Ostatni okręt: sezon 4, odcinek 5 – recenzja
Nowy odcinek Ostatniego Okrętu nie zachwyca pod względem fabularnym, ani szybkiej akcji, którą wyjątkowo pozbawiono wszechobecnych ostrzałów i wybuchów, co w rezultacie mocno obnaża słabości tego serialu.
Nowy odcinek Ostatniego Okrętu nie zachwyca pod względem fabularnym, ani szybkiej akcji, którą wyjątkowo pozbawiono wszechobecnych ostrzałów i wybuchów, co w rezultacie mocno obnaża słabości tego serialu.
Nie często się zdarzają w The Last Ship naprawdę spokojne odcinki, w których więcej jest dialogów niż wybuchowej, pędzącej akcji. Co nie zmienia faktu, że jak przystało na serial sensacyjny są one powierzchowne, aby jedynie nakreślić nastroje panujące na statku. Z jednej strony dobrze, że nie zapomniano o czynniku ludzkim, bo żołnierze to nie maszyny i też mają uczucia. Ale z drugiej strony chciałoby się, aby te rozmowy między załogą brzmiały mniej topornie i także do czegoś prowadziły w kontekście fabularnym.
Choć Ostatni Okręt to przede wszystkim historia załogi Nathana Jamesa walczącej o zachowanie pokoju na świecie to w najnowszym odcinku wszystko kręciło się wokół Toma Chandlera. Nawet, jeśli akurat nie było go na ekranie to rozmowy dotyczyły właśnie jego. Z kolei jego autorytet pozwalał mu na uczestnictwo w opracowywaniu strategii dotyczącej wroga, którego celem jest przejęcie nasion. Mimo że jego rozwiązania brzmią ryzykowanie, to wydają się rozsądne, a przecież jego intuicja nigdy go nie zawodzi, jak Jacka Bauera w 24. Okręt potrzebuje takiego wsparcia, więc nie trudno można było przewidzieć, że Chandler powróci na stanowisko dowodzenia, co zostało przeprowadzone w trybie ekspresowym. Niepotrzebnie tylko miesza się w to kwestie przeznaczenia czy określeń typu „miejsce, do którego należy”, jakby był brakującym ogniwem, bez którego Nathan James nie zażegna międzynarodowego kryzysu, jakby tego nie robił przez ostatnie 16 miesięcy. Ostatni Okręt to serial science fiction, ale jest on na tyle przyziemny, że takie zdania brzmią niepoważnie i śmiesznie.
Niespodziewanie za sprawą Kathleen przypomniano widzom o Texie, który zginął w ostatnim odcinku trzeciego sezonu, ale raczej wolelibyśmy zapomnieć, jak słabo wyglądała jego śmierć. Kto wie, czy przeprosiny Chandlera w stosunku do córki tego bohatera nie były też formą skruchy twórców, za to, jak potraktowali tę sympatyczną postać. Co się stało to się nie odstanie. Oby tylko relacje między kapitanem i Kathleen nie przerodziły się w ojcowanie jej, bo to w tym serialu jest zupełnie niepotrzebne.
Ostatni Okręt jednak nie byłby sobą, gdyby zabrakło w nim choć jednej misji, która wymagała radarów, helikoptera lub wymachiwania bronią. Co prawda obyło się bez strzelaniny, bomb, torped i rakiet, to sytuacja na kutrze była pełna napięcia. Wydawało się, że w każdej chwili Burk wzbudzi panikę wśród przestraszonych ludzi, jakimś niechcącym wystrzałem z broni. Niby nic się nie wydarzyło, ale emocji nie brakowało. Na pierwszy rzut oka kuter transportujący uchodźców w jakiś sposób odnosił się do współczesnych problemów na Morzu Śródziemnym. Można by się nawet doszukiwać jakichś głębszych przesłań widząc bohatersko zachowujących się amerykańskich żołnierzy, którzy nie porzucą nikogo w potrzebie. Ale jednak bardziej chodziło o wprowadzenie postaci Harry’ego, który szpieguje dla swojego kraju i chce namówić Fletchera do wykradnięcia nasion. Od samego początku ten bohater wydawał się podejrzany i zupełnie nie zaskakuje, że teraz pewnie solidnie namiesza w zamiarach Nathana Jamesa. Niepokoi jednak to, że dalszy przebieg wydarzeń jest prosty do przewidzenia, a to ostatnia rzecz, jakiej potrzebuje ten serial.
O ile Tom Chandler to niezaprzeczalnie główny bohater Ostatniego Okrętu, tak znowu dużo uwagi poświęcono Mike’owi Slattery’emu. W kilku scenach pokazuje swoje ludzkie oblicze, gdzie otwarcie opowiada o halucynacjach z rodziną, które bardzo go poruszyły. Szkoda tylko, że Adam Baldwin nie jest mistrzem w odgrywaniu tego typu emocji, więc niestety trudno jest nam się wczuć w jego cierpienie. Poza tym twórcy w ten sposób podkreślają znaczenie narkotyku, który został mu podany. Możemy się spodziewać w kolejnych odcinkach rozwinięcia tego wątku, który na razie prezentuje się mizernie i niezachęcająco.
Wolniejsze tempo wydarzeń w nowym epizodzie Ostatniego Okrętu korzystnie wpłynęło na rozwój fabuły, ponieważ znowu będziemy oglądać Toma Chandlera w roli kapitana. Oby jego wzorem reszta załogi pozbyła się tych śmiesznych bród, bo może oni również nabiorą nowego blasku i świeżości. Poza tym spięcia na linii Chandler-Meylan zapowiadają niełatwą współpracę, co już teraz dodaje smaczku tej konfrontacji na mostku kapitańskim. Oby tylko historia nie szła jak po sznurku jak do tej pory i twórcy potrafili nas zaskoczyć jakimś ciekawym zwrotem akcji, bo na razie czwarty sezon nie zachwyca.
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat