Nocna msza - recenzja miniserialu
Data premiery w Polsce: 24 września 2021Nocna msza to najnowszy serial Netflixa od mistrza grozy, Mike'a Flanagana. Czy twórca Nawiedzonego dworu w Bly ponownie nie da nam zasnąć?
Nocna msza to najnowszy serial Netflixa od mistrza grozy, Mike'a Flanagana. Czy twórca Nawiedzonego dworu w Bly ponownie nie da nam zasnąć?
Znajdujące się na wyspie pośrodku niczego miasteczko Crockett. Populacja 127. Dawna osada rybacka, która niegdyś tętniła życiem, dziś świeci pustkami. Niszczejące, opustoszałe domy i walające się śmieci to element krajobrazu, pozostałość po mieszkańcach, którzy uciekli z wyspy, gdy 3 lata temu katastrofa tankowca zatruła okoliczne wody. W tym miasteczku duchów, do którego nieuchronnie zbliża się sztorm, jedynym miejscem spotkań jest kościół Świętego Patryka. Życie w Crockett toczy się wokół tego kościoła i niedzielnej mszy, która przypomina, jak to w malutkich miejscowościach i wsiach, spotkanie przyjaciół; każdy wszak zna tu każdego i jest połączony znajomością lub wydarzeniami z przeszłości. Nie zawsze dobrymi. W Crockett nie ma perspektyw. Trudniący się rybołówstwem osadnicy nie mają tu innego źródła zatrudnienia, a dni świetności ich połowów dawno minęły.
Powracający na wyspę po 4 latach odsiadki Riley Flynn wydaje się pasować tu jak ulał. On również nie ma perspektyw, ani celu. Jego życie wywróciło się do góry nogami, gdy pod wpływem alkoholu spowodował wypadek samochodowy, w którym życie straciła młoda dziewczyna. Wizja jej zwłok, oświetlonych pulsującymi, policyjnymi kogutami, będzie nawiedzała go każdej nocy przed snem. Riley przywykł do tego koszmarnego widoku. W więzieniu stracił nie tylko dawne życie i jego sens, ale też wiarę w jakiekolwiek siły wyższe. Jako zadeklarowany ateista z samej definicji nie pasuje do przesiąkniętego religią chrześcijańską Crockett. Wraz z Rileyem do miasteczka przybywa też ojciec Paul Hill, młody i charyzmatyczny ksiądz, zastępujący starego i schorowanego prałata Pruitta, który podupadł na zdrowiu podczas pielgrzymki do Jerozolimy. Hill, pełen pasji i wiary, podczas swoich płomiennych przemów, zaczyna sukcesywnie wlewać coraz więcej nadziei w serca mieszkańców. Obiecuje dosłownie wskrzesić Crockett i przywrócić jego dawną świetność. Szybko też zaczynają się pierwsze cuda i uzdrowienia, które mają bezpośredni związek z Hillem. W tym samym czasie na wyspie pojawia się tajemniczy wielki ptak, a ludzie nocami widzą za oknami postać w płaszczu i kapeluszu, przypominającą prałata Pruitta. Zaczynają też znikać ludzie, a rano na plaży pojawiają się ciała setki martwych kotów, które wypluło morze. Mieszkańcy zaczynają mówić o pladze, a to dopiero początek tajemniczych wydarzeń.
Powyższy opis brzmi jak książka Stephena Kinga, dlatego że dokładnie tak ogląda się Nocną mszę – jak przeniesienie powieści autora Bastionu na język filmowy. Mike Flanagan, mający w swoim dorobku już dwie adaptacje Kinga (Gra Geralda i Doktor Sen) oraz rewelacyjny serial Nawiedzony dom na wzgórzu, udowadnia, dlaczego tak dobrze czuje się, ekranizując dzieła mistrza horrorów; jego własny styl pisania jest na wskroś przesiąknięty Kingiem i ma podobny rytm. Czuć to w każdym momencie oglądania Nocnej mszy. Flanagan snuje swoją opowieść powoli i pozwala widzowi zapoznać się z całym otoczeniem miasteczka Crockett, jego historią i mieszkańcami. Każdemu z nich poświęca odpowiednią ilość czasu, zagłębiając się nie tylko w relacje międzyludzkie, ale też w to, co ich napędza, jakie mają poglądy i spojrzenie na świat. Dzięki temu nie tylko polubimy bohaterów, zacznie też nam na nich zależeć, a ich los nie będzie nam obojętny. To klasyczny zabieg Stephena Kinga, który stosuje go w niemal każdej swojej powieści – zanim przejdzie do akcji i mięsa i faktycznego straszenia, narysuje barwne portrety bohaterów i sprawi, że czytelnik się do nich przywiąże. Gdy w końcu autor zacznie ich krzywdzić, ten ból będziemy w stanie poczuć na własnej skórze. Nie inaczej wygląda struktura Nocnej mszy, której oglądanie przypomina czytanie książkowego horroru. Strach narasta powolutku i progresywnie. Każdy kolejny odcinek przynosi nowe elementy grozy, a napięcie wzrasta, aż do mocarnego finału, podczas którego można spodziewać się wędrujących po plecach ciarek. Ale po kolei. Przyjrzyjmy się najpierw mieszkańcom wyspy Crockett.
Ich życie toczy się swoim niezmiennym tempem, a każdy dzień wygląda niemal tak samo. Młodszy brat Rileya, Warren, razem z resztą młodzieży na sąsiedniej wysepce pełnej bezdomnych kotów urządza zakrapiane alkoholem i narkotykami schadzki. Warren każdego dnia rozmawia z Leezą, dziewczyną na wózku inwalidzkim, w której się podkochuje. Leeza straciła władzę w nogach po postrzale w kręgosłup. Sprawcą był miasteczkowy pijak Joe, który większość nocy spędza w celi na posterunku policji, do której sukcesywnie wsadza go nowy szeryf, Hassan. Lokalna wpływowa fanatyczka Beverly, w zasadzie druga obok prałata Pruitta najważniejsza osoba w kościele św. Patryka, uwielbia pouczać i strofować innych. Sarah, jedyna lekarka na wyspie, opiekuje się swoją chorującą na demencję matką Mildred i dogląda ciąży Erin. Ten niezmienny cykl i rytm życia mieszkańców Crockett zaburza nie tylko nadciągający sztorm, ale też pojawienie się księdza Johna Hilla, centralnej postaci całej opowieści. Wraz z nim pojawiają się cuda. Leeza wstaje z wózka inwalidzkiego na oczach wszystkich wiernych w kościele. Annie Flynn nagle poprawia się wzrok. Chorująca na ciężką demencję Mildred zaczyna odzyskiwać pamięć i każdego dnia staje się coraz młodsza. Te pozornie wspaniałe zdarzenia mają swoje źródło w wypaczeniu, a ich moc zdecydowanie nie jest święta. Oto bowiem widzimy sługę Boga, pasterza, który powinien dbać o swoje owieczki, a który sam staje się wilkiem. Jego wiara i pasja jest ogromna, ale służy złu. Nie widzimy tego od początku. Hill zachowuje pozory, wydaje się być naprawdę poświęcony czynieniu dobra, ponieważ nie posiadamy jeszcze wszystkich elementów układanki.
Kluczowe są jego spotkania Anonimowych Alkoholików z Rileyem, podczas których ścierają się ze sobą dwa światopoglądy – racjonalizm kontra religia, wiara kontra nauka. Jeden z motywów przewodnich serialu. Riley, jako ateista, kwestionuje istnienie siły wyższej, która pozwala na ból, śmierć i ludzkie cierpienie, podczas gdy Hill przekonuje go, że Bóg jest miłością i potrafi nawet zło przemienić w dobro. Tam, gdzie Hill widzi cud we wstającej nagle z wózka inwalidzkiego Leezie, Riley wciąż stara się patrzeć na fakty naukowe i sugeruje błędną diagnozę lekarską. Na pytanie, skąd Hill wiedział, że Leeza będzie w stanie wstać, ten mówi, że po prostu to czuł. Podczas rozmowy z Erin, której ciąża z niewyjaśnionych przyczyn po prostu zniknęła, Riley przedstawia jej swoją wizję śmierci w czysto naukowy sposób, stuprocentowo racjonalny, wręcz medyczny, pozbawiony jakichkolwiek naleciałości religijnych, tematów ludzkiej duszy i zaświatów. Jego atomy połączą się z otaczającą go materią i zostaną rozsiane po kosmosie. Erin prezentuje dla kontrastu naiwne podejście. Opowiada o swoim dziecku, które trafia do nieba, gdzie pod okiem Boga rośnie i staje się najlepszą wersją samego siebie. Pewnego dnia spotykają się całą swoją rodziną, by żyć wiecznie w szczęściu i miłości.
To starcie się dwóch wizji świata, wiary oraz nauki, nie stanowi jedynego kontrastu Nocnej mszy, a Hill nie jest najbardziej „opętaną” postacią serialu. Na skrajnym biegunie mamy Beverly, fanatycznie religijną i kompletnie zaślepioną, przepełnioną złem kobietę, która ma ogromny wpływ na większość wyspiarzy z Crockett. Beverly do działania popycha niezachwiana wiara i bezgraniczne oddanie Bogu oraz przekonanie, że jest lepsza i bardziej kochana przez Boga niż inni na wyspie. Pomiędzy tymi skrajnościami znajduje się szeryf Hassan, twardo stąpający po ziemi muzułmanin, który od czasu zamachów z 11 września przeszedł długą i trudną drogę w służbie policji. Jeden akt niesubordynacji doprowadził go z wysokiego stanowiska w Nowym Jorku do miasteczka Crockett. Ali, syn Hassana, traci wiarę w Islam i zaczyna coraz mocniej ciągnąć go do Biblii, kościoła św. Patryka i natchnionych kazań księdza Hilla. Nawet on, wierzący całe życie w Allaha, ulega pozornej sile chrześcijańskich cudów, jakie dzieją się w Crockett, i pragnie być ich częścią. Hassan, jako nowy członek społeczeństwa Crockett, odtrącany przez Beverly i nazywany terrorystą, widzi, jak jego syn coraz bardziej oddala się od ich wiary, i nie może nic z tym zrobić. Do Alego nie trafiają oczywiste konkluzje ojca, że Bóg nie wybiera, kogo uleczyć, a kogo uśmiercić. Hassan nie może też wpłynąć na Beverly i innych mieszkańców, którzy godzą się na rozdawanie Biblii w szkole, nawet podając argument, że gdyby odwrócić sytuację i rozdawać Koran, większość byłaby zapewne oburzona.
Tylko Erin, Riley i Sarah wydają się widzieć następujące na wyspie wydarzenia takimi, jakimi są. Każdy, kto wypił wino z kielicha mszalnego i przyjął komunię, doznaje cudownych i niewytłumaczalnych zjawisk, w których centrum znajduje się ojciec Paul Hill. Za pośrednictwem jego działań i kazań w mieszkańcach Crockett pojawia się religijna ekstaza; ludzie proszą o cud dla siebie i bliskich, pragną być uzdrowieni. Widzą w Hillu niemal mesjasza, obdarzonego podobną mocą co sam Chrystus, zbawiciela, który nie tylko obiecuje wskrzeszenie i uzdrowienie, ale też je dostarcza. Jednak za zamkniętymi drzwiami, gdy nikogo nie ma już wokół, Hill wydaje się cierpieć, jakby trawiła go straszliwa choroba. Wije się w konwulsjach, pluje krwią do umywalki, w końcu mdleje na oczach wiernych i krótko po tym umiera. I niczym Łazarz lub Jezus, Hill również powraca do życia z martwych. Nie jest jednak już tym samym człowiekiem. Odczuwa światłowstręt, pragnienie krwi, jego zmysły są wyostrzone do granic możliwości. To w tym momencie dowiadujemy się z retrospekcji, że Hill i Pruitt to ta sama osoba.
Znajdujący się w fazie ciężkiej demencji Pruitt, błąkając się po pustyni w Damaszku, natrafił na jaskinię, w której mroku zastał demona. Pradawnego wampira, który żywiąc się krwią księdza, przeciął sobie nadgarstek i dał mu do wypicia swą krew. W malignie Pruitt uznał demona za anioła, który obdarzył go darem młodości, zesłanego na Ziemię przez samego Chrystusa. Pruitt zawarł z nim przymierze i postanowił sprowadzić do Crockett w skrzyni, aby uzdrowić jego mieszkańców. W jednej z kluczowych scen serialu demon wyciska swoją krew do mszalnej karafki, która następnego dnia, w połączeniu z winem, staje się elementem komunii dla wszystkich uczestników mszy. Pruitt nie ma żadnych wątpliwości, że dar, którym zamierza obdarzyć mieszkańców Crockett, jest błogosławieństwem boskiego pochodzenia. Jego wszystkie kazania tak naprawdę miały przygotować wiernych na to, co nadejdzie. Ci, którzy pili z kielicha krew wampira, dostąpią zbawienia w nowym świecie, wolnym od bólu i śmierci. Pruitt święcie wierzy w to, a wtórująca mu Beverly posunie się do dosłownie wszystkiego, by pomóc mu w realizacji misji. Każdy czyn, nawet morderstwo, usprawiedliwi cytatem z Biblii i uzna, że taka była wola Boga. W kulminacyjnym momencie poprowadzi całe miasteczko, chodząc od domu do domu i rozdając świece, na ostateczną mszę podczas Wigilii Paschalnej. Flanagan mistrzowsko miesza tu sacrum z profanum, odwracając znaczenia i symbole chrześcijańskie. Śpiewający pieśni religijne tłum, który niczym barany na rzeź z radością kroczy do kościoła opanowanego przez antychrysta, to widok zapadający w pamięć i wywołujący mrowienie na plecach. Podobnie jak moment, gdy do kościoła wkracza ubrany w szaty biskupa demon, staje za Pruittem i rozpościera skrzydła ku przerażeniu wszystkich zebranych. Pruitt zaś, niczym obłąkany guru sekty, nawołuje, by nie bać się anioła i rozdaje uczestnikom kubki wypełnione trucizną, przekonując ich, że tylko dokonując ostatecznego poświęcenia, będą zbawieni. Msza zmienia się w masakrę, szaleństwo rośnie z każdą sekundą, a my gołym okiem widzimy, jak działa fanatyzm i ślepa wiara doprowadzona do ekstremum.
Beverly okaże się najbardziej egoistyczną i socjopatyczną postacią Nocnej mszy, niezdolną do dostrzeżenia okrucieństwa, które pochwalała i które potęgowała, aż eskalowało do punktu, z którego nie ma powrotu. To kolejny element wspólny między Kingiem a Flanaganem; ten pierwszy nie raz w swojej twórczości wprowadzał postacie skrajnie fanatyczne, opętane przez religię i psychopatyczne, które doprowadzały do wielkiego nieszczęścia. Beverly jest jak bohaterka wyciągnięta prosto z książki Mgła. Jednak najwięcej nawiązań w Nocnej mszy znajdziemy do powieści Miasteczko Salem. Flanagan jakimś cudem bierze bowiem na warsztat tak potężnie wyświechtany motyw wampirów i robi z tego dzieło, które potrafi nie tylko wystraszyć, ale i wejść głęboko pod skórę. Poprzez wieloletnią eksploatację, jak i sagę Zmierzch, nie ma w gatunku horroru niczego mniej strasznego niż wampiry; te niegdyś przerażające, nocne drapieżniki, przybrały w popkulturze wizerunek przystojnego, dobrze ubranego mężczyzny, któremu kobiety same nadstawiają szyje do ugryzienia. Flanagan przywraca strach, okrucieństwo i bestialstwo wampirom, czyniąc je na nowo przerażającymi. Jak tego dokonał? Poprzez zmieszanie dwóch przeciwieństw, czegoś absolutnie czystego, jak religijny sakrament pełen miłości i wiary, z plugawym obrządkiem, w którym krew Chrystusa staje się krwią demona, wypijaną przez ludzi niczego nieświadomych i pragnących jedynie zbawienia. Poprzez odczłowieczenie przemienionych, którzy tracą niemal od razu poczucie winy, wątpliwości i zasady moralne, na rzecz pierwotnego głodu i pragnienia krwi. Krwi ich sąsiadów, krwi ich bliskich, krwi ich dzieci. W jednej ze scen Riley zostaje zaatakowany przez demona i powraca do życia jako wampir. Flanagan jego przemianę i łaknienie krwi ubiera w metaforę alkoholizmu, ustawiając jego i Pruitta ponownie w opozycji, na ich ostatnim spotkaniu AA i udowadniając mu, że obojętnie jak bardzo silny i racjonalny był poprzednio w walce z uzależnieniem, tego nie będzie w stanie powstrzymać. Pruitt jest jednak w błędzie. Riley dokonuje wyboru i nie zamierza stać się ponownie mordercą. Razem z Erin wypływa łodzią w nocy i pomiędzy bezkresem wody opowiada całą swoją niewiarygodną historię, wyznaje miłość i ginie na jej oczach, gdy pierwsze promienie słońca spopielają go.
Tylko nieliczni tak jak Riley nie ulegają pokusie, wybierając resztkami sił godność i zachowując człowieczeństwo. Po raz kolejny złem ostatecznym w ludzkiej postaci okazuje się tu mająca się za najbardziej świętą i najbardziej wierzącą, Beverly. Nawet gdy Pruitt, widząc w pełni ogrom zła, które razem z Beverly uczynili, odmawia jej dalszej pomocy, ta nie schodzi z obranej drogi szaleństwa. W swoim bezgranicznym zaślepieniu rozkazuje spalić całe miasteczko, zachowując jedynie kościół i świetlicę jako schronienie dla wybranych wampirów, rzecz jasna tych, których ona sama uzna za godnych życia lub śmierci w promieniach słonecznych. I to właśnie słońce, wstający nowy dzień, symbol odrodzenia i nadziei, staje się tu instrumentem sprawiedliwości i zagłady dla całego miasteczka wampirów. W swoim bezgranicznym zaślepieniu i nienawiści, cytując wersety z Apokalipsy św. Jana, Beverly spaliła wszystkie miejsca schronienia dla wrażliwych na światło wampirów, oprócz kościoła i świetlicy. Jednak gdy i one zostają podpalone przez ostatnich, niedotkniętych wampiryzmem bohaterów, Beverly i jej trzódka są skazani na łaskę Boga, który przecież w tak wielu kulturach pogańskich był utożsamiany właśnie ze słońcem. Wcześniej Pruitt otrzymał od Rileya list pożegnalny o treści: „Pamiętaj, że z prochu powstałeś i w proch się obrócisz”. Nie widzimy śmierci wszystkich mieszkańców i demona, zamiast tego w ostatniej scenie serialu, gdy już słońce wyszło w pełni, a jedynymi ocalałymi, dryfującymi na łódce, są Warren i Leeza, dziewczyna mówi, że znowu nie czuje swoich nóg.
Tym subtelnym akcentem kończy się jeden z najlepszych horrorów tego roku. Mike Flanagan po raz kolejny udowadnia, że nie ma sobie równych na polu scenopisarskim i reżyserskim w horrorze, nawet gdy nie używa firmowych zagrań typu jumpscare (w których również jest mistrzem), tylko stara się stosować inny rodzaj strachu i opowiedzieć historię wykraczającą poza klasyczne ramy gatunku. Wśród obecnie żyjących twórców horroru Flanagan ma do powiedzenia najwięcej i pisze najlepiej, dostarczając kolejną produkcję, która nieprędko opuści moje myśli, nie tylko za sprawą precyzyjnie opowiedzianej fabuły, ale też dzięki przepięknym zdjęciom, posępnej muzyce i wspaniałym rolom aktorskim. Cała obsada robi wrażenie i gra bezbłędnie, ale na najwyższe laury i wyróżnienie, zasługuje dwójka antagonistów Nocnej mszy – Hamish Linklater i Samantha Sloyan. Szczególnie ta druga, wcielająca się bezbłędnie w rolę Beverly Keane, powinna otrzymać wszelkie serialowe wyróżnienia i nagrody, bo to prawdziwa sztuka zagrać postać, którą widz szczerze znienawidzi. Sam Flanagan zaś staje się jednoosobową firmą, której można ufać w ciemno, wyznacznikiem jakości i może (oby) wzorem do naśladowania dla innych twórców horroru, który, jak pokazuje przykład Nocnej mszy, może być czymś znacznie większym i prócz strachu nieść z sobą ważne treści, pytania oraz refleksje.
Poznaj recenzenta
Andrzej GrochDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat