Orphan Black: sezon 5, odcinek 10 (finał serialu) – recenzja
Finałowy odcinek nie rozczarowuje i zamyka ostatecznie wątek DYAD i Neolucjonistów. Kładzie też bardzo duży nacisk na rodzinę i to właśnie na tym pojęciu kończy się serial.
Finałowy odcinek nie rozczarowuje i zamyka ostatecznie wątek DYAD i Neolucjonistów. Kładzie też bardzo duży nacisk na rodzinę i to właśnie na tym pojęciu kończy się serial.
Śmiało można powiedzieć, że Orphan Black ma szczęśliwe zakończenie. Nie obyło się bez kilku chwil grozy i mocnych akcentów, ale koniec końców dostajemy happy end w starym, dobrym stylu. Moim zdaniem jest to jedno z najlepszych rozwiązań, jakie mogło się przytrafić serialowi. Serial przez lata obfitował w dramatyczne wydarzenia, posiada też na swoim koncie spory licznik zgonów, zarówno po stronie pozytywnych postaci, jak i antagonistów. Słodkie i bezpieczne zakończenie jest w gruncie rzeczy tym, czego najmniej można się było spodziewać po serialu.
Pierwszy akt odcinka stanowił bezpośrednią kontynuację wydarzeń z poprzedniego epizodu. Helena i Sarah uwięzione w starej części budynku DYAD próbują uciec mimo porodu, który właśnie się zaczął. Jest to typowa zabawa w kotka i myszkę, w której Virginia oraz P. T. Westmoreland chcą dopaść dzieci Heleny bez względu na wszystko. Serial stanął na wysokości zadania i końcowe sceny oglądało się bardzo dobrze. Został zachowany balans pomiędzy czystą akcją i podchodami a brutalnym rozwiązaniem poszczególnych wątków. Nie ma co się oszukiwać, Orphan Black wielokrotnie pokazał, że jeśli idzie o pozbawienie kogoś życia, stawiają na proste, ale skuteczne sposoby. Nie inaczej było tym razem. Nie przeciągano w nieskończoność kluczowych scen. Jak można było sobie życzyć, P. T. Westmoreland zginął z rąk Sary, a jego śmierć była szybka i konkretna. Dokładnie taka, o jakiej się myśli, jeśli chce się pozbyć największego zagrożenia dla własnego życia. Nie było zbędnego gadania, pławienia się w wyznaniach. P. T. Westmoreland próbował jeszcze kilku argumentów, ale Sarah zrobiła to, na co wszyscy czekaliśmy. Poczucie satysfakcji i wewnętrznego spełnienia, jakie dostarczyła ta scena, jest na naprawdę wysokim poziomie.
Kulminacyjna scena pierwszego aktu, czyli poród bliźniaków Heleny, stanowi jedną z najciekawszych tego typu scen w świecie telewizji. Scenarzyści posłużyli wspomnieniami Sary i jej własnego porodu, umiejętnie przeplatając je z czasem teraźniejszym i sytuacją Heleny. Z wielką przyjemnością zobaczyłam ponownie Panią S., która pojawiła się we flashbackach. Całość stanowiła przepiękną sekwencję obrazów ukazujących, jak wiele wysiłku kosztuje przyjście nowego pokolenia na świat. Scena porodu jest tym bardziej symboliczna, że zarówno Helena, jak i Sarah są bliźniakami, co podkreślono poprzez retrospekcję z porodu Kiry. Ta scena kończy również pewien etap serialu: dzieci Heleny rodzą się jako wolni ludzie, na ich zycie nie czyhają ani DYAD, ani Neolucjoniści. Są nowym początkiem, mimo że kończą kilkuletnią historię serialu.
Druga część odcinka znacząco różni się od jego początku. Wydarzenia dzieją się kilka tygodni/miesięcy później, a w świecie klonów zapanował pokój. Donnie i Alison wyprawiają nieco spóźnione, ale jakże upragnione przez Helenę baby shower, zapraszając najbliższą rodzinę. Wydaje się, że wszyscy osiągnęli wewnętrzny spokój - wszyscy oprócz Sarah. Widzimy ją w lekkiej rozsypce, nieradzącej sobie do końca z opieką nad Kirą. Szykuje się ona również do testu, by podnieść swoje kwalifikacje i móc znaleźć lepszą pracę. Przez chwilę miałam obawy, że scenarzyści “naprostują” ścieżki Sarah i będą chcieli zrobić z niej perfekcyjną panią domu pokroju Alison. Nic bardziej mylnego, Sarah pozostała sobą i nie dała zamknąć się w ryzach grzecznej dziewczynki. Rezygnuje z testu i z wielkimi wyrzutami sumienia pojawia się na imprezie, gdzie dopiero po jakimś czasie przyznaje się do tego, jak kiepską czuje się matką.
Tak naprawdę był wstęp do flagowej sceny serialu. Orphan Black słynie z tego, że pozwala swoim kluczowym klonom spotkać się w jednym miejscu i świętować ten krótki moment bycia razem. Nie inaczej było i teraz, a Sarah, Cosima, Alison oraz Helena usiadły w ogrodzie, by wyjaśnić sobie kilka spraw. Wyjaśnić i przede wszystkim umocnić ich więź, co ostatecznie podkreśla istotę serialu: klony może i posiadają identyczne DNA, ale każda z tych postaci jest inna, niepowtarzalna. Są jednak rodziną z ich własnego wyboru. Poprzez postać Heleny, a zwłaszcza jej dziennik, który prowadziła od jakiegoś czasu, serial porusza nawet sprawę własnego tytułu. Orphan Black tak została nazwana spisana przez Helenę historia, a która opisuje ich własne życie i walkę z Neolucjonistami. Scena w ogrodzie, jak kilka poprzednich tego typu, zachwyca idealnym montażem. Bez najmniejszego problemu daje się oszukać moim oczom i mimo że wiem, iż wszędzie gra Tatiana Maslany, to w dalszym ciągu dostrzegam Helenę, Sarah, Alison oraz Cosimę. Każdą osobno, tak jakby były prawdziwe. Jeśli ktoś kiedykolwiek ma wątpliwości odnośnie do magii telewizji, koniecznie powinien zobaczyć tę scenę. Przepiękny montaż oferujący niezapomnianą dawkę emocji.
Finałowy odcinek nie szczędził czasu na pożegnanie się z widzami. Epilog, czyli “żyli długo i szczęśliwie”, obfitował w następujące po sobie sympatyczne sceny kończące wątki wszystkich klonów, zadowalając tym samym rosnące przez lata oczekiwania widzów. Rachel ostatecznie udostępniła listę nazwisk wszystkich klonów, wraz z lokacjami i historią przeżytych chorób. Sama natomiast rozpoczyna swoje nowe życie z dala od Sarah i reszty grupy. Delphine i Cosima ruszyły w podróż po całym świecie, oferując klonom lekarstwo na ich chorobę. Są niczym superbohaterki: razem ramię w ramię ratują kolejne życia. Donnie i Alison pomagają Helenie przy opiece nad bliźniakami. Chłopcy, którzy początkowo nazywani byli Pomarańczowy i Fioletowy, w końcu dostali prawdziwe imiona: Donnie oraz Art. Sarah natomiast, zdecydowała się zostać w domu Pani S. i spróbować mimo wszystko stworzyć tam prawdziwy i bezpieczny dom dla Kiry. Serial kończy się sceną, w której Felix, Sarah i Kira jadą nad wodę, spędzić rodzinne popołudnie. Ostatnie ujęcie pustego, ale przytulnie umeblowanego salonu, skąpanego w ciepłym słońcu kończy serial, dając widzom poczucie, że wszystko będzie już dobrze, a nasi bohaterowie są po prostu bezpieczni. W domu, z rodziną.
Osobiście, w całości kupuję takie zakończenie. Nie potrzebuje nic więcej, czuje się w pełni usatysfakcjonowana. Przez pięć sezonów fabuła serialu rozpieszczała mnie i resztę widzów, na przemian szokując i rozśmieszając, by zaraz potem znów zaskoczyć niebanalnym zwrotem akcji. Dużo krwi się przelało, jeszcze więcej łez popłynęło. Ta chwila nadziei na koniec jest wisienką na torcie serialu, której teraz brakuje we współczesnej telewizji. Oczywiście, będąc choć odrobinę obiektywnym, doskonale zdaję sobie sprawę, że główna fabuła okazała się być nad wyraz prosta, a całość można było rozwiązać, zabijając kilka osób. Nie przeszkadza to jednak za bardzo, bo Orphan Black przez lata zdobył serca i miłość fanów, także takie spokojne i pozytywne zakończenie jest zatem ukłonem w ich stronę.
Orphan Black kończy swoją karierę jako jeden z lepszych seriali dramatycznych z elementami science fiction. Kończy ze smakiem i klasą. Aż chce się powiedzieć: "Cóż to była za przygoda!". Może to i koniec serialu, ale główne bohaterki: Sarah, Cosima, Alison oraz Helena pozostaną w pamięci widzów na kolejne długie lata.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Paulina WiśniewskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat