Outlander: sezon 6, odcinek 4 - recenzja
Data premiery w Polsce: 3 listopada 2014Outlander prezentuje nam kolejną poruszającą opowieść o miłości. Mimo że tym razem w odcinku nie zabrakło dłużyzn, to sama historia chwyta za serce.
Outlander prezentuje nam kolejną poruszającą opowieść o miłości. Mimo że tym razem w odcinku nie zabrakło dłużyzn, to sama historia chwyta za serce.
Odkąd Jamie i Claire stali się dość statecznym małżeństwem, w serialu brakowało porywającego romansu, który celebrowałby uczucie łączące dwójkę ludzi. Co prawda twórcy co jakiś czas serwują nam gorące segmenty z udziałem państwa Fraser, sugerując, że płomień miłości między nimi będzie tlił się wiecznie, ale chyba wszyscy patrzą już na zaloty dziadka Jamiego i babci Claire z przymrużeniem oka. Ostatni wiarygodny romans mieliśmy we współczesności, kiedy to Brianna i Roger dopiero się poznawali. W najnowszym odcinku śledzimy historię Iana. Jest ona bardzo romantyczna i ma obowiązkowe słodko-gorzkie zakończenie. Losy chłopca chwytają za serce, a sama opowieść jest odpowiednio udramatyzowana.
Tym razem zabrakło Thomasa Christie, więc i sama fabuła nie jest zbyt głęboka i ponura. Historia Iana jest elementem większego wątku skupiającego się na zaangażowaniu Indian w konflikty białych osadników. Outlander w znamienny sobie sposób reinterpretuje historyczne wydarzenia, czyniąc z Jamiego ważnego uczestnika trwającej rozgrywki. Całość zostaje subtelnie połączona z losami Iana, który finalnie radzi sobie z demonami przeszłości i obiera właściwą ścieżkę. Wybacza byłemu przyjacielowi, do którego odeszła jego indiańska kobieta. Mimo że to on jest ofiarą całej sytuacji (porzucony przez ukochaną, wygnany z plemienia), sprzeciwia się niesprawiedliwości i nie poddaje się żądzy zemsty.
Historia Iana jest oczywiście mocno wygładzona i nieco naciągana, ale nie da się oprzeć urokowi romantycznej opowieści o nieszczęśliwej miłości. Prawdziwe uczucie przegrywa z indiańskimi wierzeniami i przesądami. Para zakochanych nie jest w stanie począć dziecka, a winą za taki stan rzeczy zostaje obarczony Ian. Ten „inny” musi opuścić swoją wspólnotę – po stronie Iana nie staje nawet miłość jego życia. Można w tym wątku dostrzec subtelne nawiązanie do wcześniejszych wydarzeń. We Fraser’s Ridge religia i przesądy również są źródłem nietolerancji, ksenofobii i zaściankowości. Podobnie sytuacja wygląda u Indian, choć ich wierzenia są oczywiście zupełnie inne. U Mohawków uczucie między dwojgiem kochających się ludzi jest bez szans w starciu z religią, a to przecież wiara w założeniu ma prowadzić do prawdziwej miłości. Spoglądając pod tym kątem na historię Iana, można dostrzec parabolę, przy pomocy której twórcy starają się przekazać nam pewne przesłanie.
Główną oś fabularną uzupełnia wątek Claire i jej eksperymentów z eterem. W gabinecie pani Fraser nie dzieje się jednak nic znaczącego. Młodzi asystenci Claire próbują zrozumieć działanie wynalazku, który wyprzedza epokę. Sekwencje z ich udziałem są błyskotliwe i zabawne, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że stanowią jedynie dygresję tego, co dzieje się poza Fraser’s Ridge – jakby twórcy czuli się zobligowani, żeby Claire, jako główna bohaterka serialu, dostała swoje pięć minut w odcinku. Z drugiej strony da się zauważyć, że coraz częściej na pierwszym planie pojawia się córka Thomasa Christie. Malva jest ewidentnie zafascynowana Claire. Dziewczynie podoba się niezależność pani Fraser, a także jej naukowa perspektywa i wyzwolona natura. Idąc w ślady Claire, Malva stanie jednak w kontrze do swojego ojca, który już teraz jest dla niej aż nazbyt surowy. Bieżący odcinek ma za zadanie zaakcentować ciekawość Malvy i pokazać, że jej całkowite wyrwanie się z zaściankowości to tylko kwestia czasu.
Pozostałe wydarzenia nie wywołują większych emocji, choć należy docenić fakt, że twórcy przypomnieli sobie, iż Outlander to też opowieść o podróżach w czasie. Znający smutną przyszłość Indian Fraserowie próbują przestrzec ich przed zgubnymi działaniami. Serial już od dłuższego czasu delikatnie korzysta z konwencji science fiction i tak jest tym razem. Dobrze jednak, że motyw przenoszenia się w czasie jest wykorzystywany, bo dzięki temu Outlander zyskuje na oryginalności.
To nie był najlepszy odcinek w bieżącej serii, ale dobrze, że Ian wreszcie dostał swoje pięć minut. Szkoda, że życie go nie oszczędzało, ale dzięki temu mogliśmy sobie przypomnieć, że Outlander potrafi opowiadać smutne i romantyczne historie.
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat