Niekończąca się przesada
Data premiery w Polsce: 19 lutego 2014Klasyka coraz częściej odchodzi w zapomnienie. Traktowana jest niczym antyk w muzeum, którego strach dotknąć, bo a nuż roznosi chorobę stagnacji i marazmu. Chyba każdego wprawiła w osłupienie informacja o zabytku w dziale nowości wydawniczych. Zimowa opowieść Marka Helprina została pierwotnie wydana w Stanach w poprzednim stuleciu. Nieco zakurzona, bo wyrzeźbiona w roku 1983, urzeka tysiące i, niby pozytywka, gra na dużych ekranach z Colinem Farrelem w roli głównej. Ponadczasowa baśń, magiczne opisy, wyjątkowi i przemyślani bohaterzy, a wszystko to jest wytworem niezaprzeczalnego talentu Helprina… Czas obalić mity.
Klasyka coraz częściej odchodzi w zapomnienie. Traktowana jest niczym antyk w muzeum, którego strach dotknąć, bo a nuż roznosi chorobę stagnacji i marazmu. Chyba każdego wprawiła w osłupienie informacja o zabytku w dziale nowości wydawniczych. Zimowa opowieść Marka Helprina została pierwotnie wydana w Stanach w poprzednim stuleciu. Nieco zakurzona, bo wyrzeźbiona w roku 1983, urzeka tysiące i, niby pozytywka, gra na dużych ekranach z Colinem Farrelem w roli głównej. Ponadczasowa baśń, magiczne opisy, wyjątkowi i przemyślani bohaterzy, a wszystko to jest wytworem niezaprzeczalnego talentu Helprina… Czas obalić mity.
Jaki przekaz niesie za sobą powieść? Cóż, gdyby ta zima mogła być drzewem, to otrzymalibyśmy film Terrence’a Malicka. Długi, z mnogością wątków i bez wyraźnej puenty. Charakterom nie poświęcono wystarczająco dużo uwagi, skupiając się na zamieciach śnieżnych i podejrzanej ścianie chmur, która spowija, lub też nie, Nowy Jork. W gruncie rzeczy postacie mogłyby zostać podmienione na kawałki tektury i różnica nie byłaby widoczna – one nie mają osobowości, to po prostu ich typy. Ile z nich zakocha się od pierwszego wejrzenia? Ile razy Helprin będzie akcentować, że to "prawdziwa miłość"? Przytłacza też liczba i objętość opisów. Niekończące się zachwyty nad widokiem miasta upojonego czystą sprawiedliwością na początku wzbudzają chęć rozkoszowania się nimi, by po pewnym czasie zaatakować w nadmiarze i obrzydzić tę przyjemność. Choć "minimum słów, maksimum treści" jest domeną Awangardy Krakowskiej, to Zimowej opowieści przydałoby się odrobinę więcej powściągliwości w kwestii ozdobników i środków stylistycznych.
Kobiety przedstawione w powieści zasługują na osobny akapit. Pierwsza z nich, Beverly Penn, jest zbyt nierealna, by chodzić po tej ziemi. Zbyt piękna, by istnieć – ale jednak. Zwierzęta ukryte w konstelacjach gwiezdnych mówią do niej, leżącej na dachu specjalnego domku, podczas gdy ona sama notuje równania wyjaśniające sposób działania wszechświata. Sprawia, że rzeczy następują. Upersonifikowany los? Bynajmniej. Najbardziej nikczemnemu z typków mięknie serce, gdy znajduje się w jej towarzystwie. I, jakby tego było mało, jest ona śmiertelnie chora. Dziewczyna wskakuje do łóżka ze złodziejem i nieznajomym. Szlachetną pobudką jest prymitywne podniecenie, wartość przyziemna plasująca się na samym dole hierarchii potrzeb. Beverly i Peter, Peter i Beverly.
Jest także Virginia Gamely. Grzeszy urodą w mniejszym stopniu niż Beverly (ona jest bezkonkurencyjna, skonsumowała znaczną część opisów przeżyć w książce), ale i tak bliska ideałowi. Jej wypowiedzi przypominają wykłady uniwersyteckie ze słownikiem w ręku, przez co lektura staje się drętwa, wprawiająca w stan otępienia. Ludzie, którzy są zaszczyceni rozmową z Virginią, od razu oferują jej pracę na wysokim stołku dziennikarskim. Jednakże ona, tak szlachetna, chce zawdzięczać sukcesy swojemu talentowi i tylko jemu, dlatego planuje na własną rękę odbić się od dna. Najbardziej urzekające w niej są marzenia o przyszłości - tęczowe i ociekające lukrem. W naszej Virginii zakochuje się powalająco przystojny nieznajomy (motyw wędrowny?), który wierzy w jej herezje - Hardesty. Prawdziwa miłość.
Mark Helprin dokonał niemożliwego i wplótł w Zimową opowieść kolejny wątek miłosny. To nie do wiary, ale Asbury Gunwillow i Christiana Friebourg także są w sobie zakochani. Wiedzieli to od pierwszej rozmowy przez ścianę. Akcja toczy się wokół takich ekscytujących wydarzeń jak szepty przenikające przez betonowy mur, rabunki w Nowym Jorku zasypanym śnieżnobiałym puchem czy też szaleńczy plan zbudowania komnaty ze złota - więzienia dla promieni słońca. O tym zapomnieć się nie da, gdy już spędzi się kilka stron, śledząc misterny opis napadu na statki z dostawami złota, w dodatku wykładany pod ziemią. Wśród szczurów i wilgoci.
Historia każdej pary zajmuje około dwustu stron, co po pomnożeniu przez trzy daje sześćset. Kolejne pięćdziesiąt kartek poświęconych jest Athansorowi, rączemu koniowi żądnemu przygód, który uciekł z nowojorskiej stajni (szalony) i uratował Petera Lake’a. Helprin żongluje czytelnikiem między Nowym Jorkiem, miasteczkiem Coheeries, niebezpiecznym, zakochanym w kolorach Pearlym Soamsem i romantycznymi schadzkami. Całość pochłaniałoby się z prędkością światła, gdyby język przypominał bardziej ten harlequinowski niż epopeję pisaną skrupulatnie, która zaznacza każde źdźbło trawy i jego długość. Może poetę wprawi to w ekstazę, lecz czytelnika niegustującego w skrajnościach – z pewnością nie.
Przedzierając się przez skute nowojorskimi lodami strony, ma się wrażenie, że ideologią autora był surrealizm dwudziestolecia międzywojennego. Kolejne wątki są niczym senny bełkot przerywany halucynacjami i połączony w logiczną całość imionami oraz spójnikami udającymi historię wybitną. Zimową opowieść podziwiać można chyba jedynie za doprowadzenie wątków do końca i zrealizowanie założeń autora, choć i to nie jest pewne – może wydawcy odrzucili czwarty skandaliczny wątek miłosny. Bohaterka brzmiąca jak gwałcicielka słownika budzi już i tak wystarczająco dużo kontrowersji…
Poznaj recenzenta
Karolina KaimPoznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat