Pingwin: sezon 1, odcinek 6 - recenzja spoilerowa
Data premiery w Polsce: 28 października 2024Pingwin znów daje dowód na to, że może być jednym z najlepszych seriali komiksowych wszech czasów. Od przepełniających Gotham brudu i nędzy nie sposób się uwolnić.
Pingwin znów daje dowód na to, że może być jednym z najlepszych seriali komiksowych wszech czasów. Od przepełniających Gotham brudu i nędzy nie sposób się uwolnić.
Witaj na Złotym Szczycie w trzęsącym się w posadach Gotham – otwórz puszkę piwa i wybierz stronę sporu albo przepadnij w nicości. Pingwin w 6. odcinku ugruntowuje swoją pozycję jako jeden z najlepszych seriali komiksowych w historii. Twórcy produkcji raz jeszcze oferują widzom osobliwy paradoks: z jednej strony ekranową opowieść ogląda się ze ściśniętym gardłem, z drugiej można poczuć się tak, jakby ktoś do tego gardła przystawiał nóż. Atmosfera gęstnieje tak mocno, że odór porozrzucanych po ulicach worów śmieci i przepełniające mieszkania Crown Point przeraźliwe zimno stają się niemal namacalne. Z tej jedynej w swoim rodzaju poetyki brudu wyłaniają się ludzie z krwi i kości: szefowie gangów stojący przed wyborem, który na zawsze zmieni układ sił w mieście, Victor przeobrażający się w kata, podążająca śladami tytułowej postaci Sofia i wreszcie on, samozwańczy obrońca uciśnionych i zarazem "kłamca, narcyz i morderca", Oswald Cobb. Żaden z odbiorców nie ma wątpliwości, że w tym rozsadzanym mafijnymi porachunkami pejzażu nędzy i rozpaczy w ostatnich tygodniach zrodziło się coś bezgranicznie autentycznego. Ot, mroczna strona prawdy o człowieczeństwie rozwalcowanym korupcją, przestępczością i biedą. Złoty Szczyt w przewrotny i niezwykle dosadny sposób nie tylko rozwija najważniejsze dla serialu wątki, ale i bierze na warsztat skomplikowane dylematy moralne na czele z tym, jak dziś postrzegamy koncepcję "prawa do miasta". Czapki z głów. Przecież o takie produkcje komiksowe walczyliśmy/nic nie robiliśmy (niepotrzebne skreślić), prawda?
W ostatnim odcinku twórcom Pingwina udaje się znaleźć złoty środek w kwestii tego, co wcześniej mogliśmy uznać za największy mankament opowieści: narracyjnego rozdźwięku pomiędzy skupianiem się na jednej bądź wielu postaciach jednocześnie. W Złotym Szczycie szansę nadpisania swoich losów dostają więc zarówno poszczególni bohaterowie (Oz, Sofia, Victor, Francis, Eve), jak i zbiorowość – głowy mafijnych rodzin, pracujący dla Cobba czy pozbawieni prądu mieszkańcy najbiedniejszych dzielnic, ze wściekłością spoglądający na rozświetlony ratusz miasta. Pogłębiające się rozwarstwienie społeczne i tąpnięcia w strukturze klasowej zawsze doprowadzają do narodzin trybunów ludu. W przypadku Gotham staje się nim Pingwin, przy czym motorem napędowym jego działań jest oportunizm. To populista pełną gębą, który w umiejętny sposób diagnozuje wrogów (rada miasta, rodziny Gigante i Maroni) i nawołuje do buntu tudzież krwawej rewolucji. Darmowy Bliss na ulicach i zawiązanie wielkiego, mafijnego sojuszu traktuje wyłącznie jak kolejne elementy układanki mającej wynieść go na tron przestępczego świata Gotham. Starcie z Sofią i Salem już pochłania pierwsze ofiary. Sęk w tym, że na horyzoncie widać o niebo mocniejsze uderzenia – te, które Oza mogą trafić w samo serce.
Choć w Złotym Szczycie znacznie mniej jest Sofii, wcielająca się w jej rolę Cristin Milioti znów udowadnia, że zasługuje na obsypanie najważniejszymi nagrodami telewizyjnymi. Rozmowa z Eve, w trakcie której obie kobiety w ekspresowym tempie zdołały uchwycić cząstkę duszy Pingwina, jest absolutnie fenomenalna; to jedna z tych małych wielkich scen, które potrafią przebywać w umyśle na długo po seansie. Tym bardziej że jej bezpośrednią konsekwencją staje się znakomity cliffhanger, w ramach którego obecna głowa rodziny Gigante wchodzi do mieszkania z łomem w ręku i spogląda na tańczących Victora i Francis. Chylę czoło przed sposobem, w jaki odpowiedzialni za serial eksponują chorobę matki Oza i przepełniające jej głowę demony. To poruszanie się od wybuchów irracjonalnej złości po obwarowane ogromnym ładunkiem emocjonalnym momenty pozorowanej normalności znakomicie oddaje psyche w stanie rozkładu. Z jednej strony chcesz kibicować Bogu ducha winnej staruszce. Z drugiej wciąż pamiętasz o tym, że na tytuł Matki Roku nigdy nie zasługiwała. Jest też młody Aguilar, który w imię Pingwina musi zabić zdesperowanego w materii finansowej Squida. Powiem wprost: gdy po raz pierwszy zobaczyłem Rhenzy'ego Feliza w innym serialu komiksowym, Runaways, wydawał mi się idealnym kandydatem na jednego z najbardziej irytujących aktorów młodego pokolenia. Nie mogłem się bardziej pomylić; kapitalnie portretuje on targanego wielkimi rozterkami emocjonalnymi i moralnymi Victora, przemycając w pokryty brudem i brutalnością świat Cobbów ludzki pierwiastek. Bo przecież Pingwin, podobnie zresztą jak Batman od Matta Reevesa, to opowieść o człowieku zawieszonym w rzeczywistości, w której granica między dobrem a złem została raz na zawsze zatarta. Przeklęty nihilizm? Być może, ale zaserwowany tak, że na ekranie aż iskrzy.
Przed nami dwa ostatnie odcinki, które – jak chyba wszyscy zakładamy – skupią się na oddaniu skali wielopoziomowej wojny gangów w Gotham i ukazaniu jej następstw. Jest coś niezwykle ożywczego w fakcie, że w przededniu tej krwawej batalii twórcy Pingwina postanowili naszkicować emocjonalne położenie najważniejszych dla całej historii bohaterów, ale pamiętali przy tym o często bezimiennych mieszkańcach Crown Point; przyjęcie perspektywy wypchniętych poza społeczny margines ludzi pozwala nam lepiej uświadomić sobie, dlaczego wszystko, co dzieje się w mieście Oswalda Cobba, przywodzi na myśl siedzenie na beczce prochu. Cieszy również fakt, że tuż pod nią, w podziemiach Gotham, życie zaczęło tętnić. Nawet jeśli pod dyktando Oza i jego narkotykowego biznesu, w kontekście dalszej eksploracji świata Matta Reevesa wypada mieć nadzieję, że da się tu usłyszeć pohukiwania sowy... A może całego ich trybunału? Zanim jednak do tego dojdziemy, zanim ulice miasta znów spłyną krwią, czas porozmawiać o tym, co najważniejsze. To już najwyższa pora, aby zastanowić się, czy Pingwin ma serce? Z pomocą w udzieleniu odpowiedzi na to pytanie przychodzi Sofia Gigante i jej łom. Witajcie w Gotham. To miasto Was pochłonie.
Poznaj recenzenta
Piotr PiskozubDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat