Nie taka nowa dziewczyna
New Girl w trzecim sezonie niespecjalnie zachwycają. Formuła wspólnego mieszkania jakby się powoli wyczerpuje, a serial nie dostarcza świeżych wrażeń.
New Girl w trzecim sezonie niespecjalnie zachwycają. Formuła wspólnego mieszkania jakby się powoli wyczerpuje, a serial nie dostarcza świeżych wrażeń.
Nowym bodźcem miała być eskalacja uczucia Nicka i Jess, ale po wcześniejszym (całkiem zabawnym) epizodzie znowu wkrada się przewidywalność. Nick stara się być głosem rozsądku w nowej pracy i postanowieniach swojej ukochanej. Jess pracuje teraz w szkole, ale nie jest szanowana przez innych nauczycieli. Wykształciła się grupka trzech zblazowanych i zmanierowanych belfrów, która rządzi całą placówką - przy tym w nosie ma to, co mówi dyrektor.
Jess, która bardzo stara się przypodobać owej grupce, z całych sił stara się być fajną. Nick jej w tym pomaga, choć oczywiście na końcu pokazuje jej, że przecież w życiu nie o to chodzi. Zabawne są momenty ich wspólnych przekomarzanek oraz tego, co zrobi Jess, żeby poznać nowych znajomych w pracy. Bardzo to przypomina licealne czasy, wspólne picie i robienie psikusów. Zoey dobrze bawi się rolą "nowej dziewczyny" i gra ze znaną dla siebie lekkością oraz olbrzymim urokiem osobistym.
Najgorzej w odcinku znowu wypada Winston. Już ostatnio ubolewałem, że twórcy nie mają żadnego pomysłu na tę postać; tym razem tylko potwierdzają się moje słowa. Jego krótka akcja z Daisy jest wymuszona, a nawet numer z kotem jej nie ratuje. Winston jest wwidentnie najsłabszym ogniwem produkcji. Momenty, w których śmiano się z jego bycia koszykarzem na Litwie, dawno minęły i nie mają takiej mocy. Mógł pomóc motyw z daltonizmem, ale jakoś twórcy od niego odeszli, nie ciągnąc tego tematu dalej. Szkoda. Było to jakieś urozmaicenie.
[video-browser playlist="634857" suggest=""]
Najlepiej znowu wypada Schmidt. Jego miłosne rozterki są ciekawym punktem, szczególnie jeśli widz zauważy, jak wygląda dawna miłość nieszczęśnika i Cece. Kto by się zastanawiał? Oczywiście Schmidt, który jest najbardziej ludzki ze wszystkich i jednocześnie najbardziej złożony. Potrafi być egoistą i płytkim gościem, żeby zaraz zastanawiać się, czy nie wrócić do dawnej miłości. Jest w tym wszystkim pewien naturalizm i uniwersalna prawda. "Stara miłość nie rdzewieje", mówią twórcy ustami Schmidta, podobnie jak "nie jest ważne to, co na zewnątrz, tylko to, co w środku". Jego zabawne próby pogodzenia obu dziewczyn na jednej imprezie sprawiają autentyczną frajdę i bawią. Do tego krótki, ale znaczący występ Evy Amurri, czyli córki Susan Sarandon (oraz jednej z fajniejszych dziewczyn Hanka Moody'ego), dopełnia całości.
Nie zmienia to jednak faktu, że New Girl jest serialem bardzo charakterystycznym. Humor w nim przedstawiony jest bardzo osobisty i uzależniony od Zoey Deschanel, która znana jest ze specyficznych ról. Jej urok dużo daje, ale wypadałoby wesprzeć go drugim planem. W tym przypadku całość psuje Winston. Nick stara się jak może, choć jego postać z natury jest po prostu nudna. Wszystko wygląda tak, jakby twórcy mieli pomysł na Schmidta, Zoey sama stworzyła sobie postać Jess, a do tego trzeba było dokooptować jeszcze dwie postaci. Wspomnę po raz kolejny - z Trenerem to jeszcze jakoś grało, chociaż mówiliśmy o pilocie; jego wybuchowość i łagodność pasowała, a do tego Wayans jest świetnym aktorem komediowym. Z Winstonem jest po prostu "tak sobie". Taka też jest New Girl.
Poznaj recenzenta
Mateusz DykierDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat