Nie ma mowy!: Film prawie genialny – recenzja
Data premiery w Polsce: 5 sierpnia 2016Choć film Nie ma mowy! jest reklamowany jako komedia romantyczna, bliżej mu do obyczajówki w stylu Zacznijmy od nowa. Szkoda, że reżyser nie postanowił iść jednak tą drogą.
Choć film Nie ma mowy! jest reklamowany jako komedia romantyczna, bliżej mu do obyczajówki w stylu Zacznijmy od nowa. Szkoda, że reżyser nie postanowił iść jednak tą drogą.
Hannah to młoda wdowa, której mąż był znanym muzykiem. Kobieta nadal nie potrafi się pozbierać po jego śmierci. Mieszka w ich domu i prócz pisania dla lokalnej gazetki, próbuje stworzyć jego biografię, by go upamiętnić. Pewnego dnia do jej drzwi puka młody wykładowca, Andrew, który ma taki sam cel…
Tumbledown i Zacznijmy od nowa należą do tego samego gatunku – przyjemnych filmów, które ściśle związane z muzyką, mówią o tym, jak… zacząć od nowa. Różnicą jest jednak to, że tak jak Zacznijmy od nowa od początku do końca trzymało się tego schematu gatunkowego, Nie ma mowy! jest jakąś mieszanką, w której właśnie ten składnik komedii romantycznej działa najgorzej, a klisze, które w normalnych filmach tego typu są zabawne, tu rażą swoją kiczowatością. Szkoda, bo gdyby nie dopisana na kolanie końcówka, film byłby naprawdę wyśmienity – z ciekawymi postaciami, dobrą grą, przejmującą muzyką, odpowiednią tajemnicą i pięknymi krajobrazami.
Trzeba przyznać, że Hannah w porównaniu do innych postaci kobiecych w filmach naprawdę się wyróżnia. Jest odpowiednio szorstka, wredna, często niedostosowana, ale mimo tego nie da się nie lubić tej bohaterki, potrafiącej przyznać się do błędu. Nie wiem, czy zawdzięczamy to scenarzystce, czy samej Rebecce Hall (która wielką, choć niedocenianą, aktorką jest), ale postać Hanny jest odpowiednio wypośrodkowana - nie idzie ani w stronę Słodkiej Idiotki, ani Wrednej Suki, ani Dziwaczki i trudno ją opisać jednym słowem. I bardzo dobrze, bo właśnie tak powinni być napisani bohaterowie.
Nie traci mimo tego na tym Andrew, choć w tym duecie musiał być tym milszym. Jest zabawny (większość motywów komediowych zawdzięczamy właśnie jemu), inteligentny, sarkastyczny, a jednocześnie wie, kiedy jak się zachować. I tu mała dygresja – na pewnym portalu krytykowano, że jego postać gra Jason Sudeikis zamiast np. Johna Krasińskiego. Szczerze mówiąc, nie rozumiem tego – dla mnie jest to pierwsza rola Sudeikisa, którą lubię. Aktor bardzo dobrze wcielił się w swoją postać, nie wyobrażam sobie nikogo innego jako Andrew (a to jest duży komplement). Dodatkowo miał świetną chemię z Hall. Czego chcieć więcej?
Szkoda tylko, że przy tych dwóch dobrych postaciach reszta albo jest bardzo schematyczna, albo zwyczajnie nijaka. Curtis, grany przez Joego Manganiello, to zwykły miasteczkowy głupek. Griffin Dunne występuje jako mądry przyjaciel głównej bohaterki, a rodzina Hanny to sympatyczna, ciepła zbieranina ludzi z trochę wyobcowaną młodszą siostrą i postrzeloną matką. Za to o Finley, granej przez Dianne Agron, nic nie można powiedzieć prócz tego, że jest naprawdę ładna.
Nastrój filmu zawdzięczamy dwóm rzeczom: pięknym zimowym krajobrazom i niesamowitemu, surowemu głosowi Damiena Jurado, który „wcielił się” w zmarłego męża Hanny. Jurado przypomina, czym kiedyś była muzyka, tak różna od popowych kawałków, które słyszymy w radiu. Nie trzeba rozumieć tekstu piosenki, by zrozumieć, o czym śpiewa – wystarczy posłuchać jego przejmującego głosu.
Tumbledown to historia dwójki ludzi, którzy próbują poradzić sobie ze stratą. Są to postacie odpowiednio ciekawe i przyjazne, a chemia między nimi działa na ekranie. Sam film jest odpowiednio stonowany przez większość seansu, tworząc wręcz baśniową otoczkę. Szkoda, że wszystko niszczy absurdalna końcówka. Mimo to polecam ten film z całego serca, bo jest zwyczajnie piękny i oczarowuje, a na końcówce można zamknąć oczy...
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Anna OlechowskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat