Pan domu: sezon 1, odcinek 1 - recenzja
Data premiery w Polsce: 18 lipca 2024Pan domu to serial Netflixa z Tajlandii, który cieszy się coraz większą popularnością. Czy pierwszy odcinek zachęca do obejrzenia całego sezonu?
Pan domu to serial Netflixa z Tajlandii, który cieszy się coraz większą popularnością. Czy pierwszy odcinek zachęca do obejrzenia całego sezonu?
Pan domu to serial z Tajlandii, a produkcje z tego kraju nie osiągały popularności na świecie. Jednak dzięki Netflixowi jest o nim głośno w mediach społecznościowych. Czy to oznacza, że Tajlandia postawiła ważny krok w kierunku rywalizacji o widza z Koreą Południową i Japonią? Polemizowałbym z tym – nie da się ukryć, że hype jest ogromny, ale tak naprawdę tytuł nie jest ani odkrywczy, ani szczególnie ciekawy. Dostajemy ograną historię, którą mocno osadzono w gatunku. Widzieliśmy już podobne motywy w lepszych serialach. To nie oznacza, że jest źle, bo kultura i zasady społeczne w Tajlandii nadają temu charakter.
Historia opowiada o bardzo wpływowej i bogatej rodzinie. Tytułowy pan domu, czyli Roongroj, jest chodzącym stereotypem. To szef władający dobrze prosperującą korporacją, a prywatnie człowiek oschły i poważny. Pierwszy odcinek pokazuje jego charakter, a także buduje odpowiednie tajemnice i konflikty. Istotną rolę w serialu odgrywa jego relacja z synami. Okazuje się, że nie ma między nimi uczuć, bliskości ani jakiejkolwiek czułości. Przypomina to bardziej relację biznesową – prezes i podwładni, którzy chcą mu się przypodobać, by w przyszłości przejąć dowodzenie w firmie. To jest dość intrygujący motyw, bo naprowadza nas na to, o co może tu chodzić – jak można się domyślić, dochodzi do morderstwa. Ciekawość widza zostaje pobudzona, ponieważ zaczynamy zastanawiać się, kto zabił pana domu. Obaj synowie pragną władzy, wpływów i pieniędzy, ale sami nie potrafią do tego dojść. Poza tym ojciec źle ich traktował. Na ten moment są głównymi podejrzanymi, ale dobrze wiemy, że to byłoby zbyt proste. Z drugiej strony – produkcja jest schematyczna, więc nie powinniśmy się zdziwić, gdyby wszystko poszło typowym torem.
Śmierć pana domu to pierwszy główny wątek. Drugi to tajemnica związana z tym, że Roongroj na oczach rodziny poślubił służącą. Jest to ciekawe, bo w ogóle nie widzimy między nimi uczucia, czułości czy czegokolwiek, co mogłoby sugerować miłość. Być może ojciec chciał dać nauczkę członkom rodziny, zachowującym się jak pasożyty? Jego nowa wybranka po morderstwie staje się centralną bohaterką, ale niewiele o niej wiemy. Czy rzeczywiście to jakaś gra, a teraz dziewczyna musi odnaleźć się w świecie bogaczy? Jej wycofanie i nieśmiałość przywodzi na myśl przysłowie: "Cicha woda brzegi rwie". To dodatkowo pobudza naszą ciekawość.
Tajlandia nie może jeszcze konkurować z innymi państwami w branży serialowej, bo produkcja pod względem realizacyjnym pozostawia wiele do życzenia. Pojawiają się pewne zgrzyty – na przykład dziwne wykorzystanie bardzo głośnej muzyki w tym odcinku. Czasami pobudza ona emocje i podkreśla znaczenie scen, najczęściej jednak wydaje się losowym narzędziem, które reżyser wykorzystuje, kiedy ma taką fanaberię. To irytuje i psuje dobre wrażenie.
Koniec końców pierwszy odcinek Pana domu nie zapowiada ponadprzeciętnego dzieła. Nieciekawe postacie, trochę za dużo chaosu realizacyjnego i schematyczność fabuły to aspekty, które pozostawiają wiele do życzenia. Można wysnuć wniosek, że cały ten szum wokół tytułu nie ma za bardzo sensu. Być może później historia się rozkręca i jest ciekawsza, ale jeśli pierwszy odcinek raczy nas przeciętnością i wywołuje zaledwie umiarkowane emocje, to nie mamy ochoty na kolejny. Jest w porządku, ale to za mało. Twórcom chyba spodobała się Sukcesja i chcieli zrobić coś podobnego, ale zabrakło im doświadczenia i kreatywności.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1979, kończy 45 lat