fot. Erin Simkin // Netflix
Serial Nikt tego nie chce nadal oscyluje między komedią romantyczną a lekkim komediodramatem. Twórcy chcą powiedzieć o związkach coś więcej – coś, co może trochę wyrwać historię z bajkowego klimatu z wielkimi, romantycznymi gestami. Pierwszy sezon można postrzegać jako opowieść o fazie zakochiwania się – tej pełnej uniesienia, w której wszystko wydaje się intensywniejsze. To dobrze współgra z tym, jak historia była opowiadana. A nie brakowało w niej mocniejszych punktów fabuły. Drugi sezon to faza, gdy zaczyna się codzienne życie. Niestety to, co czyniło pierwszą serię tak świetną – czyli dobrze prowadzona relacja głównych bohaterów – tutaj wydaje się zgrzytać jak maszyna, która koniecznie wymaga naoliwienia. Zachowania obojga są momentami dziwne, wprawiają w konsternację i wzbudzają antypatię (raczej niezamierzoną). Trudno zrozumieć niektóre decyzje twórców. Zabrały one tym postaciom jakość, urok i wyjątkowy klimat, który napędzał pierwszą serię.
Nie chodzi o to, że odarto tę historię z bajkowości i pokazano realne problemy, które generują konflikt. Bardziej chodzi o to, jak wiele sytuacji wydaje się sprzecznych z tym, kim ci bohaterowie byli i co sobą reprezentowali. Kwestia konwersji Joanne wydaje się na tym etapie przeciągana i wydumana – zwłaszcza w kontekście bardzo klarownego przekazu ze strony kobiety, że religia jako taka nie jest dla niej szczególnie ważna. Dziwi mnie, że zrobiono z tego problem na cały sezon. Z każdym kolejnym odcinkiem coraz bardziej czuć, że jest to wymuszone i sprzeczne z postacią. W pierwszym sezonie znakomicie działały kontrasty kulturowe i zabawy stereotypami judaizmu. Tym razem tego zabrakło, a poznawanie kolejnych tradycji i świąt przez Joanne jest pozbawione czaru, humoru i lekkości. Cały czas przytłacza nas ten przesadzony fabularnie problem.
Nie chodzi też o to, że to całkowicie psuje serial Nikt tego nie chce, a bardziej o to, że wzbudza mieszane odczucia. Pewne decyzje fabularne marnują szanse na coś ciekawego. Na szczęście poświęcono więcej czasu Sashy, Esther oraz Morgan, którzy mają problemy, konflikty i wyzwania, jeśli chodzi o związki. Ich historie wypadają lepiej, prawdziwiej i wiarygodniej pod kątem emocji, bo nie są przesadzone. Nawet jeśli coś w nich nie gra, nadal jest to "jakieś" na tle miłości Joanne i Noaha. Oczywiście zdarzają się momenty zabawne, zmuszające do refleksji, a czasem nawet poruszające, więc trudno tylko narzekać na drugi sezon. Wątki poboczne dostarczają wrażeń zgodnych z oczekiwaniami.
Adam Brody i Kristen Bell wciąż świetnie sprawdzają się w głównych rolach – nie można im odmówić chemii ani wiarygodnej relacji między Noahem a Joanne, która nadal wybrzmiewa na ekranie. Cieszy, że Justine Lupe dostaje więcej możliwości jako Morgan, a analiza wpływu problemów rodziców i traum z dzieciństwa na nasze relacje romantyczne daje do myślenia. Boli mnie jednak całkowite zmarnowanie obiecującego wątku nowej świątyni, prowadzonej przez postać Setha Rogena. Synagoga z nowoczesnym podejściem była ciekawa i miała być ważna dla bohaterów. Niestety dostajemy tylko kilka scen z brylującym Rogenem. Jakby gdzieś zabrakło pomysłu, by to rozwinąć. Podejście scenarzystów zmarnowało szansę na coś lepszego, a to tylko jeden przykład z wielu.
To solidny sezon, bo w Nikt tego nie chce dostajemy naprawdę dobre momenty. W tych dziesięciu odcinkach nie brakuje lekkiego i niewymuszonego humoru, ale zbyt wiele tu złych decyzji dramaturgicznych i fabularnych. To sprawia, że serial traci swój urok. Niesmak pozostawia też zakończenie, które udowadnia, że scenarzyści nie mieli interesującego pomysłu. Przeciągnęli coś, co się nie sprawdziło na ekranie, a w finale powtórzono motyw z pierwszej serii. Mamy wrażenie urwanej historii – i to w momencie, który powinien mieć miejsce w połowie sezonu. Pozostaje niedosyt, bo solidna rozrywka to za mało po tak dobrym pierwszym sezonie.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można mnie znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/