Ostatnia szansa
W 19. i 20. odcinku Revolution ogląda się tak, jakby trzeci sezon był już dawno zamówiony. Być może twórcy naiwnie mieli na to nadzieję, ale niestety się przeliczyli. Do końca serialu pozostały tylko dwa epizody, ale zamkniętego zakończenia spodziewać się raczej nie możemy.
W 19. i 20. odcinku Revolution ogląda się tak, jakby trzeci sezon był już dawno zamówiony. Być może twórcy naiwnie mieli na to nadzieję, ale niestety się przeliczyli. Do końca serialu pozostały tylko dwa epizody, ale zamkniętego zakończenia spodziewać się raczej nie możemy.
Produkcja NBC to na pewno nie najlepszy, a już tym bardziej nie najmądrzejszy serial na świecie, ale mimo wszystko miała ona w sobie coś, co powodowało, że cały czas oglądaliśmy nieprawdopodobne wyczyny bohaterów. Drugi sezon był o niebo lepszy od pierwszego, ale mimo wszystko bardzo nierówny. Scenarzyści mieli bardzo irytujący nawyk drastycznego spowalniania akcji, gdy ta zaczynała się w końcu rozkręcać. Nie inaczej jest w przypadku "$#!& Happens", które może kandydować do miana najsłabszego odcinka serii. To typowy filler, o którym naprawdę nie można napisać zbyt wiele. Wszyscy szukają Milesa, który znalazł się w położeniu tak pechowym, że aż śmiesznym. Bass i Rachel w końcu mogli trochę na siebie pokrzyczeć, a całość przed totalną porażką ratuje Giancarlo Esposito, którego Tom Neville dowiaduje się o śmierci syna.
W "Tomorrowland" jest już znacznie lepiej, a powyższa ocena (też nieco z sentymentu, bo to moja ostatnia recenzja Revolution) odzwierciedla właśnie poziom odcinka 20. Bo gdybym miał wyciągać średnią z obu… W każdym razie w końcu coś zaczęło się dziać! Nie zapominajmy, że serial zniknął z ramówki NBC na miesiąc, po czym uraczył nas w swoim powrocie epizodem nad wyraz marnym. Dwa najważniejsze wątki zostały niemal pominięte – nanity były obecne w postaci łaknącej pizzy Priscilli, a Patriotów nie było wcale. W ostatniej odsłonie naprawiono te błędy i stworzono podwaliny pod wybuchowy finał tej historii. Jak pisałem wyżej, widać jak na dłoni, że końcówkę drugiego sezonu realizowano z myślą o kolejnym, więc istnieją spore szanse, że tę postapokaliptyczną przygodówkę zwieńczy cliffhanger, którego rozwinięcia nigdy nie poznamy.
[video-browser playlist="634503" suggest=""]
Tytuł recenzji odpowiada motywowi ostatniej szansy, który można odnieść do kilku aspektów fazy, w jakiej obecnie znajduje się Revolution. Zacznijmy więc od Trumana, który w końcu pokazał cojones i kulkę w łeb zamienił na możliwość odkupienia wcześniejszych niepowodzeń. W Białym Domu mamy prawdziwego dyktatora psychopatę, który nie spocznie, dopóki nie doprowadzi do wojny pomiędzy Kalifornią a Teksasem, a jedynymi ludźmi, którzy mogą jej zapobiec, są Monroe, Miles i spółka. Rzeź dokonana z pomocą gazu musztardowego sprawia, że liczba rebeliantów jeszcze bardziej się zmniejsza i nadszedł czas na ostateczną, wręcz samobójczą ofensywę. W tym momencie dochodzi do ciekawej dynamiki między dwójką dawnych przyjaciół. Miles chce ograniczyć rozlew krwi i decyduje się na tradycyjne metody szpiegowskie, umieszczając podwójnego agenta w paszczy lwa. Monroe natomiast nadal nie porzucił planów odbudowania swojego dawnego imperium i razem z synem planuje rozwiązanie siłowe. Obiecująco wypada finałowa scena, w której do mężczyzn dołącza żądny zemsty Neville.
Mamy więc do czynienia z "festiwalem ostatnich szans": na pokutę za grzechy przeszłości i zmianę samego siebie (Miles), na pozostawienie dziedzictwa swojemu potomkowi (Monroe) czy też na pomszczenie syna. Ostatnią szansę ma również samo Revolution - na to, aby zakończyć tę historię na przyzwoitym poziomie. Nawet jeśli wątki urwą się i nigdy nie zostaną wyjaśnione, jest kilka sposobów, aby serial pozostawił po sobie w miarę pozytywne wrażenie. Śmierć prezydenta i niejako powrót do korzeni w postaci na nowo rozpoczętej rywalizacji Milesa z Monroe byłoby eleganckim zatoczeniem tego fabularnego koła. Pozostaje również kwestia nanitów, ale w tym przypadku nie będę nawet próbował spekulować. Ostatnie ich zachowanie i plan zmuszania ludzi do bycia "szczęśliwymi" to prawdziwe pomieszanie z poplątaniem (choć scena z "zamrożonymi" Patriotami w maskach gazowych wyszła nieźle, naprawdę niepokojąco). Chyba tylko nieprawdopodobny przebłysk geniuszu Aarona może zneutralizować to zagrożenie, ale jeżeli tego byśmy się doczekali, to chyba dopiero w kolejnych seriach, które nigdy nie powstaną.
Poznaj recenzenta
Oskar RogalskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat