Obcy: Ziemia - sezon 1, odcinek 8 (finał sezonu) - recenzja spoilerowa
Data premiery w Polsce: 24 września 2025Serial Obcy: Ziemia miał wszystko, żeby stać się jednym z najlepszych projektów z ksenomorfem w roli głównej. Niestety finał okazał się niesatysfakcjonujący. Oto recenzja ostatniego odcinka 1. sezonu.

Pierwsza połowa serialu Obcy: Ziemia zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Historia z ksenomorfem nie zatraciła swojego kinowego sznytu po przejściu na mały ekran. Zyskała możliwość wolniejszego budowania narracji, przedstawienia wielu ciekawych postaci i rozbudowy świata na skalę, która wcześniej nie była możliwa. Chwaliłem twórcę, Noaha Hawleya, za pokazanie nowych gatunków drapieżników z kosmosu. Całość przypominała mi w pewnym stopniu Andora, który opowiadał dojrzałą, rozbudowaną i ciekawą historię w ramach Gwiezdnych Wojen, nie idąc na żadne ustępstwa pod względem jakości wizualnej. Pierwsza połowa tego sezonu była wszystkim, czego mogłem chcieć od Obcego na małym ekranie, a finałowy odcinek totalnie mnie zawiódł. Skwituję to zdaniem: "Dzieci nie są już dziećmi, a finał wcale nie jest finałem".
Podczas seansu wróciły do mnie najgorsze wspomnienia z 2. sezonu Rodu smoka. Czułem wtedy podobny zawód. Naprawdę nie rozumiem decyzji o przeciągnięciu całej tej historii na kolejny sezon. Uważam, że to przesada. Obcy: Ziemia powinien być serialem limitowanym – zakończoną historią upadku Prodigy. To, co dostaliśmy, jest niesatysfakcjonującym cliffhangerem, który swoją konstrukcją bardziej przypomina przedostatni odcinek, a nie finał. Ale po kolei!

Największy zarzut? Finał horroru został pozbawiony elementu grozy czy napięcia. Wendy okazała się po prostu zbyt potężna. Twórcy nie rozwinęli jej relacji z ksenomorfem. Perfekcyjny zabójca zachowywał się jak zwierzak, pies tropiący, który pojawiał się po jednym jej gwizdnięciu i siał spustoszenie bez jakichkolwiek konsekwencji dla dziewczyny. Nie podoba mi się też, że bohaterka była w stanie kontrolować absolutnie wszystko, co mechaniczne i technologiczne na wyspie Prodigy. Bawiła się windą i w każdej chwili mogła uciec z więzienia, w którym zamknięto ją i inne hybrydy. Bawiła się też Kavalierem i straszyła go, co samo w sobie złe nie było – pasowało do mentalności dzieci, które chciały się zemścić. Po prostu przyszło jej to zbyt łatwo. Poza tym, że zaczęła tracić niewinność, posiadanie takiej władzy nie niosło ze sobą żadnych negatywnych konsekwencji. Nikt nie stanowił dla niej zagrożenia, przez co wydarzenia oglądało się z obojętnością. Dziwne jest też to, że zasięg jej komunikacji z ksenomorfem nie był w żaden sposób ograniczony. Mogła go do siebie przywołać z każdego miejsca. Na dodatek zdawała się mieć pełną kontrolę nawet nad instynktem drapieżnika, ponieważ ksenomorf na jej polecenie oszczędził Kavaliera.

Oczko to kolejny zawód. To bez dwóch zdań najciekawszy nowy obcy, którego wprowadzono do tego świata. Inteligentny, sprytny, mający własne plany. Każdy chyba chciał zobaczyć, jak przejmuje ludzkie ciało i rozmawia z Kavalierem albo wprost go atakuje. Tymczasem jedyne, co Oczko zrobiło w paru ostatnich odcinkach, to udowodniło, że zna liczbę Pi, narobiło pod siebie, potem chwilę porzucało się na Joe, ale ostatecznie zrezygnowało i przejęło kontrolę nad martwym Arthurem. Trochę mnie to dziwi. Rozumiem, że Oczko w jakiś sposób morduje swoich nosicieli, ale on był już martwy od prawie doby. Arthur miał wielką dziurę w klatce piersiowej! Na wyspie Prodigy leżało wiele świeżych trupów (ochrona walczyła z ksenomorfem, ale nie widzieliśmy zbyt wiele z tej potyczki), ale Oczko wybrało akurat jego. Najgorsze jest jednak to, że wciąż nie znamy potencjału tego kosmity. Wiemy o nim prawie tyle samo, co po pierwszych paru odcinkach.

Brak napięcia towarzyszył też konfrontacji Kirsha z Morrowem. Ta przebiegła błyskawicznie. Pozbawiono ją stawki i ostatecznego rozwiązania. Obaj chwilę pookładali się pięściami, Morrow złamał kręgosłup Kirsha i tyle. Nadal żyją i mają się względnie dobrze, choć pozostają w niewoli Wendy i pozostałych hybryd. Cały ten odcinek przebiegł zbyt szybko. Żadna scena nie miała okazji w pełni wybrzmieć. To, co zachwycało w pierwszych odcinkach, to właśnie niespieszne tempo i dużo czasu na rozwijanie narracji. W ostatnich odsłonach pojawiła się skrótowość. Morrow i Kirsh byli do tej pory jednymi z najciekawszych "ludzkich" postaci, a w finale zostali sprowadzeni do krótkiej potyczki, która zakończyła się remisem. Wszystko wskazuje na to, że w 2. sezonie będą musieli połączyć siły, żeby wydostać się z więzienia.

Jeśli chodzi o hybrydy – zabrakło mi różnorodności w podejściu do całej tej sytuacji. Wszyscy chcą mścić się na dorosłych, mordować ich i więzić. Jasne, te dzieciaki przeszły przez piekło z powodu Kavaliera, Morrowa i innych, ale miło byłoby zobaczyć różne reakcje na nowy stan rzeczy. Z drugiej strony jedną z niewielu satysfakcjonujących scen w finale była ta, w której Drobinka zdzielił Morrowa i pozbawił go przytomności. Kto jak kto, ale on jeden zasłużył na to, żeby faktycznie się zemścić za manipulacje.
Relacja Joe i Wendy też została zawieszona. W poprzednim odcinku zobaczyliśmy jej rozłam po tym, jak bohater strzelił w Stalówkę (której nic się ostatecznie nie stało, więc i tu zabrakło konsekwencji), a w finale znów byli gotowi skoczyć za sobą w ogień. Oczywiście nie jest tak idealnie, jak było na początku, ale trudno tu mówić o rozbudowanym konflikcie.

W Obcym momentami mogło brakować ksenomorfa, ale Noah Hawley wynagrodził to wprowadzeniem innych kosmitów, których poznawanie i badanie było szalenie ciekawe. Jednak to też nie poszło w żadnym kierunku. Oczko zostało potraktowane po macoszemu, muchy zabiły jedną z hybryd, kosmiczne kleszcze również nic nie zrobiły poza akcją na statku. Tylko wielka "roślina" kogoś pożarła, czego można było się spodziewać. Brak ksenomorfa nie przeszkadzał w pierwszej połowie sezonu, ale skoro w finale inne drapieżniki nie zrobiły nic ciekawego, to można było liczyć, że perfekcyjny zabójca pokaże pazurki. Tymczasem każda akcja z nim była krótka, rwana i słabo widoczna (może z powodów budżetowych?).

Serial Obcy: Ziemia zaczął się naprawdę wybornie. Początek dał mi wszystko to, czego oczekiwałem, a momentami prezentował poziom godny najlepszych produkcji science fiction. Tym bardziej boli mnie, że finałowy odcinek potraktowano po macoszemu – zignorowano najważniejsze wątki i pozbawiono go akcji. Okazał się zwykłym wprowadzeniem do kolejnego sezonu, choć jeszcze nie wiemy, czy go dostaniemy. W dobie streamingu wszystko zależy od liczb i wyświetleń.
Liczę na to, że Obcy: Ziemia dostanie kontynuację, ale nie zamierzam kryć swojego zawodu. Zasługiwaliśmy na więcej, a dostaliśmy tyle co nic. Szkoda, bo początek zapowiadał prawdziwą perełką.
Poznaj recenzenta
Wiktor Stochmal


naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1970, kończy 55 lat
ur. 1958, kończy 67 lat
ur. 1984, kończy 41 lat
ur. 1988, kończy 37 lat
ur. 1987, kończy 38 lat

