Niewidzialni. Tom 4 - recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 20 marca 2024Cokolwiek by nie napisać o ostatnim, czwartym tomie Niewidzialnych Granta Morrisona, będzie jedynie otarciem się o interpretację tego niezwykłego dzieła. I wciąż, mimo starań, oceną kulawą w swojej niepełności.
Cokolwiek by nie napisać o ostatnim, czwartym tomie Niewidzialnych Granta Morrisona, będzie jedynie otarciem się o interpretację tego niezwykłego dzieła. I wciąż, mimo starań, oceną kulawą w swojej niepełności.
Nie oszukujmy się – seria Niewidzialni jest niewątpliwie jednym z najważniejszych komiksów w historii medium. Owszem, tytułem nie dla każdego, tytułem tak samo złożonym i wieloznaczeniowym, jak cholernie trudnym w odbiorze. To swoisty strumień świadomości szalonego Szkota, tylko z grubsza ukształtowany w komiksową fabułę i zamknięty w ramy niniejszego medium obrazkowego, które jednak nijak nie ułatwia odbioru.
Dla tych, którzy śledzą serię od początku – zaliczywszy jej sinusoidalną przyswajalność na przestrzeni trzech opasłych tomów zbiorczych polskiego wydania – pewnie zaskoczeni nie będą, że niniejszy (czwarty i ostatni) tom jest najtrudniejszym do ogarnięcia i dobitnie wieńczącym dzieło.
Nie będę streszczał fabuły, bo nie w tym rzecz. Kto czytał poprzednie tomy – jest w miarę na bieżąco. Kto dotąd z Niewidzialnymi się nie zetknął, i tak nie ma po co brać się z tym komiksem za bary. To zdecydowanie rzecz dla fanów Morrisona. Albo tylko dla fanów Niewidzialnych, bo i nie wszyscy miłośnicy Szkota – poniekąd raczej przyzwyczajeni do jego onirycznej, szalonej narracji – odnajdą chemię konieczną dla obcowania z tym tytułem.
Nie będzie zaskoczeniem, że wątków w opowieści jest tutaj co niemiara, ale ważne jest także to, że – pomimo licznych fabularnych twistów i przeskoków międzykontynentalnych (pierwszy tom rozgrywał się w Wielkiej Brytanii, by w kolejnych przeskoczyć za ocean, do USA) – udaje się Morrisonowi domknąć wszystkie linie fabuły, choć niekiedy nie robi tego zbyt konsekwentnie, bezpośrednio i zgodnie z prawidłami linearnego snucia opowieści. Dla Morrisona to nie tylko kolejna opowieść, kolejny komiks, kolejna rozpisana fabuła. To zobrazowanie, zamknięcie w komiksowej formie całej życiowej filozofii, jej podsumowanie. A że ma autor dość negatywny stosunek do obecnej, ogólnej kondycji społecznej, to i wydźwięk Niewidzialnych jest, jaki jest. My, jako społeczeństwo, unurzani w tandetnym konsumpcjonizmie, w aktualnie hołubionym na wszelkie sposoby materialnym „tu i teraz” zatraciliśmy pragnienie rozwoju własnej duchowości, własnej oryginalności, wyjątkowości. Ciążymy – prowadzeni za rączkę przez wielkie korpo, tak naprawdę, zza pleców rządów regulujące układ światowych sił – ku całkowitemu marazmowi zorientowanemu na jednakowość, na nijakość, na podporządkowanie się masie składowej społeczeństwa, które jest zupełnie bezosobowe, nie wybija się nijak, nie odstaje w żadnym aspekcie, nie wykracza poza sztywne, ukształtowane przez zarządzających ramy. I wszystko to pod pozorem gloryfikacji indywidualizmu, który jest oczywiście manipulacją, wtłaczaniem nas w określone trendy i kierunki myślenia. U Morrisona takie zabiegi urastają do wielkiego, nadnaturalnego spisku, gdzie demoniczne zło spoza naszego świata chce zawładnąć nami – i naszymi umysłami – już całkowicie, bez złudnej otoczki wolności wyboru i poczucia jednostkowości.
Niby nihil novi, popkultura przerabiała ten temat wielokrotnie. Jednak udaje się Morrisonowi rozbudować ten prosty przecież motyw do epickiej, szalonej i często wręcz do przesady zawikłanej opowieści, będącej swoistą, kamuflowaną, mniej lub bardziej (zależy od rozdziału), afirmacją duchowości, zaglądania w głąb siebie i próby zrozumienia własnego JA. Wszystko to na podbudowie buddyzmu, z czym zresztą Morrison nie kryje się w osobistym podsumowaniu serii. Co nieco objaśnia i wskazuje kluczowe interpretacyjne tropy. A to – nie ukrywam – pomaga w niezagubieniu się w meandrach fabuły i ułożeniu sobie tych onirycznych puzzli w miarę składną całość już po lekturze całego cyklu.
Nie jest to komiks łatwy. Nie jest to komiks do czytania na raz. To raczej tytuł, do którego trzeba wracać, który należy odkrywać na nowo, na świeżo go interpretować, łowiąc nie tylko liczne (pop)kulturowe odniesienia, ale także pojedyncze, zawikłanie nici fabularne, pozwalające zebrać wszystko w całość.
Mam świadomość, że wielu się od tego komiksu odbije. Wielu porzuci serię już po pierwszym tomie. A nawet jeśli dotrwa, to uzna to za ciężkostrawny bełkot szaleńca, któremu pozwolono na zbyt wiele. Z drugiej strony – wybitne dzieła sztuki nigdy nie były i nie będą dla mas, nie zyskają poklasku wszystkich. Staną się przedmiotem kontrowersji, a nawet oskarżeń o tandetność… Cóż, poniekąd taka rola sztuki.
A ja trwał będę przy stanowisku, że Niewidzialni stanowią przykład komiksu wybitnego. Może i trudnego w odbiorze, ale z pewnością stanowiącego solidną, intertekstualną rozrywkę, swoiste ćwiczenie umysłowe, pozwalające nieco zrewidować spojrzenie na otaczający nas świat. I nie w tym rzecz, by zgadzać się z Morrisonem w każdym aspekcie, by przyklaskiwać mu na ślepo. Sam nie podzielam aż tak negatywnego postrzegania społeczeństwa i społecznej kondycji, jakie odmalowuje on w swojej opowieści, ale jednak to właśnie clue wielkiej sztuki – by prowokować do dyskusji, do intelektualnego sporu, a nawet do negowania zawartego w niej przekazu! I Niewidzialni – zarówno tom niniejszy, jak i całość – ten warunek z pewnością spełniają. Z okładem.
Poznaj recenzenta
Mariusz WojteczekKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1945, kończy 79 lat