Opowieść podręcznej: sezon 2, odcinek 3 – recenzja
Po dwóch niezwykle mocnych odcinkach, przyszła pora, by nieco zwolnić tempo. Nie oznacza to jednak, że epizod numer 3 zawodzi – przeciwnie, ładunek emocjonalny wciąż jest bardzo duży, a losy głównej bohaterki niejednokrotnie wywołują uczucie ściśnięcia w gardle.
Po dwóch niezwykle mocnych odcinkach, przyszła pora, by nieco zwolnić tempo. Nie oznacza to jednak, że epizod numer 3 zawodzi – przeciwnie, ładunek emocjonalny wciąż jest bardzo duży, a losy głównej bohaterki niejednokrotnie wywołują uczucie ściśnięcia w gardle.
Drugi sezon The Handmaid's Tale rozpoczął się zaskakująco mocno. Twórcy od samego początku postanowili zasygnalizować nam, że tym razem doświadczymy jeszcze większych potworności i jeszcze silniejszego przerażenia. W odcinku numer 3 wracamy do June zamkniętej w pustostanie wydawnictwa, czekającej już tylko, by ruszyć naprzód. Wyraźnie pokazuje to także sama scena otwierająca, w której June uprawia jogging po pomieszczeniach biurowca. Sceny rozgrzewki czy przeszukiwania wycinków gazet i dokumentów wyglądają zupełnie jak przygotowanie do walki. Bo rzeczywiście, najtrudniejsza walka wciąż jest jeszcze przed nią, jednak bez znaczenia, jak szybko będzie biegać, czy ile archiwów odkurzy - i tak nie da się do niej przygotować.
Sam tytuł odcinka (Baggage) sugerować może właśnie to, w jakiej sytuacji znajduje się obecnie nasza June. Uciekając od pozycji uprzedmiotowionej podręcznej, w dalszym ciągu jest przedmiotem – bagażem, który przekazuje się z rąk do rąk, z pojazdu do pojazdu, z przyczepy ciężarówki, do luku bagażowego samolotu. Choć czuje już na ustach przedsmak wolności, do pełnej satysfakcji i spokoju jeszcze bardzo długa droga – fakt, iż jakimś cudem udało jej się zabrnąć tak daleko, nie oznacza, że cała dalsza przeprawa pójdzie jak z płatka. Dość dobitnie sprowadzono nas na ziemię końcowym cliffhangerem, w którym June zostaje wywleczona z samolotu, wpadając jeszcze głębiej w otaczający ją koszmar. Po subtelnie budowanym napięciu we wcześniejszych scenach, ten moment okazuje się niezwykle dobijający – cała nadzieja pryska. Nie tylko z June, ale także z samego widza.
Poza wątkiem głównej bohaterki, w bieżącym odcinku mamy jeszcze dwa wątki towarzyszące – jeden skupia się na przebywającej w Kanadzie Moirze, zaś drugi, retrospektywny, na matce June, która była jej całkowitym przeciwieństwem. Zastanawiając się nad tym, dlaczego to akurat teraz kobieta powraca do swojej córki echem, nie da się nie zauważyć, że June niejako porównuje się do niej. Matka, którą przez całe życie uznawała za ekscentryczkę, stała się dla niej symbolem walki, uosobieniem buntu przeciwko systemowi, któremu grała na nosie już lata temu, trafnie przewidując nadchodzącą zagładę. I choć jako rodzic prawdopodobnie niejednokrotnie zawodziła swoje dziecko, koniec końców jest jej to wybaczone. June powraca myślami do matki, bo w chwili obecnej znalazła się w podobnej sytuacji – ona również opuściła swoją córkę i ona również może mieć sobie wiele do zarzucenia. Teraz jednak musi oderwać się emocjonalnie od dziecka i walczyć o własne życie.
Odcinek numer 3 jest bardzo refleksyjny, bardzo często przesiadujemy w głowie głównej bohaterki i wraz z nią robimy swego rodzaju rachunek sumienia. Sceny retrospektywne z matką są może i oszczędne w słowa, jednak bardzo wymowne – zarówno za sprawą uśmiechu na twarzy starszej kobiety, jak i słońca zaglądającego przez szyby w jadącym samochodzie, czy dynamicznej muzyki z radia. Mimo wcześniejszych łez i wątpliwości June, twórcy budują pozytywny wizerunek jej matki, czyniąc z niej pewną ikonę. Działa to na emocje i jednocześnie pozwala na zaprzyjaźnienie się z nową bohaterką, nawet mimo tego, że na ekranie pojawia się tak rzadko. Swoją drogą, Cherry Jones wypada w tej roli bardzo przekonująco.
Wątkiem, który budzi na razie najmniejsze emocje, jest wątek Moiry. Widać wyraźnie, że choć jest kobietą wolną i może żyć jak chce, czegoś jej brakuje. To oczywiste, że w głębi duszy tęskni za June i prawdopodobnie planuje dla niej ratunek, jednak sceny z jej udziałem wprowadzają do fabuły bieżącej tak naprawdę niewiele. Nie czuję z nią emocjonalnej więzi, prawdopodobnie potrzeba nieco więcej czasu by w ogóle wczuć się w jej sytuację - w chwili obecnej sceny z jej udziałem wydają mi się nieszczególnie potrzebne i tak naprawdę nieszczególnie ciekawe. Nie da się jednak ukryć, że Moira i Luke są przedstawieni jako iskierka nadziei, do którą na horyzoncie być może czuje już June – przy czym tak naprawdę tylko my jako widzowie wiemy, że ta nadzieja faktycznie może się spełnić. June idzie naprzód, jednak nieco na oślep i momentami aż chciałoby się powiedzieć jej, jak niewiele jeszcze brakuje. Zestrzelony samolot, którym miała udać się do Kanady, nawet we mnie rozpalił radość i poczucie, że teraz już wszystko będzie dobrze. Niestety, to wciąż dopiero początek.
Ważnym wątkiem, który porusza odcinek bieżący, jest również starcie dwóch rzeczywistości. Widać to zwłaszcza wtedy, gdy June zostaje przemycona do nowej rodziny, wyznawców innego Kościoła. To wciąż system w najczystszej postaci, jednak w nieco łagodniejszej wersji niż ta, którą zapamiętała główna bohaterka. Nową perspektywę serialowi daje również dziecko – kilkuletni Adam jest jeszcze bardzo ufny i w przeciwieństwie do swojej uprzedzonej matki, akceptuje June i proponuje jej wspólną zabawę. Tak więc owszem, jest w tym świecie jeszcze nadzieja na to, że kiedyś będzie normalnie. Choćby wątła, choćby pod postacią dziecka - to wciąż nadzieja, której trzeba się trzymać. Jestem ciekawa co stało się z tą rodzinką – tego, że mężczyźnie przyjdzie zapłacić za swój akt miłosierdzia można było się spodziewać w zasadzie, jak tylko zapakował June do swojego samochodu. Ciekawa jestem jednak, czy to rzeczywiście pech chciał, by zostali wydani, czy oni sami postanowili sprzedać kobietę służbom? Tego nie wiadomo i nie powiedziane, że w ogóle poznamy prawdę.
W porównaniu z dwoma pierwszymi odcinkami, epizod numer 3 jest raczej powolny. Nie ma bieżącej akcji, trzymającej w napięciu ucieczki, stania twarzą w twarz z widmem śmierci. June niczym mysz przemyka niepostrzeżenie między kolejnymi światami, uosabiając jedną wielką niepewność. Bardzo widać to także po samej pracy kamery, która w tym odcinku skupia się przede wszystkim na jej twarzy, mówiąc niejako: „Nie rozglądaj się, skup się, dasz radę”. Widać wyraźnie, jak dużo dzieje się w jej głowie i wcale nie trzeba mówić o tym wprost, byśmy my jako widzowie odczuli budowane napięcie. Co będzie dalej? W chwili obecnej trudno nawet przypuszczać. Za bieżący odcinek ode mnie 8/10. Odliczam do kolejnego tygodnia.
Źródło: zdjęcie główne: Hulu
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1946, kończy 78 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1979, kończy 45 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1978, kończy 46 lat