fot. materiały prasowe festiwalu filmowego w Gdyni
Reżyserski debiut Emi Buchwald okazuje się być filmem prostym w formie, a jednocześnie niezwykle poruszającym – historią o rodzeństwie, które próbuje układać własne życie, nie tracąc przy tym więzi rodzinnych. Choć temat wydaje się kameralny, Emi opowiada go z lekkością i szczerością, jakiej rzadko doświadcza się w polskim kinie.
To właśnie relacje między braćmi i siostrami stają się tu centrum opowieści, i na nich skupia się uwaga widza. Dynamika postaci, zmienność i niełatwa codzienność pokazywane są w sposób niezwykle naturalny i pełen empatii. Sztuką jest, by film był tak lekki w odbiorze, pomimo trudnych tematów w nim poruszanych.
Warto wspomnieć o tytułowych duchach. No, właśnie… Jak to z nimi jest – są czy ich nie? Choć w rzeczywistości nie istnieją dosłownie, kryją się w samych bohaterach. To takie odzwierciedlenie ich psychiki, emocji i tego, co niewypowiedziane.
Każdy z bohaterów wnosi do opowieści coś innego, uchylając widzowi swój świat i własną wizję. Cała czwórka dostaje przestrzeń, by zaistnieć i podzielić się swoimi przeżyciami. Bo przecież to film o ludziach, to na nich koncentrujemy uwagę. Zaczynając od najstarszej siostry – Jany (Karolina Rzepa), która próbuje łączyć swój własny świat z czuwaniem nad rodziną i pełniącą przy tym rolę opiekunki, co silnie angażuje ją emocjonalnie. Poprzez najmłodszego Benka (Bartłomiej Deklewa), zmagającego się z odrzuceniem, własnymi lękami, będący akcentem dramatycznym filmu. Aż po bliźniaków Franka (Tymoteusz Rożynek) i Nastkę (Izabella Dudziak). Franek to postać niezwykle indywidualna, która próbuje odciąć się w pewien sposób od reszty i zacząć żyć po swojemu. Z kolei Nastka jest gdzieś pomiędzy, i choć chciałaby zająć się sobą, więź z bratem jej to uniemożliwia.
Cała czwórka to paleta charakterów – różnych, ale niezwykle autentycznych. Ich gra aktorska jest na tyle naturalna, że aż trudno uwierzyć, że na planie towarzyszyła im kamera. To nie kolejny film dla „młodzieży” z odrealnionymi problemami. To film o rzeczywistości, której może doświadczyć każdy z nas. Ma się momentami wrażenie, jakby podglądało się czyjąś rodzinę, a jednocześnie możemy się z tym wszystkim utożsamić i odnaleźć własny świat.
Poza świetną grą aktorską, trzeba podkreślić sam proces realizacji. Niecodzienny sposób nakręcenia filmu, z podziałem na prolog, rozdziały i epilog. Rozdziały to takie osobne historie, ale sceny przechodzą tak płynnie i wzajemnie się uzupełniają, że ostatecznie to jedna, kompletna opowieść. Kamera rejestruje detale – spojrzenia bohaterów, pauzy, momenty ciszy. W tle zamiast hucznych inscenizacji, zwykłe mieszkania, praca, codzienność. I tutaj znowu – dzięki temu możemy skupić swą uwagę na nich, tło to dodatek komponujący się z historią. Wszystko ze sobą wspaniale współgra. Ten minimalizm tam, gdzie trzeba, te zatrzymania niosą ogrom emocji, przekazując idealnie wizję tej produkcji.
Nie ma duchów w mieszkaniu na Dobrej - oficjalny kadr z filmu
Świetnie w temat emocji wpasowuje się motyw duchów, wcześniej przeze mnie wspomniany. Ich rola, to odniesienie się do wewnętrznych przeżyć rodzeństwa, wejście w ich psychikę. Te istoty, to ukazanie tego, z czym aktualnie się zmagają – u każdego wygląda to nieco inaczej. Niewidzialne ciężary wpływają na ich relacje, pokazując, że czasami trudno jest mówić o tym, co najprostsze.
Film ma w sobie szczerość, dzięki czemu łatwiej się w nim przejrzeć. Dla tych, którzy mają rodzeństwo, stanie się przypomnieniem o własnych doświadczeniach i bliskości, która nie zawsze bywa łatwa. Dla tych, którzy go nie mają, może być opowieścią o czymś utraconym, nieznanym. W obu przypadkach działa tak samo – wzbudza refleksję i emocje, a to największa wartość kina.
Nie ma duchów w mieszkaniu na Dobrej to debiut, który zachwyca dojrzałością. Emi Buchwald stworzyła jednocześnie kameralne kino o uniwersalnym charakterze. Mocno trafia do widza, bez formalnych fajerwerków, które odciągają uwagę od treści. Film o ludziach i ich emocjach, dla ludzi, by te emocje wzbudzić. Obraz o bliskości i oddaleniu, o tym, że rodzina bywa trudna, a jednocześnie jest miejscem, do którego zawsze można wrócić. Jeśli kino, to prawda i emocje, ten film ukazuje to w idealny sposób.
Poznaj recenzenta
Kamila Bągorska