„Nie z tego świata” – sezon 10, odcinek 13 – recenzja
Powrót do korzeni nie zawsze bywa udany. W "Halt & Catch Fire" scenarzyści starali się nawiązać do tradycji potwora tygodnia i przypomnieć dawne klimaty "Nie z tego świata".
Powrót do korzeni nie zawsze bywa udany. W "Halt & Catch Fire" scenarzyści starali się nawiązać do tradycji potwora tygodnia i przypomnieć dawne klimaty "Nie z tego świata".
Miejscami im się udało, miejscami wiało nudą, tym bardziej że wspomniany potwór tygodnia – mściwy duch, nie był oryginalny, chociaż okazał się nietypowy, jeśli chodzi o sposób przemieszczania. Przy fabule odcinka nasuwają się nieuniknione porównania z „Koszmarem minionego lata” i chociaż lubimy nawiązania popkulturowe, wystarczyłoby pozostałe odniesienie - do "Christine", "Pogromców duchów", „Krainy lodu”, „Pięćdziesięciu twarzy Greya” czy Nirvany. Piosenki popowe takie jak „Take Me to Church” Hozier również nie są specjalnie trafione w przypadku tego serialu, nawet jeśli mają uwypuklić młodociany wiek ofiar zbrodni.
Poza tym scenarzyści "Nie z tego świata" ("Supernatural") postanowili podkreślić „stereotypowe” zachowania Deana Winchestera, zniekształcając je w karykaturę. Jeżeli przedstawianie starszego z braci Winchesterów jako idioty nieznającego się na nowinkach technologicznych, zwłaszcza mediach społecznościowych i aplikacjach, obżerającego się do wypęku w sposób godny przedszkolaka i oglądającego za wszystkimi spódniczkami w zasięgu wzroku miało być alegorią jego „nieradzenia sobie” z Piętnem Kaina - nie wyszło. Pojmujemy kontrast między Deanem próbującym „zdrowego” trybu życia a rzucającym się w wir przyjemności i kompensacji, ale przydałby się pewien umiar. Chociaż krzyżówka croissanta z ciasteczkiem była smakowita, a przyznanie się przez Deana do topienia problemów w alkoholu i zaprzeczaniu - wymowne. Postać Deana generalnie rozwija się w kierunku większej otwartości i szczerości w „długich, emocjonalnych rozmowach”, tym bardziej dziwi więc podkreślanie jego dawnych przyzwyczajeń. Cytatem odcinka zostaje tekst „Czy możemy zabić Internet?”.
Sam wątek „Halt & Catch Fire” nie jest szczególnie skomplikowany, ale dosyć zgrabnie prowadzi przez kolejne wypadki śmiertelne (warta uwagi jest zwłaszcza śmierć przez decybele), zazębianie się zdarzeń, początkowe pomyłki w ocenie sytuacji, a z czasem – dojście do sedna sprawy i amor omnia vincit. Sam Winchester wykazuje się odpowiednią empatią i łączeniem faktów, szukający zapomnienia w jedzeniu Dean Winchester wykazuje się podobną empatią i odpornością na duszenie, a Jared Padalecki i Jensen Ackles robią wszystko, co w ich mocy, żeby nie wyjść z roli - nie udało im się jedynie w scenie "obżerania się" przez Deana na stołówce w college’u. Nieźle wypadła rudowłosa studentka z wyrzutami sumienia, Delilah (Ali Milner), nieco gorzej żona ducha, Corey (Barbara Kottmeier), która powinna być bardziej przekonująca emocjonalnie.
Na uznanie zasługują piękne zdjęcia, oświetlenie i kolorystyka obrazu - letnio-jesienna, czysta i wyraźna, doskonałe przejścia pomiędzy scenami i efekty specjalne, a przede wszystkim charakteryzacja ducha.
Zobacz również: Najlepsze klaty w serialach telewizyjnych
Wspominając o długich, emocjonalnych rozmowach, których w „Halt & Catch Fire” zaserwowano nam kilka, cokolwiek niezrozumiała wydawała się końcowa rozmowa braci - w końcu nie wiemy, czy Dean Winchester się poddaje, ale będzie walczył z Piętnem Kaina, czy też nie będzie walczył, ale się nie poddaje. Poddawanie się nie jest w jego stylu, więc już lepiej niechaj szuka ukojenia w rozwiązywaniu kolejnych spraw i „pomaganiu ludziom”. I tak wszyscy wiemy, że bracia są bliscy znalezienia Kaina i Deanowi nie dane będzie "odpuścić".
Poznaj recenzenta
Monika KubiakKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1957, kończy 67 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1989, kończy 35 lat