Peacemaker: sezon 2, odcinek 7 - recenzja spoilerowa
Data premiery w Polsce: 3 października 2025W zeszłym tygodniu Peacemaker wskoczył na półkę wyżej niż poprzednie odcinki 2. sezonu. Czy dobra forma została podtrzymana?

Zeszłotygodniowy 6. odcinek Peacemakera rozpędził nieco ten rozklekotany wózek, jakim był 2. sezon serialu Jamesa Gunna. Skupienie na Ziemi-2, a raczej Ziemi-X, przyniosło zbawienny rezultat. Vigilante dostał więcej czasu, na czym od razu zyskała cała produkcja, a drużyna w końcu zebrała się w kupę i musiała odkryć mroczne tajemnice alternatywnego, (nie)idealnego świata. Czy przedostatni odcinek kontynuuje ten trend i stawia dobry fundament pod finał i przyszłość DCU? Na szczęście – tak!
Po licznych wskazówkach wyłapanych w sieci mało kto był zaskoczony twistem z poprzedniego odcinka. Cieszę się jednak, że się on wydarzył. To było logiczne i ciekawe posunięcie. Dobrze było zobaczyć Peacemakera i Harcourt razem w akcji. Widać, że te postaci się rozumieją i mają naturalną chemię. Nie bez powodu ignorancja nosi imię Chrisa, ponieważ jego niezdolność zauważenia ogromnego muralu z Hitlerem w biurach Argusa była przekomiczna, a zarazem pasująca do postaci. Noszący różowe okulary Chris, który myślał tylko o rodzinie, naprawdę mógłby czegoś takiego nie zauważyć. Uroczy był też moment, gdy Emilia przytuliła się do niego podczas ucieczki Peace-cyclem. Mam nadzieję, że wydarzenia z tego sezonu zbliżą ich w pełni do siebie i zobaczymy nowy etap ich relacji.
Judomaster powrócił! Co prawda spodziewałem się, że zobaczymy go w jakimś obozie i będzie z tym związana większa akcja, ale może to i lepiej, że biedakowi nic się nie stało. Fajnie się patrzyło na jego interakcje i rozmowy z Adebayo. Okazuje się, że wcale nie jest takim złym kolesiem. Byłby wartościowym dodatkiem do drużyny. Łączy go wiele wspólnych cech z Peacemakerem i Vigilante – szczególnie w kwestii poczucia humoru i wiecznego dogryzania innym. Adebayo z kolei po raz kolejny udowodniła, że jest świetną przyjaciółką. W przeszłości miała nieprzyjemne spotkanie z Judomasterem, który raczej bez problemu mógłby sobie z nią poradzić, a mimo tego stanęła w obronie Chrisa i nie pozwalała na znieważanie go w jej towarzystwie. Urocze!

Rozbawiło mnie też zrobienie z mieszkańców Ziemi-X kompletnych kretynów. Nie mam z tym absolutnie żadnego problemu. Przypomniało mi to starsze filmy i kreskówki, w których naziści byli ukazywani jako bezmózgie tępaki. Ucieszył mnie też rekord pobity przez Judomastera! Gratulacje!
Pochwalę też scenę, w której powrócił jeden z pomagierów Lexa Luthora z Supermana. To była krótka i prosta scena, ale pomogła w budowaniu mitu superzłoczyńcy. Jego pomagier najpierw chciał się targować i wynegocjować skrócenie swojego wyroku, ale kiedy tylko usłyszał o Luthorze, od razu spokorniał, by nie narazić się na niezadowolenie swojego byłego szefa. To subtelny sposób na dalsze budowanie aury niepokoju i szacunku wokół Luthora, którego rola w DCU będzie tylko większa wraz z kolejnymi projektami.

W całym odcinku zdecydowanie najciekawszy był wątek rodziny Chrisa. Można było przewidzieć, że jego ojciec nie będzie w tym świecie nazistą. Nie pasowali do światów, w których żyli. Naprawdę było mi przykro, gdy Vigilante wparował przez okno i bezceremonialnie zadźgał ojca głównego bohatera. To było szokujące i wcale się tego nie spodziewałem. Pasowało to jednak do serialu i jego humoru. Monolog Roberta Patricka był naprawdę przejmujący i dało się go zrozumieć. Nie był w stanie zmienić i uratować całego świata. Mógł się z nim nie zgadzać, ale nie poradziłby sobie sam ze zmianą wszystkiego. Jestem ciekaw, jakie podejście miał Keith. Zdawał się słuchać ojca, ale czy w pełni podzielał jego światopogląd? Trudno powiedzieć.
Finałowa sekwencja odcinka była dramatyczna. Chris znów musiał patrzeć, jak całe jego życie się rozpada – jak ojciec umiera (na dodatek zabity przez jego najlepszego przyjaciela), a brat zostaje niemal zaszlachtowany przez pozostałych jego znajomych. John Cena naprawdę popisał się aktorsko. Krzyk, płacz i załamanie były wiarygodne, przejmujące i wzruszające. Peacemaker został w pełni złamany emocjonalnie. Doświadczył najgorszej traumy w swoim życiu i raz jeszcze uświadomił sobie, że to on jest źródłem problemów. To była naprawdę mocna scena, której się nie spodziewałem w tym sezonie. Miałem obawy, czy coś takiego zobaczymy, ponieważ nawet w tym odcinku ciągle przerywano poważne sceny żartobliwymi wstawkami – szczególnie irytował mnie Economos.
Spodziewam się też, że zobaczymy jeszcze Keitha. Nie bez powodu Harcourt chciała go zabić, żeby ten nie ścigał Chrisa w przyszłości, ale jej się to nie udało. Okazało się, że brat głównego bohatera nadal żyje i jest pod opieką lekarzy. Myślę, że nie widzieliśmy go ostatni raz.

Zakończenie było wisienką na torcie. Cieszę się, że Peacemaker w końcu coś zrozumiał. Zachował się inaczej niż zwykle, doszedł do pewnych wniosków. Zobaczyliśmy jego rozwój – chyba największy od momentu rozpoczęcia serialu. Droga tego antybohatera jest fascynująca, zwłaszcza gdy przypomnimy sobie o tym, jak okropnym był człowiekiem w Legionie samobójców z 2021 roku. Jestem ciekaw, co stanie się w finale. Argus otrzymał technologię otwierającą wrota do multiwersum i z pewnością zacznie się tym bawić. A to nie przyniesie nic dobrego. Żałuję tylko, że odcinki trwają tak krótko. Ten sezon miał potencjał, żeby bardziej rozwinąć poszczególne wątki i postaci. Jeśli to koniec z Ziemią-X, to będę odrobinę zawiedziony – chyba że odwiedzimy jeszcze inne światy.
Poznaj recenzenta
Wiktor Stochmal



naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1983, kończy 42 lat
ur. 1967, kończy 58 lat
ur. 1988, kończy 37 lat
ur. 1964, kończy 61 lat
ur. 1973, kończy 52 lat

