Opiekunka: Demoniczna królowa – recenzja filmu
Nieoczekiwany sukces filmu Opiekunka w 2017 roku (w roli głównej - fantastyczna, charyzmatyczna Samara Weaving) musiał pociągnąć za sobą kontynuację. Reżyser McG wydawał się doskonale rozumieć konwencję horroru i swobodnie nią manipulować.
Nieoczekiwany sukces filmu Opiekunka w 2017 roku (w roli głównej - fantastyczna, charyzmatyczna Samara Weaving) musiał pociągnąć za sobą kontynuację. Reżyser McG wydawał się doskonale rozumieć konwencję horroru i swobodnie nią manipulować.
Oryginalny scenariusz, przetykany uwypuklonymi kliszami, i naprawdę ciekawa relacja głównych bohaterów sprawiły, że film zaskarbił sobie sympatię widzów i choć sam daleki byłem raczej od wielkiego entuzjazmu, nie mogłem odmówić mu uroku i zaprzeczyć, że seans dostarczał sporą dawkę nienajgorszej rozrywki. Niestety, mimo powrotu McG na stołek reżysera i większości głównej obsady na plan, kontynuacja pt. Opiekunka: Demoniczna królowa jest filmem od oryginału znacznie gorszym.
W poprzedniej odsłonie chłopiec imieniem Cole zakochuje się w swej opiekunce, Bee (dziewczynie lubianej, popularnej, sympatycznej i pięknej). Pewnego wieczora, gdy Bee po raz kolejny opiekuje się chłopcem, jest on świadkiem makabrycznych i krwawych wydarzeń: obiekt szczenięcych westchnień okazuje się powiązaną z pewną mroczną sektą morderczynią. Teraz, dwa lata po pokonaniu opiekunki, Cole wciąż próbuje dojść do siebie, niestety, niemal nikt nie wierzy w jego historię, rówieśnicy wciąż się nad nim znęcają, a rodzice chcą leczyć go psychiatrycznie. Gdy decyduje się na wspólny weekendowy wyjazd z przyjaciółką, koszmar powraca – Cole ponownie musi zmierzyć się z siłami ciemności; z martwych powstają wszyscy dawni sojusznicy Bee.
W Killer Queen twórcy wręcz bombardują nas dziwacznymi popkulturowymi odniesieniami – jest ich tak dużo, że niewiele wspólnego mają z uatrakcyjniającą seans żonglerką, a zdają się raczej upychane na siłę: wielokrotnie dziwi ich dobór, zdający się nie wynikać z zamiaru przeprowadzenia błyskotliwego metadialogu, a raczej chęci bezmyślnego odhaczenia kolejnej aluzji, pal licho, czy trzyma się kupy.
Pomijając ten element, który zasługiwał, moim zdaniem, na osobny akapit, Demoniczna królowa jest filmem najzwyczajniej w świecie mniej kompetentnie napisanym i zrealizowanym. Historia wydaje się złożona z przypadkowych pomysłów, pośpieszna i niezdarna; fabuła próbuje zakręcać i zaskakiwać, nie potrafi jednak wciągnąć. Ani śladu po prostej, nienachalnie mrugającej do widzów okiem opowieści z pierwszej części, w której atrakcyjne osoby traciły życie w spektakularny sposób; ani śladu charyzmatycznego, przerażająco-zabawnego występu na miarę Weaving.
Problemem wielu sequeli jest realizowanie ich z zamysłem brzmiącym "to samo, tylko bardziej". I tu nieszczęśliwie spełnia się ten desperacki przesadyzm, a przecież niepozorność i dziwaczność jedynki to coś, co musi wiele stracić przy próbach odtwórstwa. Ostatecznie musieliśmy otrzymać znacznie mniej intrygującą powtórkę z rozrywki podbitą uporczywymi staraniami podrasowania tych samych rozwiązań, co siłą rzeczy nie sprawia już frajdy. No, może odrobinę.
Poznaj recenzenta
Michał JareckiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat