Nieszablonowa ilustracja do równie nieszablonowego filmu
Partytura Bartka Chajdeckiego zdaje się układać w pewien logiczny klucz: młodość, wolność, nadzieja. O ile sama wojna wielu Polakom odebrała młodość, zakuwając ich w kajdany, to nadzieja była tym płomieniem, który tlił się do ostatnich dni walk powstańczych.
Partytura Bartka Chajdeckiego zdaje się układać w pewien logiczny klucz: młodość, wolność, nadzieja. O ile sama wojna wielu Polakom odebrała młodość, zakuwając ich w kajdany, to nadzieja była tym płomieniem, który tlił się do ostatnich dni walk powstańczych.
Tematy martyrologiczne podejmowane przez polskich filmowców jakoś nigdy specjalnie do mnie nie przemawiały. Napuszone przesadną narodową dumą, zakrzywiające niewygodne fakty, ale trzymające się przy tym poprawności politycznej, często bywały karykaturą prawdziwego dramatu, jaki rozgrywał się w opisywanych czasach. Obok poruszanych już po wielokroć wojennych motywów był jeden szczególny, który od dawna wywoływał wiele kontrowersji. Co więcej, dzielił nasz naród na dwie frakcje, stając się wręcz orężem w rękach polityków. Tym tematem było powstanie warszawskie – jedyny w swoim rodzaju zryw ludzi, którzy po pięcioletniej okupacji postanowili zawalczyć o wolność. Przeniesienie tego dramatu na taśmę filmową to zadanie karkołomne, ale nie niemożliwe.
Przykładem niech będzie inicjatywa podjęta przez Muzeum Powstania Warszawskiego, które z oryginalnych, archiwalnych ujęć zachowanych z tego okresu postanowiło stworzyć… fabularyzowany dokument! Trzeba przyznać, że sam pomysł jest wręcz genialny. Oto bowiem otrzymujemy prawie 90-minutowy film ukazujący bohaterów z krwi i kości – osoby faktycznie przelewające krew za idee wolności. Mocno sfatygowane negatywy poddano renowacji, koloryzacji, a zgromadzoną całość przemontowano według specjalnie ułożonego scenariusza. Pierwotnie niemy materiał udźwiękowiono i podłożono pod niego dialogi stanowiące chyba piętę achillesową tej produkcji, niemniej jednak całość prezentuje się nad wyraz ciekawie. Otrzymujemy mamy bardzo realistyczną historię widzianą oczami dwóch braci, którzy zajmują się dokumentowaniem codziennego życia powstańców. Początkowo oderwani od bezpośrednich działań, w końcu trafiają na pierwszy front, gdzie są świadkami prawdziwego dramatu. Teraz walczyć muszą nie tylko o dobre ujęcia, ale przede wszystkim o własne życie.
Wydawać by się mogło, że tego typu film nie potrzebuje dodatkowego argumentu w postaci muzyki. Obraz broni się bowiem swoją autentycznością, historycznym wydźwiękiem i niebanalną dramaturgią. Zepchnięcie dokumentalnego zapisu na tory filmu fabularnego zrodziło jednak potrzebę wyeksponowania pewnych wątków i zdynamizowania montażu. Do projektu trafił więc Bartosz Chajdecki – kompozytor, który szerokiemu gronu odbiorców dał się poznać po fenomenalnej oprawie do serialu Czas honoru - nomen omen opowiadającego o podziemnej działalności z czasów II wojny światowej. Nawet po zakończeniu zdjęć do tej produkcji kompozytor nie rozstawał się z tematyką wojenną, jego kolejnym głośnym projektem był bowiem serial "Misja Afganistan", który pozwolił mu zaangażować do oprawy muzycznej troszkę więcej współczesnych środków wyrazu. Również kinowa przygoda Chajdeckiego obfitowała w filmy osadzone w realiach II wojny światowej. Przykład ubiegłorocznego Baczyńskiego oraz Ambassady pokazał, że kompozytor ten jak żaden inny potrafi odnaleźć się w tym temacie.
Mimo tego Powstanie Warszawskie stanowić musiało nie lada wyzwanie dla kogoś, kto większość swojej kariery poświęcił na interpretowanie obrazu. Tworzenie oprawy do dokumentu o powstańcach to coś więcej aniżeli spoglądanie na kadry, analizowanie scen i formowanie stricte funkcjonalnego przekazu audytywnego. To historia ludzi, która wybiega dalece poza ramy filmu. To przede wszystkim dramat rozgrywający się nie tylko na ulicach Warszawy, ale w głowach i sercach powstańców. A byli to najczęściej ludzie młodzi, choć zmęczeni wieloletnią niewolą i oglądaniem się za siebie. Możliwość wyrwania się spod władzy okupanta wprawiała w euforię, dawała nadzieję i pozwalała z optymizmem patrzeć w przyszłość. W takim tonie prezentowane są pierwsze minuty Powstania Warszawskiego i w takim kierunku musiała pójść również muzyka Chajdeckiego. Kompozytor unikał jednak trywializowania tego entuzjazmu poprzez pełne patosu, sztuczne frazy. Jeszcze zanim rozpoczął pracę nad muzyką, doszedł do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem będzie wyłączenie z instrumentarium sekcji dętej, a położenie większego nacisku na smyczki. Z kolei producenci rzucili pomysł, by zaangażować również perkusję i gitary elektryczne, pozwalające spojrzeć na historię przez pryzmat współczesnych form muzycznego wyrazu. W pierwszej chwili Bartek Chajdecki był przeciwny takim rozwiązaniom, ale ostatecznie dał się przekonać. Poszedł tym samym o krok dalej, wprowadzając do faktury ambient oraz kilka tradycyjnych instrumentów: akordeon i fortepian. Powstały w ten sposób stylistyczny miszmasz zadziwiająco dobrze wtopił się w warstwę wizualną, pozwalając jej odgrywać pierwszorzędną rolę. Fakt, partytura Chajdeckiego bardzo często umyka w tle rozgrywających się na ekranie wydarzeń, zwłaszcza w pierwszej części filmu, gdzie dopiero wkraczamy w ten zapomniany już świat powstańczy. W miarę zagęszczania się atmosfery i wyciszania tego optymistycznego tonu kompozytor zaczyna powoli przejmować inicjatywę, czego owocem jest seria ujmujących utworów. Dialogi (bądź monologi) przestają mieć jakiekolwiek znaczenie, najczęściej ustępując miejsca smutnej wizualizacji zniszczonego miasta i setek poległych. Muzyka staje się zatem jednym z kluczowych elementów uzmysławiających nam ogrom tej tragedii. Kompozytor nie przesadza z dramaturgią, choć niejednokrotnie uderza w charakterystyczny dla zachodnich produkcji tani sentymentalizm. Mimo tego ścieżka dźwiękowa pozostawia po sobie jak najbardziej pozytywne wrażenie. Nie dziwne zatem, że pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem po seansie filmowym, było sięgnięcie po album soundtrackowy.
Wydana nakładem Agory płyta zawiera całość muzyki, jaką usłyszymy w Powstaniu Warszawskim, a nawet więcej. Jak się okazało, w wyniku cięć montażowych część z utworów skomponowanych przez Bartka nie znalazło się ostatecznie w filmie, ale na płycie ich nie zabrakło. Otrzymujemy więc niewiele ponad godzinny zestaw muzyki ilustracyjnej i piosenkę promującą wykonaną przez Adama Nowaka i Sylwię Wiśniewską. Wrażenia towarzyszące pierwszemu odsłuchowi były zaskakująco pozytywne. Nie ukrywam, że montaż muzyki w filmie rodził obawy związane z ewentualną autonomicznością tego tworu. Ostatecznie okazało się, że partytura Chajdeckiego dosyć dobrze radzi sobie z przyciąganiem uwagi odbiorcy. Co więcej, nie brzmi ona jak typowy twór filmowy. Większość utworów tworzona była bowiem na zasadzie pewnych impresji związanych z wydarzeniami tamtego okresu. Owszem, nie brakuje typowego ilustracyjnego grania, co da się zauważyć zwłaszcza w utworach o większym ładunku emocjonalnym. Nie jest to jednak przeszkoda, która w znacznym stopniu wpływa na jakość odbioru. Przykładem tego niech będzie fakt, że od momentu, kiedy w moje ręce wpadł ten krążek, nie słucham praktycznie niczego innego.
Pierwsze sekundy soundtracku nie zaskakują w większym stopniu. Oto bowiem otrzymujemy standardowe smyczkowe ostinato, do którego po chwili dołączają inne elementy faktury, takie jak gitara elektryczna oraz bas. Już w tym skromnym, niespełna dwuminutowym utworze zauważyć możemy, że kompozytor stara się opierać swoją muzykę na solidnym fundamencie rytmicznym. Pulsujące smyczki, gitary oraz dołączający w kolejnych utworach fortepian charakteryzują się niewybredną motoryką i rockowym wręcz zacięciem. Choć partytura komunikuje się z nami w bardzo współczesny sposób, to jednak nie odcina się od historycznej rzeczywistości. W tych śmiałych, nasączonych optymizmem utworach odczytujemy zarówno euforyczne nastroje, jak i urbanistyczną egzotykę nieistniejącego już w tej formie miasta. Świetnym przykładem są utwory "Świt 42" oraz "01.08", gdzie autor ścieżki sięga po akordeon i gitary akustyczne nadające tym dynamicznym kawałkom bardziej anachronicznego (żeby nie powiedzieć folkowego) brzmienia. Co ciekawe, część z tego typu kawałków nie znalazło się w filmie, ustępując miejsca albo ciszy, albo bardziej stonowanym formom muzycznego wyrazu. Soundtrack jawi się zatem jako pewnego rodzaju album koncepcyjny.
Troszkę mniej skoczny, ale równie przebojowy wydaje się temat przewodni partytury. Jest to melodia budowana na rytmice walca, którą osadzono na smyczkowym ostinato z bardzo rozbudowaną fakturą poboczną. W filmie pełni rolę synonimu niedoścignionej wolności – marzeń powstańców trącących romantycznymi, wzniosłymi ideałami. Ów podniosły ton dosyć dobrze oddają utwory "Wolność 44" oraz "Wolność", które w sposób szczególny przypadły mi do gustu.
Pobieżna styczność z soundtrackiem tworzy wrażenie, jakoby ścieżka dźwiękowa do Powstania Warszawskiego była muzyczną sielanką. Coś w tym jest, bowiem partytura Bartka Chajdeckiego zdaje się układać w pewien logiczny klucz: młodość, wolność, nadzieja. O ile sama wojna wielu Polakom odebrała młodość, zakuwając ich w kajdany, to nadzieja była tym płomieniem, który tlił się do ostatnich dni walk powstańczych. Jednakże każda kolejna porażka wystawiała ten niezachwiany fundament na solidną próbę. Jest to również moment, kiedy do głosu dochodzi bardziej stonowana muzyka o charakterze ilustracyjnym. Byłbym jednak daleki od nazywania jej czysto funkcjonalnym rzemiosłem. Nacechowany pozytywnym wydźwiękiem temat z utworów "Lato" bądź też "Zamknij oczy" skupia się przede wszystkim na ukazywaniu ludzkiej strony bohaterów. A byli to ludzie, którzy mimo rozgrywającego się wokół dramatu potrafili czerpać z życia pełnymi garściami. Z wychwytywanych przez kamery twarzy praktycznie nie schodził uśmiech, a radość miała swoje źródła w najbardziej błahych rzeczach. Oczywiście w miarę nasilania się działań wojennych w ten ludzki optymizm coraz częściej wdzierało się zwątpienie oraz smutek. Kompozytor wycisza więc swoją muzykę, sprowadzając ją właściwie do smyczkowej melancholii wspartej fortepianowymi akordami. Wymownymi przykładami są utwory "13.08", "Starówka 02.09" oraz "Marsz 02.10". Ten ostatni zasługuje chyba na szczególną uwagę dzięki iście zimmerowskiej dramaturgii interpretującej obrazy zniszczonej i opustoszałej Warszawy.
Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden element ścieżki dźwiękowej. Ciekawym pomysłem było sięgnięcie po ambient w operowaniu cięższymi nastrojami. Nie jest to styl, który powraca notorycznie, wbijając się klinem w optymistyczny nastrój ścieżki, aczkolwiek gdy już się pojawia, to robi dobre wrażenie jako pomost łączący realia powstańcze ze współczesną estetyką muzycznego interpretowania szeroko pojętego smutku. By nie być gołosłownym, odeślę do jednego z moich ulubionych utworów - "Syrena".
Na koniec naszej przygody z soundtrackiem zostaje nam piosenka promująca obraz, "Tyle nadziei, tyle miłości". W świetle tego, co usłyszeć mogliśmy przez minioną godzinę, materiał przygotowany przez Adama Nowaka nie wprawia w zachwyt. Gdy jednak spojrzymy na ten utwór przez pryzmat tradycji polskiej piosenki wojennej, wtedy przekonamy się, że bardzo mocno nawiązuje do tworów tamtych lat. A po kilku podejściach... wpada nawet w ucho.
Muszę przyznać, że moje oczekiwania względem ścieżki dźwiękowej do Powstania... zupełnie rozminęły się z rzeczywistością. Bartek Chajdecki pozytywnie mnie zaskoczył tą nieszablonową, jakże współczesną interpretacją dramatu powstania warszawskiego. Co ciekawe, autor ścieżki patrzy na bohaterów nie przez pryzmat ofiar – "żywych trupów" – ale ludzi pełnych nadziei i radości. Ludzi, którzy nie bali się walczyć o upragnioną wolność. Jeżeli miałbym jakiekolwiek wątpliwości, to głównie do długości trwania tego albumu. Czemu? Otóż większość materiału na nim zawartego powiela pewne nakreślone już raz pomysły. Skrócenie soundtracku o 15-20 minut z pewnością pozytywnie wpłynęłoby na odbiór. Natomiast jako kompozycja Powstanie Warszawskie wpisuje się do kanonu najlepszych osiągnięć Bartka Chajdeckiego i tym samym trafia na półkę moich osobistych muzycznych faworytów roku 2014.
Poznaj recenzenta
Tomasz GoskaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1961, kończy 63 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1987, kończy 37 lat