Orphan Black: sezon 5, odcinek 1 – recenzja
Serial Orphan Black powraca właśnie z ostatnim sezonem. W związku z tym mamy wielkie oczekiwania i nadzieje, a zeszłoroczna nagroda Emmy dla Tatiany Maslany zaostrza jedynie apetyt na nadchodzące wydarzenia. A jest się z czego cieszyć, bo akcja zaczyna się tam, gdzie zakończono ją poprzednio - na tajemniczej wyspie Neolucjonistów.
Serial Orphan Black powraca właśnie z ostatnim sezonem. W związku z tym mamy wielkie oczekiwania i nadzieje, a zeszłoroczna nagroda Emmy dla Tatiany Maslany zaostrza jedynie apetyt na nadchodzące wydarzenia. A jest się z czego cieszyć, bo akcja zaczyna się tam, gdzie zakończono ją poprzednio - na tajemniczej wyspie Neolucjonistów.
Akcja premierowego odcinka jest bezpośrednią kontynuacją poprzedniego sezonu. Praktycznie w całości skupia się w jednej lokacji, w końcu udzielając kilku ważnych informacji na temat wioski, do której trafiła poprzednio Cosima. Owiana do tej pory tajemnicą wioska Revival wydaje się być pseudohipisowską komuną, w której każdy z członków ma swoje zadanie do wykonania, by całość - jako jeden wspólny organizm - mogła funkcjonować i przynosić profity. Rzecz w tym, że jest to serce Neolucji, a jej ojciec, Pan Westmoreland, mógłby być raczej jej prapradziadkiem niż założycielem. Rzekomo ma on 170 lat, a mieszkańcy Revival obdarzają go kultem niczym jednego z bogów. I całość wydaje się być nawet ciekawa, gdyby nie fakt, że póki co osada jest uboga w nowoczesne technologie umożliwiające zaawansowane badania genetyczne. To jeden z pierwszych zgrzytów, który jednak w przyszłości może być łatwo rozwiązany.
Poprzedni sezon zostawił tzw. Clone Club w całkowitej rozsypce, rozdzielając siostry nie tylko przestrzennie, ale również i ideologicznie. I każdy z klonów musi chwilowo zająć się swoimi sprawami, bo nad ich głowami wisi niebezpieczeństwo bezpośrednio zagrażające ich życiu. Sarah Manning, cierpiąca od rany zadanej przez Rachel, słania się w bólach, próbując wydostać się z wyspy. Obecnie jej jedynym celem jest powrót do domu i odnalezienie Kiry i Pani S., które przetrzymuje Ferdynand. Sarah, zgodnie ze swoją naturą, szybko opatruje rany, używając do tego zwykłego tamponu (!), a ogień rozpala wykorzystując do tego rzeczy, które ma pod ręka w kieszeni, w tym zdjęcie swojej własnej córki. Jest to jedna z kilku scen, które mają złapać serca widzów w stalowym uścisku, nie pozwalając im przejść obok nich obojętnie. Sarah próbuje dotrzeć do Cosimy, by razem z nią wrócić do domu. Krótkie, ale emocjonujące spotkanie sióstr uzmysławia odmienne drogi, jakie muszą obrać bohaterowie, by ostatecznie zakończyć walkę z Neolucją. Cosima od zawsze była zakochana w nauce, a jej potrzeba by zrozumieć puzzle łamigłówki była silniejsza niż wszystko inne, nawet więzy rodzinne. Odrzuca zatem propozycje swojej siostry, by z nią wrócić do domu. W zamian decyduje się pozostać w wiosce i podążać za „szaloną nauką”, a w której centrum właśnie się znajduje. Oczywiście na jej decyzję ma również wpływ Delphine, choć zapewne razem będą próbować rozwiązać cały ten inżynieryjno-genetyczny bałagan.
W międzyczasie w sercu jednego z parków narodowych znajdują się Hendrixowie i Helena, której ciąża jest już w bardzo zaawansowanym stanie. Jak zwykle ta trójka nie zawiodła oczekiwań i dostarcza niebanalnej rozrywki wypełnionej gagami sytuacyjnymi i ironicznym poczuciem humoru. Niestety i na tym froncie sytuacja szybko komplikuje się, ostatecznie zostawiając ranną Helenę pod opieką Donniego, a Alison zostaje porwana przez detektywa Arta i jego nową partnerkę w pracy. Art, mając związane ręce poprzez szantaż, póki co nie może nic zdziałać na korzyść klonów, choć raczej nie należy przekreślać całkowicie jego postaci. Wyraźnie też dało się odczuć brak Felixa, którego kilkusekundowe pojawienie się na ekranie było zdecydowanie niewystarczające. Szczerze mówiąc, tych kilka momentów z jego udziałem nie pozwoliło przywyknąć do jego dość specyficznej postaci i, mimo całej sympatii, jego wątek wyszedł najgorzej w całym odcinku.
Premierowy odcinek kończy się małym cliffhangerem dotyczącym postaci Rachel. Jak się okazuje, najokrutniejsza z klonów dopięła swego i osiągnęła kolejny szczyt władzy. Została mianowana jednym z najbliższych współpracowników tajemniczego pana Westmorelanda. Po bezpośredniej u niego wizycie wydaje się, że dokonano na niej drobnego prania mózgu. Jako dowód może posłużyć fakt, że pomogła Cosimie zaaplikować zastrzyk z lekarstwem, które ostatecznie ma zlikwidować śmiertelną chorobę, na którą cierpią klony. Ewidentnie Rachel potrzebuje Cosimy, by dalej rozwijać technologię Neolucjonistów, ale wszyscy, nauczeni doświadczeniem, wiemy, że nie należy ufać Rachel pod żadnym pozorem. A już zwłaszcza Cosima powinna trzymać się od niej z daleka.
Orphan Black dobrze rozpoczyna sezon, ciekawie balansując pomiędzy wprowadzeniem nowych wątków, a kontynuowaniem starych. Jak zawsze można jedynie podziwiać umiejętności aktorskie Tatiany Maslany, które ponownie wkłada serce w każdą pojedynczą postać, nadając im niepowtarzalną charyzmę. Pierwszy odcinek nowego sezonu jest jak powrót do domu po długich wakacjach. Przyjemnie jest rzucić okiem, jak sobie radzą poszczególni członkowie rodziny i dowiedzieć się, co nowego się wydarzyło. Co prawda serial nie oszczędza swoich bohaterów, ale nie oszukujmy się - czekaliśmy na to z niecierpliwością. Na akcję, na konflikty, ciężkie decyzje i emocje. I to wszystko dostaliśmy.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Paulina WiśniewskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat