Ojciec roku - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 25 października 2024Ojciec roku ma bardzo ciekawy punkt wyjścia i świetnego jak zawsze Michaela Keatona. Zakładam, że dla większości widzów to powinno wystarczyć do tego, aby docenić czas spędzony w kinie. Czy jednak będzie to film, który zostanie z widzami na dłużej?
Ojciec roku ma bardzo ciekawy punkt wyjścia i świetnego jak zawsze Michaela Keatona. Zakładam, że dla większości widzów to powinno wystarczyć do tego, aby docenić czas spędzony w kinie. Czy jednak będzie to film, który zostanie z widzami na dłużej?
Przeplatanie lekkich motywów z dramatycznymi wątkami wcale nie jest łatwe. Stworzenie historii o będącym już w dojrzałym wieku mężczyźnie, który – mimo posiadania trójki dzieci w różnym wieku – dopiero uczy się rodzicielstwa, też brzmi jak wyzwanie dla reżysera i scenarzysty. Ojciec roku ma kilka ambitnych założeń, ale ostatecznie jest to tylko (albo aż!) solidna "keatonówka". Na swoich barkach cały projekt niesie właśnie Michael Keaton. Dla Hallie Meyers-Shyer (warto odnotować, że jest ona córką filmowców Charlesa Shyera i Nancy Meyer) być może będzie to cenna lekcja. Trzeba przyznać jedno – zaprezentowała naprawdę ciekawe spojrzenie na męskie emocje.
Głównym bohaterem jest Andy Goodrich (Michael Keaton), handlarz dziełami sztuki, który w swoim życiu zdecydowanie więcej czasu poświecił galerii niż rodzinie. Niespodziewanie jego druga żona udaje się na trwający trzy miesiące odwyk, co oznacza, że mężczyzna zmuszony będzie przejąć opiekę nad dziećmi w pełnym wymiarze czasowym. Nie będzie lekko, bo firma, w której pracuje, ma problemy finansowe, a Grace (Mila Kunis), jego dorosła córka z poprzedniego małżeństwa, spodziewa się dziecka.
Meyers-Shyer kładzie mocny nacisk na aspekt rodzicielstwa i wychowywania dzieci nie tylko w sytuacji, gdy te znajdują się w zupełnie innych od siebie momentach życia. Spogląda na wszystko z perspektywy osoby, która mimo zaawansowanego wieku, musi wrócić do podstaw i nauczyć się, jak być dobrym ojcem. Już po pierwszych scenach z udziałem Andy’ego przestajemy się dziwić, że nie wie, jak odpowiednio zagotować wodę na makaron i ile soli należy do niej wsypać. Nie zdziwi nas jego niewiedza dotycząca diety syna i produktów, których powinien unikać, aby nie skończyło się to tragedią. Mamy bowiem do czynienia z mężczyzną, który podporządkował życie pod siebie i swoją pracę. Nieustannie gonił za marzeniami w świecie sztuki.
W filmie dostrzegamy kolosalną różnicę między głównym bohaterem a jego byłą żoną – dla Andy’ego życie rodzinne jest poświęceniem, natomiast dla niej była to oczywistość. To ciekawe wątki do eksplorowania, tym bardziej że nie ma wcale tak dużo historii skupiających się w całości na męskich emocjach związanych z życiem rodzinnym. Meyers-Shyer nie tylko bazuje na losach Andy'ego, ale też pokazuje innych mężczyzn, jak choćby Terry'ego (Michael Urie), wychowującego samotnie schorowanego syna. Ojciec roku przepełniony jest wrażliwym, ale często krytycznym podejściem do różnych ojcowskich postaw. Wydaje się to jeszcze ciekawsze, gdy dojdzie do nas, że wyszło to właśnie od kobiety. I mimo że za moment będę punktował mniej udane elementy, to ostatecznie można uznać ten film za cenny i ważny.
Reżyserce udaje się z lekkością przedstawić te mniej dramatyczne momenty. Istnieje jednak fundamentalny problem z oceną głównego bohatera. Z jednej strony jest on piętnowany za liczne (nie)ojcowskie postawy. Z drugiej zaś film ma dla niego dużo ciepła i sympatii, tak jakby bez problemu dało się każdą sytuację rozbroić żartem lub miłym słówkiem. Keaton jest bajerantem i skutecznie przełożył to na swoją postać, przez co trudniej jest zrozumieć intencję twórczyni. Jak wspomniałem, punkt wyjścia nie jest skomplikowany, ale intryguje. Jednak główny bohater nie dochodzi moim zdaniem do żadnej satysfakcjonującej konkluzji. Nie widzimy, aby coś w nim się realnie zmieniło, a ewentualną przemianę determinują nie jego własne decyzje, ale sytuacje praktycznie niezależne od niego.
Jest też w filmie Meyers-Shyer coś sztucznego. Produkcja stara się pokazać bohatera mocno skupionego na swojej pracy, przedstawiciela bohemy (jak stwierdziła jego córka), jednak nie jest to w żadnym wypadku odczuwalne – niby jada służbowe kolacje i myli imiona dzieci, ale trudno uwierzyć, że jego egocentryzm mógł być tak długo tolerowany. Andy jest czarujący, niezwykle bystry i zabawny. Michael Keaton czuje się w takich kreacjach jak ryba w wodzie, ale trudno traktować go na poważnie.
Na szczęście Ojciec roku wyróżnia się dobrym tempem i sprytnym przeplataniem tego, co wesołe, z tym, co smutne. Dochodzi do wielu zabawnych sytuacji z udziałem Andy'ego w nowej roli, a jego bliźniaki porażają szczerością i celnymi uwagami. Nie brakuje kilku tzw. oscar baitów, czyli scen przygotowanych z myślą o oscarowych nominacjach. Keaton i Kunis dają znakomite występy i są w stanie "przypudrować" sporo wad.
Nie jest to film, który zmarnuje Wasz czas, nawet jeśli aspekty związane z zawodem kuratora sztuki wydają się Wam nieco obce i mało przyziemne, a droga, którą przebył bohater, nie będzie satysfakcjonująca. Bywa i tak, że nawet wady mogą stać się ciekawym przyczynkiem do dyskusji. Film Meyers-Shyer skłania do zastanowienia się, czy bohater dochodzi do jakiejś konkluzji. Na pewno nie będzie to dzieło odnoszące sukcesy w sezonie nagród (mimo wielu starań), ale nie umniejsza to jego wartości.
Poznaj recenzenta
Michał KujawińskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1957, kończy 67 lat
ur. 1952, kończy 72 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1987, kończy 37 lat
ur. 1974, kończy 50 lat