

Oszukać przeznaczenie: Więzy krwi to coś więcej niż tylko kolejna seria krwawych wypadków i śmierci. Reżyserzy Zach Lipovsky i Adam B. Stein, których można było już poznać w takich filmach jak Freaks (2018) i Kim Possible (2019), odświeżyli formułę, wprowadzając do fabuły motyw dziedziczności. Główną bohaterką jest młoda studentka, która po śmierci swojej babci zaczyna doświadczać dziwnych wizji i przeczucia nadciągającego zagrożenia. Okazuje się, że starsza kobieta wiele lat wcześniej starała się oszukać przeznaczenie, ale to, co miało skończyć się wraz z jej pokoleniem, przenosi się na kolejne. Teraz śmierć szuka sprawiedliwości także u jej wnuczki. Motyw przekleństwa, które nie dotyczy tylko jednej osoby, ale całej rodziny, pozwala pogłębić historię emocjonalnie. Dzięki temu film staje się nie tylko opowieścią o polującym fatum, ale także o więziach rodzinnych i traumie pokoleniowej. To coś, czego w poprzednich częściach ewidentnie brakowało, a pchnęło całą historię na przód.
Co za tym idzie, zmienia się przedstawienie samych bohaterów. Nie są oni jedynie ofiarami, których los śledzimy tylko po to, by zobaczyć, kto z nich zginie pierwszy. Tym razem przedstawione zostają postacie rozbudowane emocjonalnie, a także z własnymi historiami i wątkami, które tłumaczą ich osobowość. Dzięki temu nie tylko rośnie w nas ekscytacja, ale również poczucie empatii. Nie oznacza to, że film nagle staje się psychologicznym dramatem, ale zdecydowanie wypada lepiej pod względem wiarygodności i zaangażowania. Choć i w poprzednich częściach zdarzały się próby zarysowania charakterów postaci, dominowało jednak podejście oparte na stereotypach i uproszczeniach. Nowa część wyraźnie odchodzi od tego schematu.
Podstawowe pytanie, które pojawiło się już na etapie zapowiedzi: czy śmierć znowu będzie kreatywna? W tym aspekcie nie ma cienia wątpliwości, że tak – i to nawet bardziej niż można było się spodziewać. To, co od lat stanowi znak rozpoznawczy serii, wciąż działa bez zarzutu. Mimo upływu czasu twórcy nadal potrafią zaskoczyć inwencją i budowaniem napięcia wokół pozornie błahych przedmiotów codziennego użytku, sprawiając, że nigdy już nie spojrzymy na nie w ten sam sposób. Ważne jednak, że mimo makabry film nie popada w przesadę. Niektóre sceny mają wręcz autoironiczny wydźwięk, tak jakby twórcy sami doskonale zdawali sobie sprawę z tego, jak bardzo absurdalnie to wygląda, ale przez to całość wypada jeszcze lepiej. Seria zawsze balansowała z absurdem, ale tym razem twórcy robią to z większym wdziękiem. Zamiast przypadkowego rozlewu krwi dostajemy świadome sceny z domieszką czarnego humoru.
Niestety, w tym aspekcie pojawił się zgrzyt, który osłabia odbiór niektórych fragmentów – mowa o promocji filmu. Niemała część najbardziej efektownych scen została bowiem ujawniona już na etapie zwiastunów, co sprawiło, że zamiast zaskoczenia pojawiała się raczej znajomość i oczekiwanie na znane już kadry. To zabieg, który odbiera pewną część emocji i napięcia, a szkoda, bo potencjał wielu z tych momentów mógłby w pełni wybrzmieć dopiero w sali kinowej.
Więzy krwi to duży ukłon w stronę klasyki. Nie rewolucjonizuje gatunku, ale ma wszystko, co powinien zawierać dobry sequel tej serii: zaskakuje, czasami bawi i straszy, a co najważniejsze, zostawia nas z pytaniem, czy naprawdę da się oszukać przeznaczenie? Jednocześnie najnowsza część całej sagi działa doskonale jako osobna historia, nawet dla osób nieoglądających jej poprzedników.
Poznaj recenzenta
Paulina Mika
