Odyseja - recenzja książki
Data premiery w Polsce: 27 września 2023Zachwycający, pełen smaków i zapachów Meksyk na tle szarych i przerażonych odmiennością Stanów Zjednoczonych. Barbara Kingsolver zabiera czytelników w podróż w czasie – do świata, który współczesnym trudno sobie nawet wyobrazić.
Zachwycający, pełen smaków i zapachów Meksyk na tle szarych i przerażonych odmiennością Stanów Zjednoczonych. Barbara Kingsolver zabiera czytelników w podróż w czasie – do świata, który współczesnym trudno sobie nawet wyobrazić.
Stany Zjednoczone, przynajmniej dla ludzi z mojego pokolenia, to kraina pełna możliwości, fabryka snów, miejsce, w którym dzięki ciężkiej pracy można spełnić marzenia. To kraj, gdzie zaciekle walczy się o równe prawa dla wszystkich. Gdzie każda jednostka stanowi wartość. Jednak im bardziej zagłębiam się w historię Stanów Zjednoczonych, tym bardziej przekonuję się o naiwności tego typu przekonań. Książka Barbary Kingsolver Odyseja to kolejny pstryczek w nos dla wyobrażeń o wyidealizowanym gigancie. Autorka brutalnie obala mity i podtyka czytelnikowi pod nos nagą prawdę. Nie jest to miłe doświadczenie, nie tylko ze względu na konieczność zmierzenia się z własną naiwnością, ale przede wszystkim ze względu na głównego bohatera powieści, który staje się największą ofiarą świetnie maskujących się Stanów Zjednoczonych. A już od pierwszych stron trudno nie darzyć go sympatią.
Zacznijmy jednak od Meksyku, bo tam poznajemy nastoletniego Harrisona Shepherda, głównego bohatera Odysei. Meksyk to przyrodni brat Stanów – ten gorszy. Ma słabsze oceny i gorsze perspektywy na przyszłość. Ludzie żyjący w Meksyku mają tego świadomość i z jednej strony chcą stanąć do tego pojedynku, dać sobie szansę na pokonanie starszego brata, ale z drugiej wolą trzymać się z daleka od rywalizacji i kroczyć własną drogą. Dla postronnego obserwatora, zwykłego turysty, Meksyk ma swój urok. Egzotyczna kultura korzeniami sięgająca tradycji Majów i Azteków, kuchnia bogata w smaki i aromaty, zupełnie inny, nieco magiczny sposób myślenia – wszystko to tworzy fascynującą mieszankę. Warto jednak pamiętać, że krajobraz ten jest nieco mniej fascynujący dla tych, którzy mają z nim do czynienia na co dzień, i dla tych, którym Meksyk nie ułatwia przetrwania.
Harrison Shepherd tylko w połowie jest Meksykaninem. Jednak to w tym kraju przychodzi spędzić mu wczesną młodość. Jego sytuacja – zarówno życiowa, jak i materialna – jest w pełni zależna od miłostek matki, która goni za życiem rodem z filmu. Marzy jej się bogaty kochanek z klasą, który będzie spełniał jej zachcianki na każde skinienie. Nastoletni syn niezbyt pasuje do wyśnionego obrazka, więc matka traktuje go jak zbędny element układanki. Zwraca na niego uwagę jedynie wtedy, gdy aktualny kochanek zaczyna się nią nudzić. Chłopiec jest zaniedbywany na wielu polach – nie chodzi do szkoły, nie ma przyjaciół wśród rówieśników, nie zawsze może liczyć na treściwy posiłek. Jednak mimo to wyrasta na nietuzinkowego młodzieńca, który potrafi znaleźć dla siebie miejsce w egzotycznych świecie. Szczęśliwy traf lub nieszczęśliwe zrządzenie losu (zależnie od interpretacji jego późniejszych losów) stawia na jego drodze Diega Riverę, sympatyzującego z komunistami muralistę. Harrison ma też szansę na poznanie słynnej Fridy Kahlo, z którą połączy go nie tylko data urodzenia.
Część rozgrywająca się w Meksyku jest szalenie wciągająca. Barbara Kingsolver potrafi mistrzowsko operować słowem, więc przygody młodego Shepherda mają odpowiedni koloryt i klimat. Na uwagę zasługują historyczne, ale niezwykle barwne i pełne życia postacie, m.in. Frida czy Lew Trocki. Charakter książki zmienia się jednak dość znacząco, gdy akcja, wraz z głównym bohaterem, przenosi się do Stanów Zjednoczonych. Tempo nagle spada, wszechobecne kolory zastępuje smętna szarość. W drugiej ojczyźnie czeka Harrisona wielki sukces, ale wbrew pozorom nie przyczynia się on do polepszenia jakości jego życia. Może i główny bohater nie był szalenie szczęśliwy w Meksyku, ale jednak towarzyszyły mu jakież emocje. Część poświęcona Stanom Zjednoczonym jest chwilami nużąca. Przepełniona wycinkami z gazet i polityką potrafi zmęczyć nawet tych czytelników, którzy cenią sobie szerokie tło historyczne.
Odyseja Barbary Kingsolver jest z pewnością pięknie napisana. Jest w niej pełno wzbudzających emocje bohaterów, z którymi się solidaryzujemy lub których mamy dość. Opisane wydarzenia historyczne są przedstawione z ciekawej, nieoczywistej perspektywy. Jednak całości nie da się ocenić wyłącznie pozytywnie. O ile pierwsze rozdziały pochłaniają bez reszty, o tyle końcowe są już zbyt ciężkie. Wydawać by się mogło, że książka powinna się skończyć nieco wcześniej. Czy jednak wtedy życiowa podróż głównego bohatera nie byłaby niepełna? Czy nie zabrakłoby odpowiedzi na kilka kluczowych pytań? Warto podkreślić, że wydawnictwo Albatros wznowiło dzieło zdobywczyni Pulitzera w ramach cyklu Piąta Strona Świata. Książki z tej serii wyróżniają się nie tylko zachwycającymi okładkami, ale przede wszystkim możliwością poznania zupełnie innego spojrzenia na świat. Powieść idealnie się wpisuje w to przesłanie.
Poznaj recenzenta
Patrycja ŁydzińskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat