Opowieść podręcznej: sezon 2, odcinek 12 – recenzja
Wkroczyliśmy właśnie w kolejny etap udręczania June. Tym razem cierpienia głównej bohaterce dostarcza bolesna rozłąka z nowonarodzoną córką. Katusze kobiety pokazane są w bardzo emocjonalny i obrazowy sposób, ale nie da się oprzeć wrażeniu, że serial od kilku epizodów nie może poradzić sobie z zadyszką fabularną.
Wkroczyliśmy właśnie w kolejny etap udręczania June. Tym razem cierpienia głównej bohaterce dostarcza bolesna rozłąka z nowonarodzoną córką. Katusze kobiety pokazane są w bardzo emocjonalny i obrazowy sposób, ale nie da się oprzeć wrażeniu, że serial od kilku epizodów nie może poradzić sobie z zadyszką fabularną.
Jeśli będziemy odczytywać Opowieść podręczną jako parabolę przedstawiającą w metaforyczny sposób zgryzoty współczesnych kobiet, to bieżący odcinek jest idealnym materiałem do takich rozważań. Panie będące ofiarami szowinizmu na co dzień, przez okres ciąży muszą znosić dzielnie dolegliwości fizyczne i psychiczne, a po narodzinach następuje natężenie wysiłku na każdym polu. Utrata dziecka przez Fredę w takim momencie wprowadza jej ból na nowy poziom. Mimo że instynkty macierzyńskie zostają brutalnie niezaspokojone, to jeszcze musi walczyć ze wszystkimi dolegliwościami związanymi z wczesnym rodzicielstwem.
Drugi wątek epizodu, czyli ucieczka żony Nicka z ukochanym, również świadczy o smutnym losie współczesnych kobiet. W tym przypadku jednak mamy dużo prostszą historię opowiadającą o czystej miłości i nieczułym świecie, który ją niszczy. Eden pod wpływem rozmowy z June odkrywa, co jest w życiu naprawdę ważne i wybiera głębokie uczucie, nawet kosztem swojego życia. Tego wątku również nie można traktować inaczej jak pewnej przypowieści odnoszącej się do naszej rzeczywistości. Świat, w którym żyjemy, nie pozwala kobietom decydować o własnym losie. Czasem trzeba poświęcić miłość, aby spokojnie bytować. Alternatywa nie nastraja optymistycznie.
Jako część opowieści z przesłaniem można uznać również rolę Sereny w całym tym dramacie. Kobieta, mimo innej pozycji społecznej i negatywnych emocji, które nią targają, po raz kolejny solidaryzuje się z przedstawicielką swojej płci. Czy zgoda na nakarmienie dziecka piersią przez matkę biologiczną związana jest jedynie z troską o los Nicole, czy pani Waterford chciała również ulżyć w cierpieniu June? Jej wyraz twarzy w ostatnich minutach mówi wiele. Serena Joy odczuwa ulgę, widząc radość Fredy oraz obserwując, jak potrzeby matki i dziecka realizowane są w sposób naturalny. Sama nigdy tego nie doświadczy, dlatego też podświadomie odczuwa spełnienie, obserwując spokój emanujący z tej dwójki. Bohaterka, mimo że wciąż dopuszcza się przerażających czynów, znajduje się na dobrej drodze do przemiany wewnętrznej. Nie jest w stanie oszukać swojej natury. Mimo że pozornie zajmuje w społeczeństwie inne miejsce niż podręczne, jako kobieta w tym patologicznym systemie również podlega dyskryminacji.
Schematom wymyka się nieco historia Emily i jej nowego „właściciela”, choć i tu obecne są fabularne klisze. Starszy, zgorzkniały mężczyzna przyjmuje pod swój dach młodą kobietę. Komendant Lawrence to intrygujący, tajemniczy jegomość, którego rola na razie jest niewiadomą. Da się jednak zauważyć w tej postaci pewne empatyczne cechy, mimo wypełniającego go mroku. Dobrze, że w opowieści pojawił się taki wątek, bo wprowadza nową jakość i nieco świeżości do serialu.
Losy Fredy, mimo silnego przesłania, emocjonalnych chwytów i wiele dających do myślenia motywów, fabularnie toczą się zbyt wolno. Nie chodzi tutaj o nieśpieszną wiwisekcję charakterów poszczególnych bohaterów, obszerną eksploatację świata czy ślamazarne budowanie klimatu. Powyższe kwestie są obecne, ale nie stanowią wady serialu. Problem pojawia się wtedy, gdy twórcy poświęcają zbyt dużo czasu postaci granej przez Elisabeth Moss. Można odnieść wrażenie, że realizatorzy postawili sobie za punkt honoru pokazanie wszelkiego rodzaju cierpienia, którego doświadcza główna bohaterka. Być może mamy tu do czynienia z kolejnymi symbolami, jednak nie służy to odcinkowej opowieści.
Dostajemy więc długie najazdy na twarz June. Obserwujemy ją leżącą na podłodze, skuloną w sobie czy podłączoną do laktatora. Wielokrotnie jej oblicze wypełnia cały ekran, tak aby widzowie czasem nie przegapili załzawionych oczu czy innych grymasów cierpienia. Podobne motywy są obecne już od pierwszych sezonów. Opowieść podręcznej to historia June. Twórcy nie tylko pokazują nam wydarzenia mające miejsce wokół niej, ale też to co się dzieje wewnątrz bohaterki. Elisabeth Moss czasem wywiązuje się ze swoich aktorskich obowiązków zadowalająco, innym razem nie. Momentami jej zachowawcza mimika razi, innym razem imponuje. Przy tak dużej koncentracji fabuły na jej postaci nie da się uniknąć lepszych i gorszych chwil.
Moim zdaniem takich motywów jest zdecydowanie za dużo. Wiemy, że June cierpi, zdajemy sobie sprawę z jej bólu. Zostawmy więc życie wewnętrzne tej dziewczyny i skupmy się na dramatycznych wydarzeniach wokół niej. Można oczywiście poświęcić takim motywom kilka chwil w danym odcinku, ale nie dajmy im zdominować charakteru całości. Warto zagospodarować cenne minuty ekranowe na pogłębienie innych wątków i poszerzenie postaci drugoplanowych. The Handmaid's Tale to przecież dużo bardziej złożona historia.
Źródło: zdjęcie główne: Hulu
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1961, kończy 63 lat