Niesamowity Spider-Man
Podjęcie się napisania muzyki do "Niesamowitego Spider-Mana" było krokiem dość odważnym. Ale nic nie stoi przeszkodzie, kiedy ma się już wyrobione nazwisko w muzycznym światku i dwa Oscary, które przecież nie zostały wręczone przypadkowo.
Podjęcie się napisania muzyki do "Niesamowitego Spider-Mana" było krokiem dość odważnym. Ale nic nie stoi przeszkodzie, kiedy ma się już wyrobione nazwisko w muzycznym światku i dwa Oscary, które przecież nie zostały wręczone przypadkowo.
Nowy film o Człowieku Pająku już w kinach, a przecież w naszej pamięci jeszcze brzmią dźwięki skomponowane przed dziesięcioma laty przez Danny'ego Elfmana do adaptacji w reżyserii Sama Raimiego. Nie wspominając już o motywie pojawiającym się w czołówce kreskówki nadawanej w latach 60-tych - utworze tak charakterystycznym, że muzycznie postać Spider-Mana najbardziej będzie kojarzyć się z jazzowym big-bandem. W takiej sytuacji pojawia się dylemat: inspirować się, czy nie? James Horner wybrnął z niego w bardzo prosty sposób - postanowił potraktować pajączka po prostu po hornerowsku. W efekcie każdy z nas będzie w stanie odnaleźć w dźwiękach "Niesamowitego Spider-Mana" swoja ulubioną ścieżkę dźwiękową tego kompozytora.
Zaczyna się obiecująco. Już na samym początku naszą uwagę przykuwa "Main Title (Young Peter)". Zagrany na trąbkach motyw przewodni z lekkimi, elektronicznymi samplami w tle jest naprawdę klimatyczną przystawką, która daje nadzieję na odwołania do big-bandowych korzeni. Później jednak ten nastrój gdzieś się rozmywa. Co więcej, naprawdę trudno odnaleźć tu jakikolwiek element spinający w całość.
[image-browser playlist="600850" suggest=""]©2012 Columbia Pictures
Przykładowo: dostarczono nam wokal wszelkiej maści i kolorów: raz dziecięcy, innym razem recykling z "Avatara" na manierę etniczną, w końcu zaśpiew z mocnym akcentem męskim. Jeden utwór jest czysto orkiestrowy, w kolejnym natomiast na pierwszy plan wyskakuje elektronika. Horner zamiast utrzymać się w jakiejś konwencji, zdaje się po prostu sięgać po narzędzie, które jest mu w danej chwili potrzebne, aby odpowiednio wpasować się w scenę filmu.
Jest jednak jeden utwór, w którym ta muzyczna mieszanka ma sens - "Ben's Death". Hornerowi w niecałych sześciu minutach udało się zawrzeć prawdopodobnie wszystkie emocje, które towarzyszyły Peterowi Parkerowi w tytułowym wydarzeniu: od niedowierzania i bólu po stracie kogoś bliskiego, przez żal wygrany na smyczkach aż po narastający gniew i rządzę zemsty. Trzeba przyznać, że scena pierwszej walki Parkera w ciemnych, nowojorskich zaułkach jest jedną z najlepszych w "Niesamowitym Spider-Manie". Duży udział ma w tym pojawiająca się w ostatniej części utworu mieszanka elektroniki rodem z filmów sensacyjnych z trąbkami, bębnami i skandującymi męskimi głosami w tle.
Ścieżka dźwiękowa do "Niesamowitego Spider-Mana" sprawia wrażenie, jakby James Horner nie miał ambicji, aby dać jej życie w oderwaniu od filmu. To nuty pisane pod konkretne sceny, a ich podstawowym zadaniem jest podkreślić to, co widzimy na ekranie. Cóż, w tej roli sprawdza się znakomicie, bo tę muzykę najlepiej odbiera się w kinowym fotelu podczas seansu - bez obrazu wiele traci i staje się raczej poprawna. Trzeciego Oscara z tego nie będzie.
Źródło: fot. ©2012 Columbia Pictures
Poznaj recenzenta
Wiola MyszkowskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat