Ostatni okręt: sezon 3, odcinek 7 i 8 – recenzja
Kto dotarł do trzeciego sezonu Ostatniego okrętu, ten wie, że nie ogląda się go dla inteligentnej fabuły czy ciekawych postaci, lecz dla zwykłej, prostej rozrywki wypełnionej wybuchami, strzelaninami i konfrontacjami bohaterskiej załogi amerykańskiego okrętu Nathan James z groźnymi wrogami. Co ważniejsze, serial potrafi zaskoczyć cliffhangerem, którego nie powstydziłoby się kilka innych produkcji akcji. Tak właśnie było w dwóch najnowszych odcinkach.
Kto dotarł do trzeciego sezonu Ostatniego okrętu, ten wie, że nie ogląda się go dla inteligentnej fabuły czy ciekawych postaci, lecz dla zwykłej, prostej rozrywki wypełnionej wybuchami, strzelaninami i konfrontacjami bohaterskiej załogi amerykańskiego okrętu Nathan James z groźnymi wrogami. Co ważniejsze, serial potrafi zaskoczyć cliffhangerem, którego nie powstydziłoby się kilka innych produkcji akcji. Tak właśnie było w dwóch najnowszych odcinkach.
The Last Ship to taki serial, w którym często absurd goni absurd. Wiele wydarzeń rozgrywających się w tej produkcji jest oderwanych od rzeczywistości i mało prawdopodobnych. Nierzadko też scenarzystów ponosi wyobraźnia, czego efektem jest brak jakiejkolwiek logiki czy konsekwencji. Weźmy pierwszy przykład z brzegu: kilka odcinków wcześniej załoga Nathan Jamesa musiała korzystać z różnych taktycznych sztuczek, aby przepłynąć przez pole minowe, a w In the Dark wystarczyło przekazać ster zwykłemu piratowi, który owe miny morskie ominął slalomem niemal z zamkniętymi oczami. Nie wspominając, że dla urozmaicenia nerwowej sytuacji w międzyczasie rodziła jego żona, a poród odbierała osoba, której doświadczenie chirurgiczne ograniczało się do zszywania powierzchownych ran. Najważniejsze, że podtrzymany został mit amerykańskiego żołnierza (w tym przypadku marynarza) jako symbolu odwagi, prawości, poświęcenia, honoru i męskości. Jednego Ostatniemu okrętowi odmówić jednak nie można – serial potrafi być naprawdę emocjonujący. Wartka akcja, walka z czasem, ostrzały z broni/torped/rakiet, a czasem utrzymywanie widza w pełnym napięciu z sezonu na sezon jest coraz lepsze. Do tego nie brakuje cliffhangerów, które nie tylko zachęcają do cotygodniowego powracania do serialu, ale też potrafią zaskoczyć, tak jak w siódmym odcinku.
Samobójcza śmierć prezydenta Michenera zszokowała, choć z rozwoju fabuły tego epizodu można było przeczuć, że zanosi się na coś niedobrego. Wyjawienie opinii publicznej nieprzyjemnych faktów, które mieliśmy okazję poznać w poprzednim sezonie (dobry pomysł z powrotem Curtisa), wystarczyło, aby złamać człowieka. Michener był postacią doświadczoną przez los, ale mimo wszystko starająca się jak najlepiej wypełniać swoje obowiązki głowy państwa, dlatego trochę żal tego bohatera. Mark Moses znakomicie odnalazł się w tej roli, przekonująco grając osobę rozdartą i niestabilną psychicznie. Niełatwo było polubić tego bohatera ze względu na jego czyny, ale ostatecznie nabraliśmy do niego zaufania. To chyba jedyna postać w tym serialu, której charakter nie został uproszczony do granic możliwości. Za to teraz, po jego śmierci, rozpoczyna się kolejny etap historii: nowy prezydent, Howard Oliver (John Cothran), wydaje się być osobą odpowiednią na to stanowisko, ale zaślepia go władza i własne przekonania. To może być bardzo ciekawy zwrot w trzecim sezonie, bo pewnie zaognią się relacje między USA i Chinami, a to oznacza kolejną ekscytującą misję dla amerykańskiego okrętu wojennego dowodzonego przez Mike’a Slattery’ego oraz Toma Chandlera, którzy już mają na pieńku z prezydentem Pengiem.
Po tylu emocjach w siódmym odcinku kolejny nieco obniżył loty, ponieważ skupiono się bardziej na wątku tajemnicy kryjącej się za poczynaniami chińskiego prezydenta. Oczywiście nie mogło zabraknąć standardowych scen walki i ostrzału, ale jak na Ostatni okręt było zdecydowanie mniej widowiskowo. Pozwoliło to ograniczyć kolejne naciągane pomysły scenarzystów i płynnie przejść do rozwikłania zagadki przez naszych dzielnych bohaterów. Raczej łatwo było przewidzieć, że celem Penga jest ludobójstwo części Azji (zielona mgła była oczywistą podpowiedzią), ale wypowiedzenie tego na głos przez Chandlera nadało całej sytuacji powagi i grozy. Zapowiada się interesująca konfrontacja marynarki wojennej z chińską flotą.
Trzeci sezon Ostatniego okrętu jest inny niż poprzednie. Oglądamy więcej ruchów politycznych niż ratowania świata przed apokaliptyczną epidemią, choć ona wciąż jest w tle. Jako osoba „wychowana” na serialu 24 godziny widzę pewne podobieństwa między serialami (bliskie relacje na linii prezydent-główny bohater, obserwowanie poczynań głowy państwa od środka), ale również zaczynam podejrzewać, że ktoś z bliskiego otoczenia Olivera może okazać się tzw. kretem. Świadczy o tym chociażby zakłócany przekaz wideo oraz mało wiarygodni doradcy i fałszywi sprzymierzeńcy. W tym momencie postać Kary okazałaby się kluczowa dla fabuły, bo jak na razie jej rola biurowego popychadła jest rozczarowująca jak na byłą członkinię załogi bohaterskiego okrętu.
Ostatni okręt znajduje się w takim punkcie, że trudno przewidzieć, w jaki sposób potoczy się dalsza część historii w ostatnich odcinkach sezonu. Możemy być pewni jednego: będzie wybuchowo, wystrzałowo i nie zabraknie brawurowej akcji, jak to bywa w produkcjach, w których macza palce Michael Bay. O to w tym serialu chodzi - ma dostarczyć trochę niezobowiązującej rozrywki w czasie letnich wakacji i spełnia jak najbardziej te oczekiwania.
Źródło: fot. materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1979, kończy 45 lat