzie oko kamery. Widzimy oznaki ciepła, miłości, które potem znikają i ustępują miejsca fanatyzmowi, strachowi i wszechobecnej śmierci. Nawet jeśli dziewczynka nie wszystko rozumie (co też jest akcentowane w wielu miejscach fabuły), my jako widzowie możemy wysnuwać więcej wniosków na podstawie tego, co widzimy. A to samo w sobie jest interesujące, angażuje i wymaga skupienia. Z drugiej strony taka forma przyjęta przez Jolie daje efekt bardzo wolnego tempa, które bardziej skupia się na jej życiu, spostrzeżeniach, emocjonalnych subtelnościach i obserwacjach, niż na czymś mocno filmowym, co mogłoby wywołać większe emocje. Jestem pewien, że przez to, jak wolno film się rozkręca fabularnie i emocjonalnie, wielu widzów może poczuć się znużonymi. A szkoda, bo to jest krzywdzące dla tego tytułu. Cała obserwacja wydarzeń oczami dziecka, jeszcze przed horrorem i ludobójstwem, pozwala lepiej zrozumieć tę postać i wytworzyć nić emocjonalną, bo to sympatyczna dziewczynka, której życzymy dobrze. Nikt inny nie ma znaczenia, każda inna postać jest obojętna, bo jest tylko częścią jej historii. A to działa.
Bardzo często wydźwięk tej historii jest oparty na fenomenalnych, często zapierających dech w piersi zdjęciach. Zdobywca Oscara Anthony Dod Mantle (Slumdog Millionaire) stosuje różne zabiegi, by z jednej strony podkreślić piękno Kambodży, ale też by jednocześnie zobrazować przerażający horror oczami dziecka. Czasem przechodzi w tryb pierwszoosobowy, gdzie widzimy dosłownie jej oczyma, a czasem stosuje różne triki, które wywołują wielkie emocje. Jeden niespoilerowy moment utkwił mi w pamięci mocno... zbliżenie na twarz dziecka, w oczach którego widać błysk wybuchających bomb. Jedno ujęcie, a działa porażająco.
Trzeba przyznać Angelinie Jolie, że casting do głównej roli został przeprowadzony fenomenalnie. Młoda Sareum Srey Moch w głównej roli jest sercem tego filmu. Debiutantka jest perfekcyjnie prowadzona przez Jolie. Kiedy trzeba kipi emocjami, porusza serce widza i sprawia, że seans jest nieprzyjemny, trudny, bo żadne dziecko nie powinno przejść przez to, co przechodziła Loung Ung. A to właśnie młoda aktorka nadaje jej charakteru i tworzy wiarygodną i przekonującą kreację dziewczynki. Udźwignęła tę rolę, pokazując autentyczność, której oczekujemy.
Jak tak sobie myślę o poprzednich trzech reżyserskich wyczynach Angeliny Jolie... Ani Kraina miodu i krwi, ani Unbroken, ani na pewno By the Sea nie są udanymi filmami. Tutaj jednak czuć nie tylko serce do opowiadanej historii, która wyraźnie jest ważna dla niej osobiście. Czuć tutaj wyciąganie wniosków z popełnianych błędów, czuć mądrość w podejmowaniu określonych zabiegów formalnych mających na celu potęgowanie opowieści oraz czuć, że w całokształcie dostajemy coś, co jest w stanie poruszyć, zaskoczyć i na długo zapaść w pamięć. Angelina Jolie wyraźnie rozwinęła się poprzednimi filmami jako reżyser, a jej prace nad warsztatem tutaj widać w pełni. Nie jest jeszcze ukształtowanym filmowcem, bo w opowiadanej historii zdarzają się niedociągnięcia, brak odpowiedniego uderzenia emocjonalnego w kilku miejscach, czy zbyt odstające wydźwiękiem zakończenie, które trochę niweluje efekt.
Nie jest to film doskonały, ale bez wątpienia warty uwagi, bo opowiada w wyjątkowym i ciekawy sposób ważną historię. I choć na początku sądziłem, że w sumie to tempo jakieś takie za wolne, a perspektywa dziewczynki nie pozwala w pełni poczuć historię, tak z czasem to wszystko rozwinęło się w coś unikalnego. A to daje efekt w postaci poruszenia emocji w nieoczekiwany sposób. Koniec końców to kino z wizją, które pokazuje, że Netflix może pod względem artystycznym dać widzom coś innego.
Źródło: zdjęcie główne: Netflix
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1961, kończy 63 lat