Nawiedzony dom na wzgórzu – recenzja książki
Data premiery w Polsce: 23 października 2018Nawiedzony dom na wzgórzu to może nie aż tak dobrze znana w Polsce klasyka książek grozy, napisana w 1959 roku przez Shirley Jackson, teraz wydana ponownie w przepięknej okładce przez wydawnictwo Replika. I co tu kryć, nadal warto przeczytać tę książkę.
Nawiedzony dom na wzgórzu to może nie aż tak dobrze znana w Polsce klasyka książek grozy, napisana w 1959 roku przez Shirley Jackson, teraz wydana ponownie w przepięknej okładce przez wydawnictwo Replika. I co tu kryć, nadal warto przeczytać tę książkę.
Eleanor nie miała łatwo. Przez całe swoje życie musiała zajmować się chorą matką, a teraz mieszka razem ze znienawidzoną siostrą i jej mężem. Nic dziwnego, że list nieznajomego jej Doktora Monatgue, który zaprasza ją do nawiedzonego domu na wzgórzu, wzbudza jej zainteresowanie. Eleanor kradnie więc samochód i jedzie na spotkanie nowej przygodzie, gdzie prócz wspomnianego wcześniej doktora poznaje spadkobiercę domu, Luke’a i jaskrawą, sympatyczną Theo. Im dłużej Eleanor przebywa w domu, tym szybciej zaplata się w stworzoną przez siebie sieć kłamstw, a dom stara się w tym jej pomóc…
Nawiedzony Dom na Wzgórzu nie jest powieścią dla wszystkich. Wielbiciele wyrywania rąk, odrywania głów czy krwiożerczych istot będą czuli się zawiedzeni, a sprawy paranormalne, dziejące się w domu, łatwo niechcący ominąć podczas czytania. Wszystko rozbija się bardziej wokół symboli i niedopowiedzeń. Tak naprawdę cały dom jest tylko tłem do tej powieści, co nie oznacza, że nie jest to tło ciekawe i frapujące.
Jednakże największy zaduch i lęk czuje czytelnik im dłużej spędza czas z tymi postaciami, zwłaszcza z Eleanor. Dynamika między bohaterami wciąż się zmienia, jest niejasna, z przyjaciół stają się wrogami, z wrogów znowu przyjaciółmi. Są zazdrośni, bądź obojętni. Choć szkoda, że przy tym wszystkim język polski nie pozwala na większe niedopowiedzenia, jak wersja oryginalna, nie dając sugestii, że Theodora może nie być postacią heteroseksualną – taki mały szczegół zmienia spojrzenie na dynamikę tych postaci, robiąc ją jeszcze bardziej interesującą.
Jednak najciekawsza jest sama Eleanor, która nie raz naprzemiennie wzbudza irytacje bądź współczucie i zrozumienie. Przez 300 stron czasem mamy jej dość, a czasem potrafimy zrozumieć, czemu działa tak a nie inaczej. Zmiany w tej bohaterce są tak niewyczuwalne, że czytelnik będzie zaskoczony różnicą między Eleanor z początku, a Eleanor z końca powieści. Nie oznacza to, że przemiana głównej bohaterki jest nienaturalna – po prostu te zmiany są tak powolne czy drobne, że ciężko je zauważyć.
To co najważniejsze – nic nie jest takie w tej powieści, jak się wydaje, a powieść zaskakuje na każdym momencie, choć tak naprawdę niewiele w niej się dzieje. Nic dziwnego, że jest to książka, która wciąż wraca do popkultury (już niedługo jako serial Netflixa), choć pewnie znajdzie się wiele osób, które uzna ją za nudną i przereklamowaną. Ja ze swojej strony polecam dla czytelników, dla których nastrój w powieści jest ważniejszy niż makabryczne sceny, bo właśnie tacy się nie zawiodą.
Źródło: fot. Replika
Poznaj recenzenta
Anna OlechowskaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1977, kończy 47 lat
ur. 1993, kończy 31 lat
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1969, kończy 55 lat